Patronat
Przedpremierowo:
„Panny z bagien”
Emilia Piotrowska
Podobno w każdej
legendzie jest ziarno prawdy. Czy wykiełkuje z niego coś więcej poza przypuszczeniami
i swobodną interpretacją tego, co mogło wydarzyć się, lecz wcale nie musiało
mieć miejsca? A jeśli ktoś weźmie na poważnie wygodne dla siebie wątki? Co z
tego wyniknie? Może jednak okaże się, iż na jaw wyjdą skrywane kulisy i
rozwieją się iluzje, jakimi żywiła się wyobraźnia?
Na mitach oparto naprawdę wiele, da się z nich czerpach
naprawdę dużo. Kadłuby są jeszcze jednym miasteczkiem, jakie nie zauważa się na
mapie. Jednak Wikto dostrzegł w nich to, co ściąga innych zaciekawionych
miejscowym, ludowym, przekazem. Kto nie chciałby znaleźć panny z bagien?
Mroczne, legendarne i wciąż pozostające nieuchwytne. Czy Mira okaże się na tyle
dobrą przewodniczką, by pomóc przyjezdnemu fotografowi na poznanie prawdy o
nich? Makowe pola, ciemne gęstwiny lasów kryją niejedną tajemnicę, zresztą tak
samo jak i ci, którzy zagłębiają się w nie. W końcu każda legenda oparta jest
na prawdzie, lecz ile jej jest w tej konkretnej? Czego nie mówi Mira i co kryje
się za zainteresowaniem Wiktora? Czasem posunięcie ciekawość prowadzi prosto do
piekła, a gdzie dotrze tych dwoje w poszukiwaniu panien, słynących z tego, iż z
mroczną stroną człowieka im do twarzy?
Mrok i emocje. Zagadki i legenda. Historia, która oplata
czytelnika niczym bluszcz, wydaje mu się, że będzie mógł przerwać w każdym
momencie, ale tak naprawdę to jedynie myśl, jaka nie będzie mieć pokrycia w rzeczywistości.
Dopiero przeczytanie ostatniej strony uwalnia czytającego z mrocznego uroku „Panien
z bagien”. Jeśli myślicie, że opis z okładki da wam przedsmak tego, co Was
czeka podczas lektury to… dostaniecie o wiele więcej. Po pierwsze: mroczny cień
snujący się nawet, gdy opisywany jest letni słoneczny dzień, on gdzieś jest w
tle i przypomina, że wzrok łatwo omamić, a czy należy zaufać intuicji? Po
drugie: bohaterki i bohaterowie, mający więcej sekretów niż moglibyśmy
przypuszczać, zaskakujący i skrywający się pod niejedną maską, dosłownie i w
przenośni. Po trzecie: małomiasteczkowy drugi plan, jaki niekiedy staje się tym
pierwszym, mający niejedno oblicze. Po czwarte: wykorzystanie folkloru, nie
dosłownie, a jako swobodny punkt wyjścia do opowiedzenia historii całkowicie
autorskiej. Czy jest po piąte? Ależ oczywiście, tak samo jak i po szóste oraz
tak dalej. Emilia Piotrowska doskonale wykorzystuje potencjał swojego pomysłu
na książkę, w której emocjonalna spirala jest nakręcana aż do granic przez mrok,
tkwiący w postaciach i nie jedynie w nich. Czy pęknie? Finał pokazuje, że
autorka do samego końca potrafi utrzymać naprawdę wysokie napięcie i niepokój,
jaki towarzyszył podczas całej lektury. Co każe się legendą, co prawdą, a co
jedynie wytworem wyobraźni? Do czego doprowadzi bohaterów mroczna strona
ludzkiej natury?