"Jezus z Judenfeldu"
Jan Grzegorczyk
Przeszłość, za tym słowem kryje się się nieskończenie wiele historii, które chociaż miały miejsce kiedyś nie zawsze odeszły w zapomnienie. Nadal tli się we wspomnieniach i przede wszystkim ludziach, niekiedy przypomina się w kolejnych pokoleniach, daje o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach. Prawda czasu, miejsca i w końcu człowieka, razem dają niezwykłą panoramę tego co było oraz pozostawiło swój ślad, niekiedy piętno, i czeka na na odkrycie. Podróż czasem przynosi niespodzianki, takie, jakie nigdy nie przyszłyby nikomu do głowy. Wiedzie podróżnika w miejsca, gdzie niezwykłe tajemnice tylko czekają na odsłonięcie ...
Zwykły przystanek w drodze do celu, wspaniały widok, zachwyt nad cudem piękna natury i ... okazuje się, że trzeba wszystkie zamierzenia zmodyfikować. Ksiądz Wacław Grosser wcale nie miał w planach dłuższego postoju, w ogóle nie tak miało być, ale jest. Gościna na protestanckiej parafii okazuje się niezwykłym czasem, gdzie przeszłość i teraźniejszość okazują się awersem i rewersem tej samej monety. Spokojne, prowincjonalne, alpejskie miasteczko, wydawałoby się takie z gatunku gdzie diabeł mówi dobranoc, mające w zanadrzu niejedną tajemnicę. Zawierucha wojenna nie ominęła Judenfeldu, a i późniejsza historia mało pasuje do sielankowego pierwszego wrażenia, lecz nie jest to dane dostrzec każdemu. Grosser powoli odkrywa prawdę o miejscu gdzie spędza przymusowe wakacje. Niezwykły kościół jest dopiero początkiem odsłaniania tego co z jednej strony jest na widoku, ale z drugiej skutecznie zamaskowane przed oczyma postronnych. Dlaczego jedno drzewo stało się symbolem godnym umieszczenia go w świątyni, a drugie wzbudza skrajnie inne emocje? Czyny ojców nie zawsze są powodem do dumy, czasem jednak prawda wygląda inaczej iż się wydawało. Pozory również mylą i to bardzo, nawet przyzwyczajeni do wyznań ludzie nie widzą tego co najważniejsze, a może to człowiek nie potrafi się do końca odkryć? Wacław Grosser w ciągu kilku dni jest świadkiem sporej liczby niecodziennych sytuacji, zagłębia się w przeszłość wielu osób, ale także i własną. Niezrozumienie, kłamstwo, ukrywanie faktów, a nawet własnej tożsamości, wszystko to nie pomaga w ujrzeniu Judenfeld, takim jakim jest w rzeczywistości ... Chociaż co jest prawdą, a co fasadą w imię poprawności politycznej nie zawsze można odgadnąć. Czasem winni okazują się zagubieni w tym co było ich udziałem.
Jan Grzegorczyk w najnowszej książce powrócił do bohatera wcześniejszej trylogii, który jest jedną z głównych postaci w "Jezusie z Judenfeldu". Tłem dla historii jest malownicze miasteczko w austriackich Alpach, które wraz ze swoimi mieszkańcami posiada wiele sekretów. Czytelnikowi dane jest dotarcie do najgłębiej skrywanych tajemnic, ale nie od razu. Autor powoli odkrywa prawdziwe oblicze miejsca i zamieszkujących go ludzi, zanim jednak to nastąpi nieraz trzeba się zmierzyć z pozorami, pod jakimi kryje się rzeczywisty człowiek. Wątki splatają się w opowiadanie, w jakim teraźniejszość z przeszłością tworzą niezwykłą panoramę ludzkich losów oraz motywów ich postępowania.
Jan Grzegorczyk
Przeszłość, za tym słowem kryje się się nieskończenie wiele historii, które chociaż miały miejsce kiedyś nie zawsze odeszły w zapomnienie. Nadal tli się we wspomnieniach i przede wszystkim ludziach, niekiedy przypomina się w kolejnych pokoleniach, daje o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach. Prawda czasu, miejsca i w końcu człowieka, razem dają niezwykłą panoramę tego co było oraz pozostawiło swój ślad, niekiedy piętno, i czeka na na odkrycie. Podróż czasem przynosi niespodzianki, takie, jakie nigdy nie przyszłyby nikomu do głowy. Wiedzie podróżnika w miejsca, gdzie niezwykłe tajemnice tylko czekają na odsłonięcie ...
