„Morderstwa
w Somerset”
Anthony
Horowitz
Podejrzenie
wcale nie musi od razu mieć solidnych podstaw. Czasem pojawia się nagle,
jeszcze chwilę wcześniej go nie było, a zaraz potem nie daje spokoju i każe
spojrzeć na dany punkt z przeszłości jeszcze raz. Coś zaczyna nie pasować, nie
pozwala skupić się na czymś innym i domaga się odpowiedzi, chociaż otoczenie
puka się w czoło i spogląda z ironią. Tylko i aż tyle może być początkiem
śledztwa, którego wynik jest nieprzewidywalny.
Przed
pewnymi książkami człowieka powinno się przestrzec, Susan Ryeland nikt nie
uprzedził co ją czeka w trakcie lektury najnowszej odsłony śledczych dokonań
detektywa Atticusa Pünda. Dziewiąty tom miała zredagować, podobnie jak osiem
wcześniejszych, oraz wiele innych powieści. Nic niezwykłego, zwłaszcza dla tak doświadczonej
redaktorki, po prostu praca tyle, że z gatunku tych wykonywanych z pasją i
przynoszących satysfakcję. Atticus zresztą był jedną z ulubionych postaci
Susan, jego twórca to całkiem inna historia, lecz w tym momencie to „Morderstwa
w Somerset” były najważniejsze. Wszystkie wątki napisano w odpowiedni sposób i
w ciekawym stylu, bohaterowie również gwarantowali intrygujący rozwój wydarzeń,
a reakcje przyszłych czytelników na pewno miały być z kategorii tych gwarantujących
sukces, co do nie było wątpliwości. Jedynie pewien problem przerwał pracę pani
redaktor i był to jednocześnie punkt zwrotny we wszystkim, dosłownie. Najnowsza
książka Alana Conwaya wstrząsnęła życiem Susan, zresztą co najmniej kilku osób
także. W końcu niecodziennie człowiek styka się z czymś co do tej pory było kryminalną
fikcją literacką, pytanie tylko czy to prawda? Ale podejrzenia przybierają na
sile, a kolejne informacje jakoś coraz lepiej pasują do nich. Jednak czy
naprawdę doszło do morderstwa, a jeśli tak to kto zabił?
Susan
miała prosty plan – przeprowadzić własne śledztwo, nic więcej. Po prostu
chciała sprawdzić swoje przypuszczenia, a wszystko to przez Atticusa Pünda!
Gdyby ktoś ją ostrzegł co ją czeka, lecz nikogo takiego nie było, chociaż czy
na pewno?
Książka
o książce już zaciekawia, ale to nie wszystko, bo „Morderstwa w Somerset” to
dwa kryminały w jednym. Wielbiciele suspensu mogą zacierać ręce, a pozostali
dostaną lekturę, w której nie zabraknie zagadek i szarad spod znaku sensacji oraz
zbrodni. Anthony Horowitz dorównuje autorom klasyków spod znaku skomplikowanych
dochodzeń i intrygujących zbrodni.
Angielski klimat opowieści kryminalnych jest jak najbardziej obecny, a jego
specyficzny charakter nadaje całości dodatkowego, niepowtarzalnego, smaku. W „Morderstwach
w Somerset” nie ma spektakularnych scen rodem z filmów sensacyjnych i super
nowoczesnych laboratoriów, co więc przemawia na korzyść tych dwóch splecionych
z sobą historii? Śledztwa, aż do bólu tradycyjne, ale wciągające czytelnika i
poszukiwanie odpowiedzi na pytania – kto zabił i dlaczego? Czy to nie za mało
na intrygującą powieść? Nie, jeżeli wie się jak ich użyć, a Anthony`iemu
Horowitzowi nie można odmówić ani wiedzy i umiejętności oraz kreatywności w podejściu
do klasyki gatunku. Angielska wieś lat pięćdziesiątych i współczesny Londyn, osobliwy
śledczy, nieco gamoniowaty policjant i amatorka w roli detektywa, każdy z tych
elementów odgrywa swoją rolę w fabule, chociaż w końcowym rozrachunku okazuje
się, iż mają one inne znaczenie niż na pierwszy rzut oka. W „Morderstwach w
Somerset” słowa są istotne, nie są użyte przypadkowo, przekazują o wiele więcej
niż początkowo mogło się wydawać, dodatkowo autor bawi się w słowne gry i
szarady. Ciekawym wątkiem jest także wplecenie do akcji rzeczywistych pisarzy,
a nawet pewną rolę odgrywa sam Anthony Horowitz. No i pozostaje jeszcze kwestia
kryminału w kryminale, podwójna zagadka multiplikuje znaki zapytania oraz
scenariusze rozwiązań.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Rebis