środa, 30 października 2024

Koniec i początek

Nowość:

„Pocałuj mnie Artemido”

Agnieszka 

Lingas – Łoniewska

 

 

Zemsta podobno najlepiej smakuje na zimno, ale też i jest ucztą bogów, bywa również słodka. Jednak za każdym razem przypomina o tym, co nas zraniło i wciąż boli. Gniew nie jest najlepszym doradcą, zwłaszcza gdy nie pozwala zamknąć drzwi do przeszłości i otworzyć kolejne, do przyszłości. Jeśli nie zauważy się tego w porę to dużo można stracić…

 

Nawet najlepszy plan może przynieść nieoczekiwane skutki. Artemida od lat przygotowywała doskonałą wersję, w jakiej nie było miejsca na przypadek lub odstępstwo. Kobieta wszystko dokładnie przemyślała i w szczegółach dopracowała zemstę na kimś, kto odebrał jej to, co najcenniejsze dla niej. Nie potrafi zapomnieć o przeszłości oraz wydarzeniach, jakie naznaczyły ją. Cios za cios, bez jakiejkolwiek litości, bo czy ten człowiek współczuł jej i żałował swoich czynów? Nie! Dlatego i ona nie zamierza zboczyć z drogi. Uderzy w najsłabszy punkt i w końcu rachunki wyrównają się. Czy jednak wzięła pod uwagę, co poczuje, gdy spotka się twarzą w twarz z Arturem, mającym być środkiem do celu, spisanym na straty? Doskonały plan brał pod uwagę jedynie smutną satysfakcję, że sprawiedliwości stało się zadość, tyle, że rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Do głosu dochodzą nieoczekiwane emocje, do tej pory skryte za bolesnymi doświadczeniami i żalem za tym, co zostało utracone bezpowrotnie. Jak może zakończyć się znajomość Artemidy, pragnącej wyłącznie zemsty i chłopaka, budzącego to, czego miało nie być? Nie tak łatwo jest odciąć się od nieoczekiwanych uczuć i tego, co z sobą przyniosły.

 

Strata. Ból. Zemsta. Historia oparta na takich fundamentach i spod pióra pisarki, doskonale potrafiącej oddać emocje oznacza jedno – podczas jej lektury nuda zagości. Do tego należy dodać nieustannie nakręcaną spiralę uczuć, sprzecznych, nieoczekiwanych, kontrastowych i przede wszystkim wciągających do świata, gdzie czerń i biel zastąpiona jest mocnymi barwami. W „Pocałuj mnie Artemido” nie ma miejsca na oczywistość, szybko zostajemy wyprowadzeni z błędu, jakim jest założenie, iż przewidzimy jak potoczą się losy postaci. Prosty schemat jedynie jest takim przez chwilę, na tyle by zmylić, a zaraz potem pokazuje złożoność pobudek bohaterów oraz pogmatwane ścieżki, jakimi podążali i co wpłynęło na to, kim są obecnie. Agnieszka Lingas-Łoniewska prowadzi ich na samym skraju granicy, jej przekroczenie otwiera równocześnie nowe możliwości, lecz oznacza również brak powrotu do tego, co było. Oczywiście jest jeszcze zemsta, której źródłem są dramatyczne wydarzenia sprzed lat, niepozwalające o sobie zapomnieć, a może ktoś do nich wraca, gdyż jest to powód by ból nie zwyciężył i jednocześnie daje cel w życiu? „Pocałuj mnie Artemido” jest historią dwojga ludzi oraz ich bliskich, połączonych niewidzialnymi więzami, dużo bardziej dramatyczniejszymi niż można by przypuszczać i jednocześnie stanowiącymi tragiczną tajemnicę.



poniedziałek, 28 października 2024

Dostrzec zło

Nowość:

„Złe miejsce, zły czas”

Małgorzata Rogala

 

Zły punkt na mapie, niewłaściwy moment, nieodpowiedni ludzie. Czasem to aż nadto by stały się wierzchołkami dramatycznego trójkąta. Jeśli do tego jeszcze dołożyć emocje, niezdrowe pragnienie wyróżnienia się za wszelką cenę i chorą rywalizację przepis na tragedię gotowy. Jeśli ktoś myśli, że niezbyt często dochodzi do takiego splotu okoliczności jest w dużym błędzie.

 

Zło zawsze ma jakieś źródło, które ignoruje się, a kiedy już nabiera ono mocy bywa za późno by mu zapobiec. Oblanie kogoś farbą to przecież „tylko” chuligański wybryk, pobicie nastolatka nie jest aż tak rzadkie, ale czym innym jest już zabójstwo. Trzy różne sprawy, całkowicie odmienna jest ich waga. Wydają się nie mieć ze sobą związku, zresztą, kto by się doszukiwał w wybrykach młodzieży kryminalnego podtekstu. Szymon Pawelec wraz ze swoją partnerką prowadzą dochodzenie w sprawie śmierci jednej z mieszkanek warszawskiego osiedla. Weronika Nowacka stara się pomóc ósmoklasiście pobitemu blisko szkoły. Nastolatka Alicja przypadkowo wchodzi w posiadanie informacji o ostatnich wydarzeniach, mających miejsce w jej otoczeniu. Co prowadzi do nieprzewidzianych skutków, wydawałoby się, że kiedy już sekrety wyjdą na jaw nie są już groźne. Jednak prawda czasem ma nie tylko gorzki smak, ale też bardzo boleśnie odciska się na ludziach. Pawelec wpada na trop, lecz trudno mi przewidzieć do kogo go doprowadzi i co jeszcze po drodze odkryje. Weronika stara się pomóc uczniom, lecz niekiedy silniejszy jest strach i presja grupy. Do czego to doprowadzi?

