Premiera już niedługo,
a na zaostrzenie apetytu ...
Prolog
Pamiętam
dzień, w którym moja mama powiedziała, że w jej brzuchu śpi moja przyszła
siostrzyczka. Wtedy nie wiedziałem, jak ugryźć to stwierdzenie. Dziecko w
brzuchu? Co ona, zjadła to dziecko? Ale jako trzylatek nie miałem większego
pojęcia o niczym, co się wokół mnie działo. Ważne, że raz w roku przychodził
Mikołaj, że tata co sobotę zabierał mnie na boisko pokopać piłkę, a mama
zrobiła na obiad pomidorową. Bez marchewek. Wieczór, kiedy położyła moje ręce
na swoim brzuchu, był dziwny. Powiedziała, że niedługo wyjdzie z niego moja
młodsza siostrzyczka, a ja będę starszym bratem, który będzie musiał się nią
opiekować, bronić jej i dbać, żeby nic złego jej się nie stało.
Wtedy
nie wiedziałem, jak bardzo ta wiadomość zmieni moje życie. I jak bardzo je
spieprzy…
Powiedziała
mi, że mogę jej pomóc wybrać imię dla siostrzyczki. Sama chodziła z nosem w
notesie, zapisując zasłyszane imiona albo takie, które znalazła w jakiejś
książce. Też chciałem wziąć w tym udział, ale gdy proponowałem jej imiona
superbohaterów z kreskówek, tylko się śmiała perliście, mówiąc, że to nie
pasuje do dziewczynki. Nie wiedziałem, co znaczy dziewczyńskie imię. W
przedszkolu rzadko kiedy zadawałem się z dziewczynami, bo były nieznośne,
szczególnie gdy bawiły się w dom i rządziły całą salą. Byłem cholernie
zawiedziony, że nie potrafiłem pomóc mamie. Może faktycznie do mojej
siostrzyczki nie pasowało imię jakiegoś robota albo gadającego psa. I wtedy
przypomniałem sobie o książkach. Naszym cowieczornym rytuałem było czytanie
bajek, kiedy leżałem już w łóżku. Jakiś czas temu zaczęliśmy czytać Opowieści
z Narnii, a tam jedną z głównych bohaterek była Łucja. Prawdomówna. Dobra.
Łaskawa. Odważna. Zawsze radosna. Chciałem, żeby moja siostrzyczka też taka
była.
Mama
z wrażenia przysiadła na łóżku, nie wchodząc pod kołdrę, co zazwyczaj robiła,
tuląc mnie mocno do siebie podczas lektury.
–
To bardzo piękne imię – powiedziała zdumiona, a jej wzrok pomknął w stronę
okładki. – Królowa Łucja Mężna? – zachichotała pod nosem, a ja jej
zawtórowałem.
Nie
wiedziałem, czy spodobała jej się moja propozycja, bo otworzyła książkę i
zaczęła czytać, odrzucając na bok czerwoną zakładkę.
Niemniej
pół roku później na świat przyszła Łucja Słowikowska.
Coś
wam powiem. W prawdziwej miłości nie ma nic romantycznego. Ona rani. Ona
sprawia ból. Niszczy…
Kochając,
wyrzekłem się dawnego siebie. Teraz w niczym nie przypominam tamtego chłopaka z
dawnych lat. Nie mam rodziców. Nie mam siostry… Jestem sam. Wszystko przez to,
że się zakochałem. W Łucji.
Mojej
siostrze.
Mojej
wielkiej miłości.
Miłości
zakazanej.
Agnieszka Lingas-Łoniewska bardzo polecała tę książką na spotkaniu autorskim w Łodzi, więc jestem jej bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńBrzmi intrygująco, ale raczej po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńFakt, intrygujące !
OdpowiedzUsuńBędę chciała przeczytać tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńTo chyba jednak nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJestem na tak!
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Chciałabym przeczytać tę książkę. ;)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPo tym fragmencie jestem skłonna po nią sięgnąć, ale i tak poczekam na recenzję.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Tak, tak, tak ;)
OdpowiedzUsuń