Strony

sobota, 18 maja 2019

Korzenie


„Wiedźmie drzewo”

Tana French

Prawda podobno jest tylko jedna. Problem jednak z nią jest taki, że zbyt często ukryta jest pod warstwą kłamstw, tajemnic, niedopowiedzeń oraz najzwyklejszej niepamięci. To jeszcze nie wszystko, bo nawet kiedy zostaje odkryta rzeczywistość wcale nie staje się prostsza, wprost przeciwnie może ją skomplikować, a nawet wykorzystać i zniekształcić, tak, iż staje się swoja karykaturą.

Dostojne drzewo było miejsce zabaw od dziesięcioleci, ozdabiało ogród i dawało cień. Jednak kryje w sobie szkielet człowieka, odkrycie szokuje Toby`iego i jego bliskich. Jak to możliwe, że przez lata nikt nie miał żadnych podejrzeń i nikt niczego nie zauważył? Przecież przez lata mężczyzna wraz z kuzynami spędzał wiele czasu w wiejskim domu wuja, ten ostatni także nie umie wytłumaczyć tego makabrycznego odkrycia. Może ze wspomnień da się odtworzyć przebieg wydarzeń sprzed dziesięciu lat? Każdy coś sobie przypomina, a Toby staje w obliczu niezbyt przyjemnej wizji przeszłości. Trudno mu uwierzyć w słowa bliskich i znajomych,  czy rzeczywiście mówią szczerze? Napaść sprzed kilku miesięcy zmieniła przebojowego i miłego mężczyznę w znerwicowanego człowieka z lukami w pamięci. Z ich powodu zaczyna wątpić w to, co pamięta, ale czy faktycznie ma do tego powody? Policyjne dochodzenie zdaje się kierować w jednym kierunku, niezbyt pozytywnym dla Toby`iego, przynajmniej tak sądzi on. Prawda tkwi w przeszłości, w teraźniejszości trzeba ją sobie przypomnieć i zdobyć dowody, na to, iż jest się niewinnym. Zadanie tym trudniejsze, że słowa innych wydają się obce z tym, co zostało zapomniane. Co jest faktem, a co kłamstwem?

Napisać dobry thriller nie jest łatwo, intrygujący pomysł na suspens to dopiero pierwszy z wielu etapów, na każdym czają się pułapki, a wpadnięcie w jedną z nich może pogrążyć całą książkę. Tana French już niejednokrotnie pokazała czytelnikom, że ma talent do opowiadania kryminalnych historii, w których napięcie cały czas zwiększa się, natomiast zakończenie będzie odmienne od wszelkich przypuszczeń. Nie inaczej jest w przypadku „Wiedźmiego drzewa”, kameralność i równocześnie pewna klaustrofobiczność opowieści działa na jej korzyść, lecz to tylko jeden z wielu plusów, a każdy z nich wzmacnia klimat zbrodniczej tajemnicy. Nim mordercza zagadka lub raczej zagadki zostaną rozwiązane śledzimy zdawałoby się bohaterów, jacy mogliby być naszymi przyjaciółmi, rodziną lub znajomymi. Jednak to pozory, pod nimi kryją się emocje, komplikujące wszystko, ale te pierwsze długo pozostają sekretem, nie od razu wiemy czym są. Prawda długo pozostaje w masce, niedostrzegalnej dla tego, kogo najbardziej interesuje. „Wiedźmie drzewo” nie ma postaci genialnego detektywa, który z luźnych wątków, niedopowiedzeń czy też spojrzeń odkrywa sprawcę. Dochodzenie prowadzone jest przez osobę najmniej do tego odpowiednią, przynajmniej takie można odnieść wrażenie na samym początku, lecz rzeczywistość jest odmienna. Kolejne sceny odsłaniają fragmenty, ale czy prawdy? Tego nie wie główny bohater, a czytający stają przed potencjalnym przełomem w dochodzeniu bądź ślepą uliczką. Nieubłaganie narasta atmosfera osaczenia i niewinności nie do udowodnienia, a może prawda jest zupełnie inna? Gdzieś w zakamarkach pamięci na pewno znajduje się odpowiedź na dręczącą niepewność, chociaż czy na pewno? Co wydarzyło się w pięknym ogrodzie dekadę temu i jak głęboko sięgają korzenie zbrodni? 



            

                    Za możliwość przeczytania 
                przeczytania książki
          dziękuję
          wyd. Albatros