 

Jeżeli lubicie kryminał wykraczający poza ramy gatunkowe to książki spod pióra Małgorzaty Rogali są doskonałym wyborem czytelniczym. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej książki pisarki, poruszającej tematy nie tylko będące na czasie, lecz przede wszystkim te, obok których nie powinno przechodzić się obojętnie. Wątek kryminalny w żadnym wypadku nie jest potraktowany po macoszemu, to on jest w centrum fabuły, lecz nie jest o prosta historia o zbrodni. „Złe miejsce, zły czas” to kilkuwarstwowa opowieść o tym jak szybko rodzi się zło, ewoluuje i przede wszystkim rośnie w siłę, niedoceniane przez otoczenie. Na pierwszym planie są młodzi bohaterowie, wchodzący burzliwie w dorosłość i nie do końca świadomi wagi podejmowanych decyzji oraz nieodpowiednich pobudek. Starsze postacie są tuż obok nich, na ich oczach nakręca się spirala przemocy, lecz dlaczego nie zostaje powstrzymana? To nie jedyne pytanie, jakie nasuwa się podczas czytania. Małgorzata Rogala nie daje prostych odpowiedzi, zresztą zanim one nastąpią sami sobie odpowiadamy na nie, gdyż trudno pozostać obojętnym. Jednym z szeregu atutów tej książki jest ścisłe powiązanie wątku społecznego ze stroną dochodzeniową. Ten pierwszy nie jest jedynie dodatkiem, „ozdobnikiem” czy wypełniaczem treści. Jednocześnie autorka zwraca uwagę na konkretny problem i to, co wiąże się z nim oraz jakie są jego skutki. Warto także zwrócić uwagę na tytuł, który niejednokrotnie odnosi się do fabuły. Pozostaje jeszcze zakończenie, sprawiające, iż po raz kolejny zauważamy jak często patrzymy nie dostrzegając zła dziejącego się na naszych oczach.


                                                   Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




środa, 23 października 2024

Niewinny winny


Premiera:

„W głąb”

Katarzyna Bonda

 

Wydaje się nam, że nie ma nic prostszego od prawdy. To od niej wiele zaczyna się i równie dużo kończy. Jednak nie tak łatwo dotrzeć do niej. Często kryje się za murem milczenia, subiektywnych opinii, zręcznych iluzji i tego, wszystkiego tego, co skłania ludzi do przemilczeń oraz bólu, niezauważonego przez tych, którzy powinni go dostrzec.

 

Łatwo jest oceniać po pozorach, trudno pozostać obiektywnym, gdy stanie się twarzą w twarz z rzeczywistością odbiegającą daleko od wyobrażeń, nawet, jeśli niejedno się widziało i jeszcze więcej doświadczyło. To nie jest pierwsza sprawa, związana z zabójstwem, prowadzona przez detektywa Jakuba Sobieskiego, lecz ta ma przebieg dość burzliwy i co istotne dotyczy nastoletniej osoby. Zbrodnie popełniono w miejscu, gdzie teoretycznie nie powinno do niej dojść. Jednakże szybko okazuje się, iż z tym, z czym spotyka się detektyw dalekie jest od jego wyobrażeń, obiegowych opinii, nie wspominając już w ogóle o tym, jak powinno być. Szpital psychiatryczny dla dzieci, już to jest nieszablonowe, drugim jest ofiara oraz domniemany sprawca, obydwoje to nastolatki. Cała reszta okazuje się jeszcze mocniej pogmatwane, a śledztwo jedynie obnaża słabość systemu, z jakiego rodzą się niepisane zasady oraz patologie. Rzadko, kto z potencjalnych świadków, jest skłonny do współpracy, zresztą nawiązanie jest, co najmniej utrudnione. Jak przebiegły wydarzenia tego feralnego dnia, że jedna nastolatka nie żyje, a druga jest oskarżona, a wszystko pozostałe stanowi wielki, znak zapytania obciążający tylko jednego człowieka? Sobieski szuka odpowiedzi na pytania samotnie, wiedząc, że nieostrożność może go drogo kosztować. Ktoś zabił, ktoś został oskarżony, lecz czy to jedna i ta sama osoba? Jak udowodnić czyjąś niewinność, jeżeli nie ma się twardych dowodów, a jedynie tropy będącymi raczej poszlakami? Jaka jest prawda i czy da się ją odkryć?