Zwykły przystanek w drodze do celu, wspaniały widok, zachwyt nad cudem piękna natury i ... okazuje się, że trzeba wszystkie zamierzenia zmodyfikować. Ksiądz Wacław Grosser wcale nie miał w planach dłuższego postoju, w ogóle nie tak miało być, ale jest. Gościna na protestanckiej parafii okazuje się niezwykłym czasem, gdzie przeszłość i teraźniejszość okazują się awersem i rewersem tej samej monety. Spokojne, prowincjonalne, alpejskie miasteczko, wydawałoby się takie z gatunku gdzie diabeł mówi dobranoc, mające w zanadrzu niejedną tajemnicę. Zawierucha wojenna nie ominęła Judenfeldu, a i późniejsza historia mało pasuje do sielankowego pierwszego wrażenia, lecz nie jest to dane dostrzec każdemu. Grosser powoli odkrywa prawdę o miejscu gdzie spędza przymusowe wakacje. Niezwykły kościół jest dopiero początkiem odsłaniania tego co z jednej strony jest na widoku, ale z drugiej skutecznie zamaskowane przed oczyma postronnych. Dlaczego jedno drzewo stało się symbolem godnym umieszczenia go w świątyni, a drugie wzbudza skrajnie inne emocje? Czyny ojców nie zawsze są powodem do dumy, czasem jednak prawda wygląda inaczej iż się wydawało. Pozory również mylą i to bardzo, nawet przyzwyczajeni do wyznań ludzie nie widzą tego co najważniejsze, a może to człowiek nie potrafi się do końca odkryć? Wacław Grosser w ciągu kilku dni jest świadkiem sporej liczby niecodziennych sytuacji, zagłębia się w przeszłość wielu osób, ale także i własną. Niezrozumienie, kłamstwo, ukrywanie faktów, a nawet własnej tożsamości, wszystko to nie pomaga w ujrzeniu Judenfeld, takim jakim jest w rzeczywistości ... Chociaż co jest prawdą, a co fasadą w imię poprawności politycznej nie zawsze można odgadnąć. Czasem winni okazują się zagubieni w tym co było ich udziałem.
Jan Grzegorczyk w najnowszej książce powrócił do bohatera wcześniejszej trylogii, który jest jedną z głównych postaci w "Jezusie z Judenfeldu". Tłem dla historii jest malownicze miasteczko w austriackich Alpach, które wraz ze swoimi mieszkańcami posiada wiele sekretów. Czytelnikowi dane jest dotarcie do najgłębiej skrywanych tajemnic, ale nie od razu. Autor powoli odkrywa prawdziwe oblicze miejsca i zamieszkujących go ludzi, zanim jednak to nastąpi nieraz trzeba się zmierzyć z pozorami, pod jakimi kryje się rzeczywisty człowiek. Wątki splatają się w opowiadanie, w jakim teraźniejszość z przeszłością tworzą niezwykłą panoramę ludzkich losów oraz motywów ich postępowania.
dziękuję portalowi Duże Ka i wyd. Zysk i S-ka
Raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńZapraszam na candy noworoczne, do wygrania książki : http://recenzje-kiti.blogspot.com/2012/12/candy-noworoczne.html
Świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńMam trylogię, wprawdzie nowo nabytą, jeszcze nie czytaną, ale cieszy mnie, że jest dalszy ciąg.Będzie więcej czytania, jak się już przyzwyczaję do ks.Grossera.)
To nie dalszy cią trylogii, ale bohater ten sam :)
UsuńAha.To nic nie szkodzi.)
UsuńJak zawsze kusząco piszesz:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńKsiążka nie w moim guście tym razem:)
OdpowiedzUsuńSzczerze zainteresowałaś mnie tą recenzją :)
OdpowiedzUsuńTo efekt przeczytania ksiażki :)
UsuńPrzyznaję, że tym razem książka nie w moich klimatach, ale recenzja jak zawsze na wysokim poziomie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPo twórczość pana Grzegorczyka zdecydowanie mam zamiar jeszcze sięgnąć!
OdpowiedzUsuńJa również! :)
UsuńNiestety myślę, że nie odnalazłabym się w tej książce, jednak ciekawie się o niej czytało na Twoim blogu:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Malownicze miasteczko w austriackich Alpach rzeczywiście brzmi bardzo kusząco, dlatego jak tylko znajdę czas, to chętnie przeczytam "Jezusa z Judenfeldu".
OdpowiedzUsuń