„Jej porywacz. Zmień mnie”
Anna Zaires
Niektóre koszmary przychodzą nagle i wcale nie są senną marą, wprost przeciwnie. Dzieją się tu i teraz, w rzeczywistym świecie, chociaż zdają się być nierealne. Nie powinny zaistnieć, a jednak w prawie każdej chwili przypominają o sobie, czasem nigdy nie odchodzą, pozostają już na zawsze. Czy możne z nimi żyć? A bez nich?
Jaka jednostka czasu jest potrzebna by zmienić czyjeś życie? Niekiedy to kilka sekund, przelotne wydawałoby się spojrzenie, po prostu chwila. Tyle właśnie zdecydowało o życiu Nory, pogodnej dziewczyny, jaka właśnie miała wejść w dorosłość. W mniej niż kilka minut ktoś odbiera jej wiele, czy wszystko? Julian zawsze bierze to, na co ma ochotę, a teraz jest nią nie właśnie pewna młoda kobieta, nieprzypadkowa osoba, lecz ktoś konkretny. Ona nie ma wyboru, może poza jednym, tak łatwo jednak nie zamierza niczego akceptować. Gra, do której jest zmuszona rozpoczęła się przypadkiem, ale cała reszta nie jest już nim nie jest. Jeden nieostrożny ruch, gest, a nawet myśl oznaczają przegraną, chociaż czy na pewno? Wydaje się, że z tej sytuacji nie dobrego wyjścia, zwłaszcza gdy tych dwoje poznaje się lepiej, lecz to mogą być jedynie pozory. Ile jest w stanie wytrzymać Nora? Musi podjąć decyzję, jaka naznaczy ją na całe życie i to wtedy gdy wydaje się, iż właśnie los daje możliwość by odwrócić sytuację w jakiej znalazła się. Dlaczego wybiera właśnie tę drogę, nie całkowicie odmienną? Kim stał się dla niej Julian?
Znacie to uczucie, gdy spoglądacie na książkę i wiecie, że jej lektura wymaga odpowiedniego momentu? Takiego gdy będziecie mogli bez pośpiechu rozpocząć czytanie, a zaraz potem wchodzicie do świata bohaterów i od tej chwili prawie nic nie jest was w stanie wyrwać z niego? Twórczość Anny Zaires poznają od jakiegoś czasu i wiem już, że nigdy nie jest to prosta historia, ale skomplikowany węzeł nawzajem wykluczających się emocji. Pisarka raz za razem rzuca wyzwanie temu, co wydaje się oczywiste, pokazuje uczucia z różnych perspektyw, jednocześnie odziera je z sentymentalności, intymności, dodając do niej prawdę, często niewygodną, bolesną i przede wszystkim często brutalną. Nie inaczej jest w przypadku serii Jej porywacz, już prawie sam początek pierwszego tomu „Nie opuszczaj mnie” zdaje się wskazywać jak potoczy się on dalej. Czy rzeczywiście? Powiedzieć, że nie do końca, jest sporym niedopowiedzeniem, gdyż autorka raz za razem drze na drobne kawałki czytelnicze przypuszczenia i teorie. Główni bohaterowie, a zwłaszcza bohaterka, to więcej niż kontrastowe, zaprzeczające sobie i innym, postacie, ale nie jest to przypadkowy zabieg albo pogubienie się w wątkach, to zamierzone działanie. Widzimy to na każdym kroku tej opowieści, w jakiej miłość, nienawiść, ból i zatracenie wciąż pokazują się od nowej strony. To, co dzieje się na kartkach książki nie pozostawia nas obojętnych, rzuca wyzwanie zasadom i normom, akceptowanym zachowaniom oraz przede wszystkim temu jak postrzegamy miłość. Strach nierozerwalnie zmieszany jest ze szczęściem, lecz w „Nie opuszczaj mnie” jedno i drugie niesie z sobą ogromny ciężar wyborów, dokonywanych prawie na każdym kroku i dalekich od tych codziennych, standardowych czy też jednoznacznych. Pod znakiem zapytanie stawiane jest zresztą dużo spraw, bohaterowie rzucają wyzwaniu wszystkiemu co do tej pory było dla nich oczywiste. Gdzieś pomiędzy buntem na to, co zgotował jeden człowiek drugiemu widać ile oblicz mają emocje i do czego są w stanie doprowadzić.