 

Ofiara. Sprawca. Szybko osąd, niebędący wyrokiem, lecz brzmiący tak, i wystarczający dla wielu by nie szukać odpowiedzi na pytania. Niezwykle mocny kryminał, nie tylko ze względu na motyw, lecz przede wszystkim na tło, w którym ma miejsce. Dziecięcy szpital psychiatryczny, daleki od wyobrażeń, za to bliski najmroczniejszym obrazom. Fikcja literacka? Tak, lecz oparta na realiach. „W głąb” jest historią toczącą się bardzo zamkniętym otoczeniu, bo trudno go nazwać kameralnym, bliżej mu w niektórych momentach do klaustrofobicznego i z pewnością przerażającego nie tylko tym, co się w nim dzieje, ale przede wszystkim brakiem perspektyw na zmiany. Tego rodzaju drugi plan staje się istotnym wątkiem lub wręcz lejtmotywem, wciąż przypominającym o swoim istnieniu i niepozwalającym zapomnieć o sobie. Zagadka kryminalna wciąga nas w świat, który funkcjonuje tuż obok nas, lecz z jego prawdziwego oblicza rzadko, kto ma świadomość. Podczas lektury wpierw bardzo szybko oceniamy, później zaczynamy dostrzegać, że nie do końca jest tak jak sądzimy. To pierwszy krok, jaki czynimy wraz z główną postacią, przy kolejnych zauważamy jak ważna jest uważność, bo nieostrożność ściąga niebezpieczeństwo. Katarzyna Bonda dała czytającym do rozwiązania szaradę, w której niejednokrotnie zderzamy się z murem w ślepej uliczce i równocześnie odkrywamy niewygodną prawdę. „W głąb” dalekie jest od prostego schematu, nie ma w nim prostej recepty na zło i z pewnością kroczymy krętymi ścieżkami by zdobyć odpowiedź kto i dlaczego zabił.

                                                       

                                                     Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

wtorek, 22 października 2024

A gdyby...

Nowość:

„Ostrakon”

Krzysztof P. Czyżewski

 

Przeszłość kryje niejedną tajemnicę i równie dużo, jak nie więcej, zagadek. Wydaje się nam, iż znamy doskonale historię. Czy aby na pewno? Niejeden znak zapytania pojawia się, kiedy zagłębimy się w dziejowe zawirowania, a odpowiedzi wcale nie tak prosto znaleźć. A co by było gdyby? No właśnie pojawia się ogromne pole do przypuszczeń i spojrzenia z innego punktu widzenia niż dotychczas.

 

Zabójstwo profesora Rokosza nie należało do takich, jakie spotyka się zazwyczaj, jakkolwiek to brzmi. Jednak „nietuzinkowość” jego śmierci wcale nie oznacza, iż łatwo ją wyjaśnić. Okoliczności i brak postępów w śledztwie skłaniają Łucję Rokosz do podjęcia odpowiednich kroków czyli znalezieniu motywu zbrodni, bo przecież nic nie dzieje się bez powodu, a ten może mieć źródło w zostawionych notatkach szacownego naukowca. Okazuje się, że był on zainteresowany innym okresem w historii, niż starożytnością, będącą jego domeną. Wskazówki okazują się kolejną niespodzianką lub raczej należy użyć liczby mnogiej, gdyż niejedna kryje się w dziełach sztuki, gdzie są zakamuflowane przed niepożądanymi osobami. Co faktycznie miało miejsce pięćset lat temu? Mikołaj Kopernik znany jest wszystkim, lecz już pewna jego misja niekoniecznie jak się okazuje. Tak samo zresztą jak i cel oraz ci, których spotkał. Największe umysły renesansowego świata oraz pewien zagadkowy dar, zanim jednak dotrze on do Rzymu musi pokonać niezwykłą drogę wraz Mikołajem Kopernikiem po ówczesnej Europie. Co zawiera niezwykła przesyłka i dlaczego pięć wieków później ma ewentualny związek z morderstwem? Łucja zamierza dowiedzieć, co miało miejsce się wówczas i niedawno, lecz czy uda jej się to? Nie na darmo tak mało wiadomo…

 

Tajemnicza zbrodnia i dorównująca mu charakterem dawna zagadka. Największe umysły odrodzenia i pewien przedmiot. Niezwykłe spotkanie, jakie zaginęło w mroku dziejów. Jeśli tak jak ja lubicie lektury, w jakich zaciera się fikcja z prawdą historyczną albo tym, co jest znane i tym, co mogło wydarzyć się to lektura „Ostrakonu” będzie nie lada gratką czytelniczą. Pozostali również nie będą zawiedzeni. Autor naprawdę postarał się spleść tak wątki kryminalne z zagadkowymi by czytający równocześnie z bohaterami starali się rozwikłać starannie skonstruowaną intrygę, w jakiej odnajdujemy niejedno nawiązanie do rzeczywistych zdarzeń. Oczywiście nie można zapomnieć o słynnych postaciach, jakie zrzucają patynę i pokazują się, jako ludzie z krwi i kości. Połączenie faktów z tym, co mogłoby zajść daje powieść nie tylko z intrygującymi zwrotami w akcji, ale także niejedną niespodzianką w fabule. Paweł Czyżewski postawił na zagmatwaną łamigłówkę, w jakiej liczą się niuanse i to, co skrywa się pomiędzy wierszami oraz kreatywnie nawiązuje do bardziej i mniej znanych elementów dziejowej prawdy. W „Ostrakonie” doskonale zatarta jest granica pomiędzy faktami i wyobraźnią autora, a i perspektywa spojrzenia na te pierwsze, są dobrymi fundamentami dla powieści, w której czytelnik ani na moment nie powinien być pewny, że przewidział co jeszcze będzie miało miejsce oraz jaki będzie jej finał.

 

 Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:


 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

niedziela, 20 października 2024

Piekło innych

Nowość:

„Medea. Piekło to inni”

Robert Ziębiński

 

Piekło wcale nie jest tam gdzieś głęboko pod naszymi stopami. Ono jest to na ziemi i jego twórcami nie są diabły, demony, lecz ludzie z krwi i kości. Dlaczego krzywdzą innych? W imię źle pojętych ideałów, wiary i tysiąca, jak nie więcej, innych powodów. Czasem sami przyczyniamy się do ich wykreowania.

 

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Tyle, że niekiedy jest ona głęboka ukryta, zwłaszcza, jeśli komuś na tym zależy. Niekiedy dociera do niej ktoś, kogo nikt nie brał pod uwagę, bo i  dlaczego miałoby się tak stać? Po prostu pech, ze ktoś taki jak Maks Achtelik, zwany Diabłem, pojawił się w Teatrze Wielkim i to w momencie, gdy zamiast wielkiej premiery „Medei”. Najważniejsze osoby w państwie stały się zakładnikami wraz z setkami pozostałych widzów. Ten kto zaatakował miał plan doskonały, lecz nie przewidywał on jednego – że człowiek pokroju Diabła zawita w progi szacownego przybytku kultury, jaki miał odegrać całkiem inną rolę niż do tej pory. Jak w niecałe dwie godziny uratować tylu ludzi, jeśli ten wieczór miał mieć całkiem inny przebieg? Pozostaje zaufać doświadczeniu oraz wiernej, czworonożnej, towarzyszce. W tej rozgrywce liczy się jedynie skuteczność, a stawką są dziesiątki ludzkich żyć. Jak je ocalić, jeżeli ma się same pytania, a żadnych odpowiedzi? Pozostaje tylko jedno poszukać pierwszej nitki, a za nią podążyć do środka piekła…

 

Akcja z kategorii tych, w których liczą się detale, zaskoczenie wcale nie jest udawane, a rozwój wydarzeń nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z sensacyjnym scenariuszem. Dorzućmy do tego nieprzewidywalność oraz bohaterów, jacy niejedno widzieli, a swoimi mrocznymi doświadczeniami mogliby obdzielić sporą grupę ludzi. No i nie zapomnijmy oczywiście o odpowiednim motywie, jednocześnie z niejedną tajemnicą oraz generującym odpowiedni łańcuch przyczynowo-skutkowy. Oczywiście wpierw widzimy to ostatnie, a pierwsze pozostaje zagadką, napędzającą fabułę. „Medea. Piekło to inni” jest jednocześnie książką dość kameralna, z uwagi na pierwszy plan, lecz i spektakularna, patrząc od strony postaci. W efekcie otrzymujemy doskonały dynamizm, jaki w odpowiednich momentach jest jeszcze podbijany zwrotami fabularnymi oraz oczywiście intrygę, o której obecności ani na moment nie zapominamy. Filmowość tej książki może nie rzuca się w oczy, lecz kolejne akapity naturalnie stają przed oczami jak kadry, a rozdziały same układają się w ujęcia. Pozostaje jeszcze najważniejsze, czyli sama lektura, wciągająca postaciami, ich działaniem oraz rzecz jasna fabułą. Nie bez znaczenia jest również wątek political fiction oraz ten, jaki przychodzi nam w trakcie czytania, a związany z tytułem.



Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:






środa, 16 października 2024

Relacje

Premiera:

„Relacja.

Jak zrozumieć siebie 

i stworzyć dobry związek”

Olga Daliga

 

Relacja. Słowo kojarzące się nam od razu z co najmniej drugą osobą, lecz rzadko kiedy zwracamy uwagę także na ostatnią sylabę. Jak to jest z naszymi związkami z innymi ludźmi i nie tylko z nimi? Potrafimy je trafnie zdefiniować? No i co z tą, która dla naprawdę wielu jest najważniejszą – miłością?

 

Wydawałoby się, że to uczucie i wszystkie emocje z nim związane są znane wszystkim od podszewki. Spotykane jest prawie na każdym kroku. Tyle, że nie tak często sięga się głębiej, dalej, a subiektywność w ocenie nie zawsze przynosi dobre rezultaty. Jak więc odnieść na tak istotnym polu osobistym? Autorka książki „Relacja. Jak zrozumieć siebie i stworzyć dobry związek” przejrzyście omawia wiele aspektów zdrowego podejścia do miłości i czyni to obszernie. Od podstaw, o jakich zapominamy, po różne jej rodzaje, motywy, nie zapomina także o źródłach oraz tych mniej przyjemnych sprawach jak niepowodzeniach i rozstaniach. Olga Daliga nie zapomina o także o komunikacji. Poszczególne rozdziały są tak ułożone by czytelnicy zyskiwali potrzebną wiedzę, a zagłębiając się w lekturę widzimy jak informacje zazębiają się. Znaczącym składnikiem jest odpowiednie powiązanie teorii, praktyki, doświadczeń konkretnych osób oraz ćwiczeń. Podsumowania zawierają wskazówki, jakie można zastosować w swoim postępowaniu, mogą być też odpowiedziami na zadawane sobie pytania. Zresztą pojawiają się one nieraz i są kierowane bezpośrednio do czytających, co stwarza możliwość rozmowy z sobą samym. Od poradników niejednokrotnie oczekujemy prostych odpowiedzi, natomiast „Relacja. Jak zrozumieć siebie i stworzyć dobry związek” ich nie daje. Za to kieruje naszą uwagę na to, co istotne, co może pozwolić nam na stawieniu czoła niewygodnym informacjom na swój temat i nie popełnianiu wcześniejszych błędów lub ich uniknięciu.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

poniedziałek, 14 października 2024

Tajemniczy duet

Przedpremierowo:

„Pseudonim miłość”

Monika Magoska-Suchar

 

Podobno przeciwieństwa przyciągają się. A może to po prostu ciekawość tego, co jest nam obce albo powiew świeżości? Z pewnością jednak działa również chemia, a ta czasem skłania do dość niecodziennych wyborów, zwłaszcza w kwestii uczuć.

 

Frederick i Melody nie mają ze sobą wiele wspólnego poza miejscem pracy. Przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka, bo już na drugi, każde z nich ma tajemnice, jakie skrzętnie ukrywają przed wszystkimi. On ukrywa swoją prawdziwą tożsamość, a ona hobby. Jedno i drugie jak się okazuje ma wpływ na ich pracę, zwłaszcza, iż od pierwszego momentu iskrzy w ich relacji zawodowej. Zarozumiały bawidamek i hulaka nie jest przyzwyczajony do małomiasteczkowego klimatu oraz stylu życia dalekiego od tego, jaki był jego udziałem jeszcze tak niedawno. Natomiast Melody nie lubi zarozumiałych ludzi, nawet jeśli inni są skłonni przymknąć oko na tę i inne wady oko z uwagi na to, że ich właściciel jest bardzo przystojny. Jak więc pracować w takim towarzystwie? No cóż łatwo nie będzie, lecz kto powiedział, że w końcu nie dostrzegą swoich zalet? Rick w Clinton odnajdzie pisarski diament, a asystentka redakcji dostanie niespodziewaną szansę by rozwinąć swój talent. Pytanie tylko czy pilnie strzeżone sekrety tych dwojga nie zaważą na tym, co właśnie zaczyna dziać się pomiędzy tym dwojgiem?

 

Dwoje nie do pary? A może wprost przeciwnie? Konflikt bywa bardzo inspirujący we wzajemnych stosunkach, zwłaszcza, jeśli scenariusz wyszedł spod pióra autorki mającej na swoim koncie już niejedną historię wciągającą historię. „Pseudonim miłość” rozgrzewa doskonale emocje nie tylko postacie, lecz także i czytelników. Monika Magoska – Suchar zadbała by lektura zaintrygowała czytelników od pierwszych stron, a osoby bohaterów skradły ich serca. Kontrastowe charaktery, urocze miasteczko oraz sekrety, dają naprawdę solidne podstawy pod rozwój fabuły, która kryje jeszcze kilka niespodzianek. Nie da się ukryć, że dynamika relacji dwójki pierwszoplanowych postaci jest osią akcji, lecz i pozostałe wątki są także wyraźne zarysowane. Momenty poważniejsze płynnie wiążą się z lżejszymi, pozwalając nam zatopić się w czytaniu i kibicować dwójce ludzi, jakich różni dosłownie wszystko, a połączą tajemnice, jakich strzegą oraz niespodziewanie uczucie. To ostatnie wcale nie jest tak oczywiste jak mogłoby się wydawać i również dostarczające emocji każdemu, kto się w nie zaangażuje. „Pseudonim miłość” to doskonała książka opierająca się na przeciwieństwach charakterów, rozgrywce wad z zaletami oraz przede wszystkim na nieoczekiwanej miłości, komplikującej wiele lub może wprost przeciwnie?

 

Premiera:

16.10.2024


                                                   Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:
 

niedziela, 13 października 2024

Finał

Nowość:

„Zanim zabijesz moją śmierć”

Ryszard Oleszkowicz

 

Przypadek nie istnieje, wierzą w niego jedynie ci, którym wydaje się, że świat wokół nich jest taki jak go widzą. Prawdziwy obraz jest o wiele bardziej skomplikowany i widoczny jedynie dla wąskiego grona. Reszta czasem jedynie dostrzega skutki zakulisowych rozgrywek, lecz twarzy najważniejszych graczy rzadko, kiedy zostają ujawnieni. Oni działają w cieniu, tak jest bezpieczniej dla wszystkich.

 

Przeszłość bywa pułapką, nie tylko w przenośni, ale i w rzeczywistości, chociaż nic albo mało, co to zapowiada. To miał być jeden ze zwykłych dni i nic nie zapowiadało, że będzie inaczej. Nawet służby specjalnie nie miały powodu niczego podejrzewać. Żadnych nadzwyczajnych wiadomości, przecieków, działalności obcych wywiadów. Poza jednym, lecz czy dawny agent radziecki, którego działalności w Polsce zakończył kiedyś Krzysztof Formik, wrócił do Warszawy z powodu sentymentów? Raczej wątpliwe, co więc stoi za jego przyjazdem? Zbieg okoliczności? Z pewnością tak nie sądzi doświadczony agent i woli dmuchać na zimne, chociaż nic wskazuje na to, że szpieg znowu ma zamiar działać. Czy sprawdzą się przepuszczenia Formika i jego współpracowniczki Idy Sawro, co do prawdziwego powodu pojawienia się kogoś, kogo znają aż za dobrze? Gra się rozpoczęła, stawka pozostaje niewiadomą, tak samo jak i zasady. Jedno jest pewno: stary wyga nie bez przyczyny pojawił się w polskiej stolicy. Pozostaje jedynie lub aż odkryć cel jego misji. Jakikolwiek by on nie był zagrożenie jest realne i z pewnością nikt nie powinien go zlekceważyć. Czy nadszedł czas na zamknięcie porachunków?

 

Wywiadowcza rozgrywka. Echa przeszłości. Polskie i rosyjskie siły specjalne. Tak naprawdę wątków jest o wiele więcej i każdy ma do odegrania swoją rolę. Początkowo może się wydawać, iż schemat „Zanim zabijesz moją śmierć” będzie prosty i od razu przejrzeliśmy zamysł autora. Jednak bardzo szybko zostaje nam udowodnione, że byliśmy w ogromnym błędzie i czeka nas prawdziwa szpiegowska łamigłówka, w jakiej kolejne wydarzenia są nie do przewidzenia. Do tego dodajmy szybkość, z jaką następuje rozwój akcji, ogromną dbałość o szczegóły i przede wszystkim intrygujący motyw oraz oczywiście bohaterów, jacy do samego, jak się okazuje, skrywają sekrety, nie bez znaczenia dla całości. W efekcie otrzymamy osnowę dla pierwszorzędnej fabuły z niejedną woltą i szpiegowską intrygą z najwyższej półki. Znane nam tło, okazuje kryć wiele tajemnic, niespodziewanych i co równie istotniejsze podsuwających tematy do przemyśleń. Fikcja naprawdę dobrze skonstruowana staje się czasem nie do odróżnienia od realnej sytuacji, zwłaszcza, jeśli opiera się na prawdziwych fundamentach. Do tego jeszcze należy dorzucić klimat, pełen napięcia, zagadek, w jakim nie brak osobistych elementów. Ryszard Oleszkowicz doskonale oddał obrazowym językiem wywiadowczą wojnę, z jakiej większość nie zdaje sobie sprawy oraz rzeczywistość tych, którzy pozostają w cieniu, chociaż odgrywają w niej główną rolę.

 


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

środa, 9 października 2024

Wierzyć czy nie wierzyć?

Nowość:

„Paranormalia”

Natalia Turska

 

Co jest rzeczywiste, a co już mieści się w kategorii niewytłumaczalne? To pierwsze zdaje się być dokładnie nam znane, natomiast to drugie jest kategorią nie do końca określoną. A może pytanie powinno brzmieć, co jest wytłumaczalne, a co nie? Egzystujemy w świecie gdzie wydaje się nam, iż wszystko zostało odkryte, zbadane, a nawet, jeśli nie to da się to wytłumaczyć logicznie i podeprzeć naukowymi teoriami. Ale czy tak jest na pewno?

 

Wierzyć? Nie wierzyć? Pozostawić bez odpowiedzi? Jak to jest z szeroko pojętymi zjawiskami paranormalnymi? Tak wiele znaków zapytania oraz mitów narosłych wokół, nomen omen, tego, co wielu uważa właśnie za mit. Autorka „Paranormalii” od lat prowadzi kanał o tym samym tytule i co najistotniejsze tematyce. Książka jest po części jest dopełnieniem, gdyż powstała dzięki materiałom lub raczej przekazom odbiorców, ale też stanowi odrębną lekturę. Kilkanaście rozdziałów i tyle samo historii konkretnych osób, jakie doświadczały tego, co niewytłumaczalne albo trudne do wyjaśnienia. Każda z opowieści jest inna, jedne z nich wydarzyły się jakiś czas temu, inne są niedawne, łączy je jedno – zagadkowość oraz dlaczego wydarzyły się. Sny, przeżycia na jawie, przeczucia, dziwne znaki, tak naprawdę doświadczeń, których nie potrafimy wytłumaczyć jest wiele. Podobno wszystko da się wyjaśnić, chociaż z drugiej strony wciąż tak dużo przed nami do odkrycia, więc może jeszcze nie znaleźliśmy odpowiedzi albo nie akceptujemy jej?

 

Opowieści z gęsia skórką? Oczywiście. Historie z pogranicza tego co realne i niewytłumaczalne? Jak najbardziej. Jednakże „Paranormalia” to nie jedynie zbiór niesamowitych przekazów, lecz również dyskusja o możliwych źródłach ich pochodzenia oraz spojrzenie na nie z więcej niż jednego punktu widzenia. Natalia Turska oddaje głos odbiorcom swojego kanału, przedstawia swoją perspektywę, ale na tym nie koniec. Czytelnicy otrzymują również spojrzenie naukowe, a także szeroki kontekst kulturowy, sięgający do religii i wierzeń ludowych. Tam gdzie wydawałoby się, że będzie prosty, zerojedynkowy, przekaz otrzymujemy lekturę ze styku kilku dziedzin, wciągającą zagadkowością oraz mrocznymi motywami i niejednoznacznością. Naturalnie pojawia się pytanie: wierzyć czy nie wierzyć? Autorka w żadnym wypadku nie przekonuje na siłę, natomiast podaje racjonalne tłumaczenia, nawet tam gdzie wydawałoby się, że trudno o nie. Jesienny wieczór lub każdy inny spędzony z „Paranormaliami” jest książkową wersją seansu sezonu, albo kilku, intrygującego serialu, w trakcie, którego oglądania i po jego zakończeniu pozostaje się w jego klimacie i po prostu chciałoby się więcej.


                                                    Za możliwość przeczytania

książki
dziękuję:

niedziela, 6 października 2024

Zabawa czyli sport i relaks



Nowości:

„Zabawowo. Na sportowo”

Patrycja Południkiewicz-Kędzior

 

Jaka jest najlepsza forma zabawy? Dla jednych to książka, a dla innych ruch Co więc zrobić by pogodzić jedno i drugie? Przykładem może być wspólne wysłuchanie audiobooka, który jednocześnie zapewnia lekturę oraz równocześnie zachęca do aktywności fizycznej. Seria słuchowisk autorstwa Patrycji Południkiewicz-Kądzior w zabawny sposób oraz przy pomocy bohaterów serii POPR-ańcy namawia, i to skutecznie do sportowych zajęć. Rymowane komendy to propozycja ruchu dla najmłodszych oraz starszych. Od prostej rozgrzewki, pozwalającej na rozruszanie się po szybsze ćwiczenia. Postacie dokładnie tłumaczą jak wykonywać gimnastykę i cały czas zachęcając do dołączenia tych, którzy są jeszcze nieprzekonani. Krótkie historyjki humorystycznie wskazują złe nawyki i równocześnie propagują bez zadęcia ruch oraz jak go wprowadzić do codziennej aktywności. Bohaterowie w każdej części rozszerzają zakres ćwiczeń oraz tłumaczą, dlaczego są tak ważne dla każdego, bez względu na wiek i sprawność. Trudno oprzeć się odruchowi dołączenia do poruszania się w rytm wierszowanych wskazówek i znanych melodii na nowo zaaranżowanych.

 

„Zabawowo. Relaksowo”

Patrycja Południkiewicz-Kędzior

 

Na naukę relaksu nigdy nie jest ani za późno, ani za wcześnie.  Czy po wypełnionym zajęciami dniu czy też w chwili, kiedy nie wiemy na co mamy ochotę chwila odprężenia przyda się. Bohaterowie „Zabawowo. Relaksowo” zachęcają do spokojnych chwil spędzonych na relaksujących ćwiczeniach. Zamiast pośpiechu nieśpieszne ruchy, które jednocześnie są porcją aktywności fizycznej, lecz jednocześnie uczą uważności w jej wykonywaniu. Młodsi i starsi słuchacze otrzymają dokładną instrukcję jak wykonywać poszczególne zadania i w jakiej liczbie. Zrozumiały język, żartobliwa forma i przede wszystkim nauka poprzez zabawa sprawiają, że ten audiobook doskonale słucha się. Na jesienną pogodę w sam raz, zamiast nudy ruch, który możliwy jest w domowym zaciszu, pozwalający na skupieniu się lub jeśli jeszcze ta umiejętność jest nieopanowana do jej trenowania. Bohaterowie krok po kroku przedstawiają, co należy zrobić by rozluźnić się i czemu to służy. Jako, że prezentują one dwa całkowicie przeciwstawne typy charakterów daje to możliwość utożsamienia się z nimi. Jeżeli ktokolwiek obawia się, że młodsi słuchacze znudzą się to nic bardziej błędnego, humor oraz motywacja do działania sprawiają, że każdą część można wysłuchać wielokrotnie i za każdym razem będzie to równie aktywująca zabawa.



                                       Za możliwość wysłuchania audiobooków

 dziękuję:

sobota, 5 października 2024

Dziewczyna z historią

Nowość:

„Dziewczyna z wrzosowisk”

Lucinda Riley

 

Przeszłość rzuca naprawdę długie cienie, sięgają one daleko w przyszłość. Czasem są niezauważalne, lecz wcale nie oznacza, iż nie istnieją. Dostrzegane bywają najczęściej wówczas, gdy może już być za późno by rozjaśnić mrok, jaki za nimi podąża. Towarzyszą mu skrywane rany, chociaż niewidoczne wciąż przynoszące ból i pozwalające złu wciąż triumfować.

 

Życie Leah przypomina bajkę. Piękna, odnosząca ogromne sukcesy modelka, rozpoznawalna, ale jednocześnie rozważna i potrafiąca odróżnić kuszący blichtr od prawdziwej rzeczywistości. A co kryje się za tą fasadą? Nikt nie wie o złamanym sercu i rozterkach oraz cenie, jaką czasem płacą ci nieodporni na iluzję tworzoną przez powodzenie, pieniądze oraz zło. Jako dziecko usłyszała wróżbę, która niekiedy do niej powraca. Czy ma ona odzwierciedlenie w jej życiu? Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z wydarzeń, jakie pomimo tego, że wydarzyły się kilka dekad wcześniej również mają wpływ na nią i bliskich ludzi. Przeszłość wcale nie jest zamkniętym rozdziałem, wprost przeciwnie nowe akapity piszą się nieustannie. Nawet, jeśli ktoś nie jest ich świadomy i tak stanowi pionek w grze rozgrywanej przez kogoś bezwzględnego. Czy to, co wydarzyło się podczas Drugiej Wojny Światowej może wciąż mieć wpływ na kolejne pokolenia, chociaż one nie zdają sobie sprawy z dawnego zła?

 

Saga rodzinna. Trzy generacja. Kilka rodzin. Niejedno złamane serce. Miłość wystawiana na próbę. Książki Lucindy Riley często wiążą przeszłość i przyszłość tajemniczymi więzami, uwidaczniającymi się nie od razu, lecz odczuwalnymi w ciągu przyczynowo-skutkowym. Nie inaczej jest także w „Dziewczynie z wrzosowisk”, gdzie dwa plany czasowe, odległe od siebie, powoli zazębiają się, lecz to, co najistotniejsze długo pozostaje sekretem, jakiego jako czytelnicy nie jesteśmy do końca świadomi. Pisarka przenosi akcję od malowniczych wrzosowisk jak z „Wichrowych Wzgórz” do gwarnego Londynu, luksusowych rezydencji oraz Nowego Jorku i uroczej Nowej Anglii. Zmieniają się miejsca, czas biegnie do przodu, lecz jedno pozostaje niezmienne – cień przeszłych dramatów, jakich nieświadomi są niektórzy bohaterowie. Pierwszo i drugoplanowe postacie stanowią siłę napędową fabuły, w jakiej splatają się emocjonalne rozterki, wielkie uczucia, rodzinne tajemnice oraz zło, noszące wiele masek i niejedno imię. To ich historie są kolejnymi rozdziałami niezwykłej sagi, rozgrywającej się przez dziesięciolecia, z niejednym zwrotem oraz finałem, w jakim wątki zamykają się, chociaż czy przeznaczenie na pewno powiedziało ostatnie słowo? 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 

              wyd. Albatros

wtorek, 1 października 2024

Bez lęku

Nowość:

„Potęga życia bez strachu”

Gelong Thubten

 

Lęk. Emocja pierwotna, którą odczuwają wszyscy, miała nas chronić przez zagrożeniem. Pomimo zmian, jakie zaszły przez tysiące lat w naszym otoczeniu i w nas samych, wciąż odczuwamy go, tylko czy wciąż pełni on tę sama funkcję? Co zrobić, gdy zamiast być naszym sprzymierzeńcem staje się naszym wrogiem?

 

Strach, ból, niepewność często łączą się w trójkąt, jaki nawet najsilniejszych pozbawia sił. Czasem przychodzą w momencie, kiedy niebezpieczeństwo lub trudna sytuacja już jest za nami. Jednak najczęściej pojawiają się wówczas, gdy musimy działać na przysłowiowych największych obrotach. Co jest źródłem tego pierwszego, jeśli mogłoby się wydawać, iż nic nam nie grozi, lecz subiektywna ocena jest całkowicie inna? Coś, czego raczej nie bierzemy pod uwagę, natomiast autor „Potęgi życia bez strachu” wskazuje go dokładnie i uzasadnia, dlaczego właśnie nieraz w ogóle nie bierzemy tego pod uwagę. Zresztą zrozumienie, dlaczego odczuwamy strach jest pierwszym krokiem do jego opanowania. Uciekanie od niego, co czyni niejeden z nas, wcale nie rozwiązuje problemu, wprost przeciwnie może go jeszcze nasilić. Zwłaszcza, że prawie zewsząd atakują nas informacje o nowych niebezpieczeństwach, katastrofach, wypadkach. Trudno odseparować się po prostu od lęku, jeśli bardzo łatwo znaleźć powód do niego. Co więc zrobić by nie zdominował naszego życia? Coś mało popularnego, lecz kiedy patrzymy na to z punktu widzenia Gelong Thubtena zaczyna pojawia się wpierw myśl, że „coś w tym jest”, a w miarę czytania okazuje się, iż faktycznie tak dzieje się na co dzień. Zaproponowane metody nie są trudne, jednak wymagają poświęcenia im czasu, co dzięki przykładowym ćwiczeniu znacznie ułatwia wdrażanie ich w życiu. „Potęga życia bez strachu jest naprawdę dobrym kompendium sposobów na opanowanie lęku, do jakiego można bez trudu wrócić w chwili, gdy potrzebuje wsparcia oraz równie istotne daje narzędzia, pozwalające zadziałać nim pojawia się on w naszej codzienności.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję: