Strony

niedziela, 29 września 2024

Londyńskie klimaty

Nowość:

„Londyn po mojemu.

Spacerem po mieście 

i historii”

Maciej Woroch

 

Londyn od wieków znany jest i wciąż interesuje naprawdę ogromne rzesze ludzi. Przez stulecia istnienia zmieniał się niejednokrotnie, czasem dosłownie odradzając się jak feniks z popiołów i to wcale nie przysłowiowych. Jako świadek wielkich wydarzeń historycznych zapisał się w niejednej kronice, był też miejscem gdzie rozstrzygano losy narodów. Londyn.

 

Jaki jest Wasz sposób na zwiedzanie? Odhaczacie skrupulatnie na liście najbardziej polecane punkty czy stawiacie na spontaniczny spacer? A może tak z przewodnikiem, który przybliży miejsca godne uwagi? A gdyby tak połączyć to wszystko i jeszcze dostać interesujące ciekawostki oraz historyczne smaczki? Maciej Woroch w „Londynie po mojemu” właśnie daje czytelnikom możliwość odbycia niezwykłej podróży i to wcale nie palcem po mapie. Wprost przeciwnie dostajemy okazję by przenieść się do stolicy Wielkiej Brytanii i spacerowym krokiem poznać go nie jedynie od strony słynnych budowli, ale także ludzi. Jednak to wstęp do zwiedzania również mniej znanych miejsc lub spojrzenia z całkiem innej perspektywy na topowe zabytki. Jak przyznaje sam autor nie jest to lista kompletna, lecz z pewnością oferująca ciekawe kierunki. Kartka po kartce patrzymy jednocześnie z ujęcia mieszkańca metropolii i turysty, co wcale nie wyklucza, lecz daje nieograniczone warianty na samodzielne poznawanie lokalnych miejscówek. A może tak spojrzeć od strony kinematografii, której tła użyczyły londyńskie krajobrazy lub królewskiego splendoru? Kto nie chciałby utrwalić swojej turystycznej przygody na przyciągających wzrok kadrach? Porady gdzie i kiedy je zrobić także znajdziecie. Nie obeszło się też bez praktycznych porad, jakich nieznajomość mogłaby być przyczyną niepotrzebnego narzekania. Maciej Woroch jest doskonałym przewodnikiem, potrafiącym ze znawstwem zajmująco opowiadać i równocześnie przekazywać istotne informacje. „Londyn po mojemu” to faktyczny spacer po miejscach, dziejach i z postaciami, jakie naprawdę skutecznie zachęcają by ponownie z nimi spotkać, ale tym razem na żywo.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:




sobota, 28 września 2024

Spadek

Nowość:

„Spuścizna”

Nora Roberts

 

Czasem niektóre sekrety nie na darmo nimi są lub raczej stają się. Jednak prędzej lub później dają o sobie znać, a dodatkowo są źródłem pytań, na jakie odpowiedzi trudno znaleźć. Czy będą pomocne w zrozumieniu tego, co zostało ukryte i dlaczego tak postąpiono.

 

Kto nie byłby zdziwiony nagłym spadkiem, a jeśli jeszcze jest owiany rodzinnym sekretem to już robi się bardzo intrygująco. Ostatnio życie Sonyi dalekie jest od tego, na jakie jeszcze niedawno miała bardzo konkretny plan. Obecnie stara się na nowo określić co jest dla niej ważne oraz robi kroki w innym kierunku ku przyszłości niż spodziewała się. Jak to pogodzić z zamieszkaniem w rodowej rezydencji, bo to jeden z warunkiem otrzymania spuścizny po nieznanym krewnym? Na miejscu okazuje się, ze niespodzianek jest dużo więcej, a ich korzenie sięgają ponad dwustu lat wstecz, kiedy to świeżo poślubiona panna młoda umiera podczas swojego wesela. Rodowa klątwa nie jest legendą, a potwierdzają ją fakty i co gorsza Sonya nie jest od niej wolna. Czy da się ją zdjąć? Odpowiedzi na to pytanie do tej pory nie odkrył nikt. Młoda kobieta staje przed nie lada dylematem i równocześnie łamigłówką, od jakiej zależy, co wydarzy się jeszcze. Gdzie szukać rozwiązania, jakiego nie znaleziono od dwóch wieków? No i najważniejsze co lub kogo spotka się na drodze do jego odkrycia?

 

Czy przepadłam przy lekturze "Spuścizny” Nory Roberts? Oczywiście! Czy czekam na ciąg dalszy? Niecierpliwie! Czy to doskonała lektura na jesienną pogodę za oknem? Powiem  tak: przyszykujcie wygodne siedzisko, kocyk, kubek herbaty albo kawy i, a potem czas zabrać się za lekturę. A jeśli sięgniecie po nią w innej porze roku i tak zostaniecie przez nią wciągnięci. Tym razem to nie kryminalna zagadka, chociaż tego bym wcale nie wykluczała. Rodzinne sekrety, nawiedzona wiktoriańska rezydencja na wybrzeżu Maine i urocze miasteczko nieopodal. Czego chcieć więcej? Pisarka jeszcze dorzuca uczucia, w liczbie mnogiej i mające co nieco, a z kolejnymi rozdziałami coraz więcej, do powiedzenia w fabule. Gotycki klimat i atmosfera grozy uzupełniają się po prostu doskonale, a do tego współczesność oraz humor. W sumie przepis na naprawdę doskonałą lekturę, przy jakiej, bez jakiegokolwiek problemu, spędzimy popołudnie, wieczór, a nawet zarwiemy noc. Słynne „jeszcze jeden rozdział” w tym przypadku pasuje jak najbardziej. „Spuścizna” to także saga rodzinna, mniej typowa, z wieloma sekretami i wyraźnie odczuwalną na każdym kroku obecności poprzednich pokoleń. To ostatnie jest dosłowne i równocześnie bardzo tajemnicze, odsłaniające bardzo powoli prawdę o sobie. No i pozostali jeszcze bohaterowie z krwi i kości oraz ci dużo mniej materialni. Jedni i drudzy są równie istotni, a ich wzajemne powiązania to część skomplikowanej szarady, której rozwiązanie jest częścią motywu.

 

środa, 25 września 2024

Odwieczne zło

Nowość:

„Przebudzenie”

Jack Ketchum

 

Pewnych znaków nie powinno się lekceważyć. Nie wszyscy je rozpoznają, nielicznie biorą poważnie. Jednak czy da się ustrzec przed tym, co już nieraz zwyciężyło? Przeznaczenia podobno nie da się oszukać, a jeśli wie się, co ma w zanadrzu? Jednak ludzie często przymykają oko na zagrożenie…

 

Czasem można brać udział w przedstawieniu nawet o tym nie wiedząc. Zwłaszcza jeśli znajdzie się w rękach mistrza lub raczej mistrzyni. Obok Lelii trudno przejść obojętnie, wzbudza zainteresowanie i dokładnie wie czego pragnie. A pragnie tylko jednego, lcze kto by się tego spodziewał po pięknej, może nieco szalonej i trochę nieobliczalnej kobiecie? Robert i jego znajomi przekonują się o tym na własnej skórze. Wpierw była dobra zabawa pod błękitem greckiego nieba i nic nie zapowiadało, że wakacyjny relaks przybierze całkiem inny obrót. Jordan Chase wie więcej niż oni, lecz czy da się powstrzymać coś, co wydaje się jedynie mitem? Może przyszłość jest już zapisana i nikt nie jest w stanie jej zmienić? A jeśli ktoś sprzeciwi się temu, co od starożytnych czasów przypomina o sobie w najbardziej przerażający sposób? Ludzie zapomnieli już o składaniu ofiar, lecz ktoś o tym pamięta i złoży ją…

 

Grecja, wakacyjny czas, monumentalne zabytki starożytności i coś złowrogiego, czającego się w prastarych murów. Do tego dodajmy Jacka Ketchuma, którego przedstawiać nie potrzeba oraz cień mitu, coraz wyraźniejszego z rozdziału na rozdział. Co otrzymamy w efekcie końcowym? Grozę, narastającą, dozowaną wpierw dość oszczędnie, lecz w odpowiednich momentach i kryjącą się pod maskami aż do momentu, kiedy prezentuje się w pełnej, krwiożerczej, krasie. To motyw główny, chociaż zdający się być nieco na uboczu, ale to jedynie zmyłka, doskonale wpleciona w akcję. Początkowo otrzymujemy kilka wątków, zdawałoby się całkowicie odrębnych, jakie zazębiają się powoli, lecz nierozerwalnie. Coraz mocniej odczuwamy nieuchronność zła, intensyfikującego się i testującego, jak wiele z siebie już może pokazać, a ile pozostawi jeszcze w zanadrzu. Kiedy zaatakuje z pełną mocą, wciągnie bohaterów i czytelników w niesamowity wir przerażającej sekwencji wydarzeń, w którym nie ma światełka w tunelu, a tylko krwawe tropy. „Przebudzenie” sięga korzeniami nie jedynie do starożytnych mitów i wierzeń, lecz również czerpie siłę przekazu z najbardziej podstawowych źródeł ludzkich uczuć. Mrok, pierwotne lęki i przede wszystkim mistrzowskie operowanie atmosferą, słowem, emocjami i plastycznością opisów.

 

                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




niedziela, 22 września 2024

Przetrwać i żyć.

Przedpremierowo:

 „Faza kokonu”

Joanna Gajewczyk

 

Kokon. Kojarzy nam się z bezpieczeństwem, ciepłem, odgrodzeniem się od świata. Jednak  czasem staje się klatką, nie pozwalającą rozwinąć skrzydeł, wyjść na wolność i sprawdzić, co nas czeka poza nim. Dzięki niemu przetrwaliśmy najgorsze, dawał schronienie, lecz kiedyś trzeba go opuścić, nie zawsze jest się na to gotowym. Zwłaszcza, gdy nie ma powrotu do tego, co było, a boimy się tego, co może się wydarzyć.



Pomiędzy przeszłością i przyszłością jest teraźniejszość, w jakiej wielu walczy z cieniami tego, co było i jednocześnie z lękiem patrzy na to, co będzie. Renata właśnie jest w takim momencie życia, ma za sobą trudny czas lub raczej wciąż w nim tkwi. Ciężka choroba, rozstanie i po prostu strach przed tym, co jeszcze może ją czekać. Jak wyjść z tej raniącej pętli, niepozwalającej swobodnie oddychać? Jak zrobić krok do przodu, jeśli wciąż powracają wspomnienia? Mała chatka nad jeziorem, gdzie nikt jej nie, wydaje się być dobrym miejscem by zastanowić się, w jakim kierunku zrobić kolejne kroki. Tyle, że w praktyce trudno odciąć się Renacie od tego, co było i otworzyć drzwi do czegoś nowego. No i okoliczności ze sielskich zmieniają się wpierw w dość niepokojące, a na tym nie koniec eskalacji. Jednak obok niej są jeszcze inni ludzie, jacy wyciągają pomocną dłoń i swoją obecnością, dają impuls do zmian. Nie rewolucyjnych i spektakularnych, lecz od czegoś trzeba zacząć. Dlaczego by nie pozwolić sobie na zaakceptowanie siebie i otworzenie się na relację, jakiej nie spodziewała się, lecz pozwalającej wyjść zza muru lęków, raniących wzorców. Czy inna perspektywa i odkryta siła pozwolą, by Renata dostrzegła ścieżkę, jaką chce podążyć?



Łatwo powiedzieć weź się garść, najgorsze już za tobą, czas na nowe. Jednak ktoś, kto ma za sobą ciężką chorobę i prawie z dnia na dzień stracił oparcie w najbliższym człowieku, inaczej patrzy na świat. Powstała niejedna książka opisująca ten czas, ale „Faza kokonu” sięga po osobiste doświadczenia i taki właśnie punkt widzenia. Co daje to opowiadanej historii? Czytelnik widzi więcej niż zazwyczaj, zauważa emocje, kryjące się nie tylko pod maskami, lecz i głęboko w postaci. Joanna Gajewczyk pokazuje drogę znad krawędzi do codzienności, jaka już nie będzie taka jak kiedyś i stanowi niewiadomą oraz jedną ze spraw, której bohaterka musi stawić czoła. Zamiast wielkich słów, pozytywnych afirmacji jest rzeczywistość, w której nie tylko musi się ona odnaleźć, lecz i zdecydować, co dalej z jej życiem. Co istotne „Faza kokonu” opiera się na realnych wątpliwościach, lękach, nie wygładzonych, nie daje od razu odpowiedzi na pytania rodzące się w bohaterach. Po prostu historia nie jakich wiele, lecz ta konkretna, odsłaniająca prawdziwą osobą, która jest w kokonie stworzonym ze wspomnień, dawnych oczekiwań i przeżyć, dającym poczucie bezpieczeństwa, lecz również ograniczającym. Wyjście z tej strefy wymaga odwagi i siły, pomocnej dłoni oraz czasem niespodziewanego impulsu, jaki pokazuje nam ile drzemie nas mocy.

Premiera:

25 września

                                     Za możliwość przeczytania książki

 dziękuję:
 

piątek, 20 września 2024

Oblicze zła

Nowość:

„Kształt demona”

Magdalena Zimniak

 

Każdy ma jakiś sekret, mniejszy bądź większy albo bardziej lub mniej niebezpieczny. Mówi się, że one zawsze wyjdą na jaw, może nie od razu, lecz z pewnością w najmniej spodziewanych okolicznościach. A jeśli ktoś doskonale je chroni i gotowy jest na wszystko by jednak pozostały w ukryciu? Kto odważy się podjąć ryzyko i ujawni niewygodne fakty?

 

Karol na chwilę traci z oczu Julię i nie potrafi jej już odnaleźć w tłumie wiernych w kościele. W takim miejscu ludzie nie znikają, a jednak jego żona znika. Co mogło wydarzyć się? Na myśl przychodzi mu tylko jedno, lecz czy to możliwe? Prowadząca dochodzenie nadkomisarz Krystyna Farkas odkrywa złowrogie fakty związane z tą świątynią, rzucające inne światło na to, co zaszło i ewentualne tego skutki. Zresztą kolejne zdobyte informacje okazują się równie intrygujące, lecz zawierają w sobie wiele niewiadomych. Każda z nich może dać odpowiedź, co do losów Julii, chociaż jak się okazuje nie do końca tak jest. Tam gdzie w dochodzeniu były biały plamy pojawiają się niepokojące punkty, rzucające nie jedynie nowe, ale i całkiem inne światło na bliskich zaginionej oraz nią samą. Co wydarzyło się i przede wszystkim, co stoi za zaginięciem młodej kobiety? Jeśli policjantka odkryje to, droga do odnalezienia jej będzie prostsza. Kolejne elementy układanki, złożonej z niejednej tajemnicy, sprawiają, że obraz sytuacji staje coraz mroczniejszy i niebezpieczny.

 

Jakie tajemnice skrywa przed światem, a może nawet bliskimi, zaginiona Julia? Zresztą nie ona jedna je ma i strzeże dobrze przed innymi. Jednak to ona zniknęła dosłownie wpierw z oczu męża, a później w ogóle i to w miejscu gdzie nie nikt, by nie pomyślał, że to do tego mogłoby dojść. Taki wstęp gwarantuje, że uwaga czytelnika zostanie przyciągnięta, a im bardziej zagłębiamy się w „Kształt demona” tym, większe pojawia się zaintrygowanie. Zresztą nie jedynie ono, towarzyszy mu szereg pytań i odpowiedzi, na jakie trzeba poczekać. Co faktycznie wydarzyło się i dlaczego właśnie w tym, a nie innym miejscu? Magdalena Zimniak buduje klimat, w jakim ogromną rolę odgrywa lęk, przed sobą, przed innymi, przed tym, co już miało stało się i jeszcze zdarzyć się może. Do tego dodajmy mrok, nie dosłowny, lecz wynikający z sekwencji wypadków oraz doświadczeń bohaterów. No i zło, wpierw niedopowiedziane, później nabierające kształtów, aż ukazujące się w pełni swej perfidii i wyrządzonych krzywd. A pomiędzy tym zagadka, okazująca się być wielowarstwową szaradą, rzucającą cień na wszystkich i niczym zbrodnicza ośmiornica, swoimi mackami oplatającą wszystko i przede wszystkim. Rozpoczynając lekturę „Kształtu demona” lepiej nie zakładać tego, co przyniesie fabuła, która jak się szybko przekonujemy głęboko sięga w niebezpieczne sekrety, odsłaniające swoją prawdziwą twarz bardzo powoli i niejednokrotnie zwodzące wszystkich dokoła kolejną maską. Zło często ma znajome oblicze, a jakie będzie miało w tej historii? Nie takie jak można by się spodziewać…


                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




poniedziałek, 16 września 2024

Idealni

Nowość:

„Zastępcza”

Katarzyna Wolwowicz

 

Co się kryje za idealnym życiem? Mniej sielankowa wersja z rysami na nieskazitelnym obrazie? A może zwykła codzienność ludzi, mających zalety i wady, jacy stworzyli, bardziej lub mniej świadomie, pozory doskonałości? Bywa i tak, że to otoczenie przyczynia się do stworzenia iluzji i same zaczyna w nią wierzyć, aż ma miejsce coś, co burzy ją jak domek z kart.

 

Szczęśliwe małżeństwo, praca, jakiej inni zazdrościli, sukcesy zawodowe. Jagoda Zdrojewska naprawdę osiągnęła dużo. Jej małżeństwo jest równie udane, a przynajmniej tak większość sądzi aż do momentu, kiedy zostaje zamordowana. Nagle wychodzą na jaw informacje stawiające pod dużym znakiem zapytania tę wersję. Głównym podejrzanym zostaje Wojtek Zdrojewski, mąż i uznany neurochirurg w jednym. Czy faktycznie byłby on zdolny do takiego czynu? W tę wersję nie wierzy Tymon Hanter, prywatnie jego brat oraz jednocześnie komisarz policji. Jaki miałby motyw morderstwa? Zeznania sąsiadki potwierdzają teorię śledczych, że to współmałżonek stoi za zabójstwem. Hanter rusza z własnym śledztwem i odkrywa niejedną tajemnicę, a te rzucają całkiem inna światło na ostatnie miesiące. Co jest prawdą, co było usilnym urzeczywistnieniem pragnień, a co zręcznym oszustwem? Niezaprzeczalnym faktem jest, iż ktoś odebrał życie Jagodzie, lecz jednoznaczne wskazanie sprawcy wcale nie jest oczywiste. Co wydarzyło się w mieszkaniu państwa Zdrojewskich i czy za zbrodnią faktycznie stoi Wojtek, bo jeśli nie on to kto?

 

Jedno jest niepodważalne: wiodąca idealne życie kobieta została zamordowana. Cała reszta to ślady, motywy, poszlaki oraz silne emocje i być może iluzja. Jaka jest prawda i czy zostanie odkryta? Dobry kryminał powinien wciągać od pierwszych stron i do ostatnich zdań utrzymywać czytelnika w niepewności czy to już rzeczywiście koniec. Katarzyna Wolwowicz potrafi doskonale ten przepis przekształcić w książkę od jakiej naprawdę trudno oderwać się. Każdorazowo, kiedy już wydaje się nam, iż rozwiązanie mamy na wyciagnięcie ręki i doskonale przewidzieliśmy jak potoczy się akcja, okazuje się, iż podaży ona w innym kierunku. Spodziewać się niespodziewanego? Z pewnością przy lekturze „Zastępczej” to doskonała zasada. Kolejne wątki rozszerzają kryminalną fabułę i stanowią nowe źródła zagadek oraz pytań. Co jakiś czas otrzymujemy nieco inny punkt widzenia, a to rzuca nowe światło na fakty już nam znane. Autorka sięga po nie często wykorzystywane tematy, a i te są połączone w nieszablonową historię. Do tego dodajmy silne i skrajne emocje oraz bohaterów, jacy poruszają się w sieci sekretów, przemilczeń, kłamstw oraz iluzji szczęścia. Co jest prawdą, co oszustwem, a co zręczną manipulacją?



Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:
 

 


sobota, 14 września 2024

W imię czego...

Nowość:

„W imię ojców”

Tomasz Duszyński

 

Zbrodnia nie przedawnia się. Nie jest też doskonała. To jedynie kwestia czasu, kiedy zostaną odkryte istotne szczegóły rzucające nowe światło na okoliczności jej towarzysząca, a tym samym na nią samą. Nawet, jeśli wydaje się, iż wszyscy o niej zapomnieli z pewnością tak nie jest. Ktoś zawsze pamięta…

 

Kilka dekad wcześniej, w podobny zimowy i mroźny dzień, odnaleziono również zwłoki małżeństwa. Czy to jedyne podobieństwa? Wówczas zaginął syn ofiar, a teraz? Anna Rzecka i Konrad Cichecki pomagają w dochodzeniu, jakie dla wszystkich i od samego początku przypomina morderstwo sprzed lat. Wtedy nie zakończyło się rozwiązaniem, czy i teraz sprawca nie zostanie wykryty? Lokalni policjanci z pomocą nowych sił śledczych przyglądają się temu, co miało miejsce i równocześnie badają wszystkie ślady z teraźniejszości. Klucz do obecnej zbrodni kryje się w tym, co wydarzyło się kiedyś? A może to jedynie ogromny zbieg okoliczności? Doświadczenie Cicheckiego przydaje się w tak skomplikowanej sprawie, w której liczy się dostrzeganie na pozór niepowiązanych śladów. Liczy się również czas, bardziej niż zazwyczaj, a ten jak zawsze nie działa na korzyść szukających odpowiedzi na pytania. Te z przeszłości są wciąż znakami zapytania, a co z teraźniejszymi? Konrad z pomocą Anki szuka wyjaśnień dla niewiadomych dawnych i obecnych, tak jak kiedyś komisarz Adrian Kuczka. Podążanie śladami tego ostatniego pomoże w wyjaśnieniu morderstw? Kto zabił i dlaczego?

 

Podobieństwo czy tragiczny splot okoliczności łączy dwa zabójstwa? Niektóre śledztwa zmuszają do otwarcia drzwi do tego, co było, chociaż nie ma się gwarancji, co do słuszności tego kroku. „W imię ojców” nie da się nie porównywać tego, co już się wydarzyło z tym, co właśnie stało się lub dzieje. Taki punkt wyjścia dla kryminalnej zagadki zapowiada, że nie będzie ona jedyną, z jaką tak bohaterowie, jak i czytelnicy zmierzą się. Tomasz Duszyński wraca ze znanymi postaciami oraz nowym śledztwem, jakie od samego początku budzi zaintrygowanie, lecz szybko okazuje się, że nie będzie ono jedynym. Przeszłość i teraźniejszość zostają skonfrontowane, na pierwszy rzut oka wydaje się, iż mają punkt wspólny, lecz czy to potwierdzi się? W jakim kierunku śledczym podażą policjanci? Jeden nasuwa się sam i wyczuwa się w nim drugie dno, ale czy potwierdzą to fakty? Mniejsza miejscowość, gdzie wielu mieszkańców zna się doskonale, nie powinna mieć zbyt dużych tajemnic. A jednak jest ich więcej niż można by się spodziewać. To, co już było nie zostało zapomniane, lecz czy ma związek z obecną tragedią? Autor splatając z sobą dwa plany czasowe daje czytającym i bohaterom doskonałą łamigłówkę do rozwiązania, kto szybciej znajdzie jej rozwiązanie lub raczej rozwiązania? „W imię ojców” dostajemy nie jedną historię kryminalną, każda zastanawia i daleko im do oczywistości, dodatkowo tropienie ewentualnych powiązań podbija jeszcze lekturę.


                                                     Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




piątek, 13 września 2024

Wróżby i reszta kłopotów



Nowość:

„Same dobre wróżby”

Sasza Hady

 

Podobno… Czyli co? Fakt czy pogłoska, plotka, niedopowiedzenie? A jakby „podobno” przetestować i z teorii przełożyć na praktykę? Jak wypadnie jedno i drugie? Co będzie lepsze? Sfera niepewności czy sprawdzenie jak jest w rzeczywistości?

 

Nie znasz swoich najlepszych kumpli z realnego życia, a jedynie z sieci. Jednak czy to „jedynie” ma aż tak duże znaczenie, jeśli codziennie spędzasz z nimi codziennie czas, wciąż jesteście w kontakcie i wiecie o sobie naprawdę dużo? Pozostaje spotkać się twarzą w twarz, a Elizie naprawdę na tym zależy, reszta również jest na tak. Czy domek w górach będzie dobrym miejscem by spędzić z sobą więcej czasu na „żywo”? Co może wydarzyć się, jeśli jedno z nich ma precyzyjny plan i naprawdę zbytnio nie zawaha się z wprowadzeniem go w życie? Spotkanie okazuje się dużo bardziej ciekawe niż ktokolwiek z internetowej paczki mógłby się spodziewać. Zwłaszcza, iż mają gościa na gapę czyli Sarę, kuzynkę Elizy, jaka w ogóle nie była brana pod uwagę przy wspólny wyjeździe. Jak to bywa: planowanie to jedno teoria, a ta bywa nieprecyzyjna, natomiast rzeczywistość okazuje się być bardziej zaskakująca i może dzięki temu, dostać dużo więcej niż oczekiwaliśmy. Podobno miało być tak jak Eliza sobie to wymarzyła, a jak było? O tym czasem opowiada horoskop, jaki dotyczy tego, co wydarzyło się, a nie dopiero będzie miało miejsce…

 

Uczuciowe rozgrywki, przyjaźń, ocenianie kogoś po pozorach oraz konfrontacja z uczuciami. Kolejna młodzieżówka? Prosta z przewidywalnym rozwojem zdarzeń? Nic podobnego! Już opis podpowiada, że będziemy mieć do czynienia z lekturą, gdzie czeka nas niejedna niewiadoma. Czy to się sprawdza? Nawet bardziej niż możemy przypuszczać, gdyż pojawia się kilka wątków, mających punkt wspólny w bohaterach, lecz zazębiających się całkowicie inaczej niż początkowo przypuszczaliśmy. Sasza Hady łączy różne motywy, dodaje do tego sporą dawkę humoru, szczyptę międzypokoleniowych, acz życiowych, kulisów i przede wszystkim barwne postacie, nie tylko z wyglądu, a przede wszystkim z charakteru. Oczywiście, że na tym nie koniec, gdyż to dopiero podstawy pod opowieść, przenoszącą do realnego świata wirtualną przyjaźń i uczucia, jakie „podobno” Mie miały prawa pojawić się. Lubicie, kiedy jesteście zaskakiwani podczas lektury? Tego z pewnością nie zabraknie podczas czytania „Samych dobrych wróżb”, niespodziewane zwroty pojawiają się oczywiście w momentach, kiedy tego nie spodziewamy się. Fabuła oferuje nam historię na wskroś współczesną, w jakiej odnajdzie się młodszy i starszy czytelnik, porusza bowiem problemy znane niejednemu.





Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję  


 

poniedziałek, 9 września 2024

Sekret lasu

Przedpremierowo:

„Serce kniei”

Katarzyna Kujawska

Aleksandra Seliga

 

Przeszłość zawsze da o sobie znać, jeśli nie jest zamkniętym rozdziałem. Jak by ją nie ukrywać, wymazywać, próbować zapomnieć. Podobno nie da się naprawić tego, co było, nawet, kiedy pragniemy tego. A co gdy okaże się, iż dwie osie czasu, wtedy i teraz mają za sobą coś wspólnego? Pytanie co to jest i jaki będzie miało wpływ na przyszłość, nadchodzącą o wiele szybciej niż mogłoby się wydawać?

 

Dwa miesiące nie mogą trwać chwili. A jednak tak jest. Bay na moment opuścił okolice Etherton. Tyle, że to wcale nie była prawda. Gdzie jest Ivy? Przed momentem była przy nim, lecz obecnie nie ma jej. Co wydarzyło się przy Wietrznych Skałach? Jak uratować dziewczynę, która pozostała tam, jeżeli nie ma się pojęcia jak to zrobić i czy to w ogóle jest wykonalne? Kto mógłby mu pomóc w starciu z niewyjaśnioną zagadką? Kilka dekad wcześniej grono przyjaciół zmaga się z rodzinnymi sekretami, lasem, który z każdym dniem coraz mocniejszym cieniem kładącym się na Etherton i okolicach oraz własnymi uczuciami. Pozostaje jeszcze magia, mroczna i kusząca swoją mocą. Jaką rolę odgrywa to, co już wydarzyło się w teraźniejszości? Może odpowiedzi trzeba szukać, tam gdzie nie nikt jej nie widzi? Bay nie ma zbyt wielu sojuszników, a i czas nie stoi po jego stronie. Każda pomoc liczy się, lecz czy nie są to jedynie mrzonki? Jak uratować Ivy i sprowadzić ją z powrotem z miejsca, jakie tak łatwo nie wypuści zdobyczy…

 

Po pierwszym tomie Historii z Etherton trudno nie sięgnąć po drugi. Zagadki z premierowej części zaostrzyły apetyt tak mocno, że kiedy już się ma w dłoniach „Serce kniei” nie jest łatwo oprzeć się by nie rozpocząć lektury tu i teraz. Jednak najwygodniej jest znaleźć sobie odpowiednie miejsce do czytania, bo gdy już je rozpoczniemy to nie oderwiemy się tak łatwo i przede wszystkim zbyt szybko od książki. Opowieść w niej i jej poprzedniczce zawarta oplata czytelnika i wciąga wprost do światów, gdzie realność, magia i natura, ta ludzka również, gdzie łączą się w niesamowitą fabułę. Autorki nie tyle powtórzyły sukces, ile pokazały, że to był dopiero wstęp, a nim nadejdzie finał, czeka czytających niesamowita podróż w czasie, pomiędzy różnymi rzeczywistościami, tam i tu oraz wtedy i teraz. Oczywiście istotni są również bohaterowie, jacy okazują się kryć tajemnice, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy i okazujące się kluczem do większości pytań, tych już zadanych wcześniej i tych, jakie wciąż nasuwają się podczas czytania. Katarzyna Kujawska i Aleksandra Seliga podkręcają atmosferę tajemnic, nie odkrywają zbyt szybko i za wiele od razu, wprost przeciwnie dorzucają nowe zagadki. Od czasu do czasu ukazuje się światełko odpowiedzi w fabule pełnej zwrotów, lecz czy faktycznie poprowadzi ono do wyjawienia dawnych sekretów? Dodajmy do tego intrygujące nawiązania, deszczowo-mglisty angielski klimat z tłem w postaci kamiennych domów i dworów oraz oczywiście tytułową knieję, szybko zakorzeniającej się w świadomości nie tylko postaci, lecz także czytelników. Wynikiem będzie gotycko-folkowa historia, gdzie arystokratyczne zasady splatają się z hipisowskim wolnym duchem, zaskakująca na każdym kroku, co wcale nie jest przesadą, a jedynie skromnym podsumowaniem prawdziwie niezwykłej dylogii.



       Premiera:

                        18.09.2024                          

                                                       Za możliwość przeczytania

książki
dziękuję:

czwartek, 5 września 2024

Pomiędzy życiem, a śmiercią

Nowość:

„Pieśni żałobne dla umierających dziewcząt”

Cherie Dimaline

 

Inność bywa ciężarem, lecz jeśli zostanie zaakceptowana, może otworzyć furtkę do bycia sobą. Czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, dopiero otoczenie wskazuje ją i często staje się to powodem by kogoś wytykać. Jednak niektórzy idą swoją drogą i pozostają wierni sobie. Dokąd ich to zaprowadzi?

 

Mieszkanie na cmentarzu dla wielu już jest dziwaczne, co dla Winifred jest zupełnie normalne. Dziewczyna spędza czas pomiędzy nagrobkami, jakie są dla niej tak samo znajome jak dla innych ławki w parku niedaleko domu. Jednakże kolejne wydarzenia zakłócają jej codzienność, a nadchodzące lato zwiastuje, że niejedno może zmienić się w najbliższym czasie. To, co wydawało się jej znajome i dające oparcie nagle zaczyna chwiać się w posadach. Przyjaźń, dom i zwykła codzienność stają pod znakiem zapytania. To dopiero początek, bo to, co wydawało się niemożliwe staje się faktem. Duch w takim otoczeniu, w wydaje się być czymś oczywistym, pod warunkiem, że traktujemy jego obecność w kategoriach żartu. A jeśli to prawda? Phil też kiedyś była nastolatką, jej pojawienie się okazuje się mieć duże większe znaczenie na to, co dzieje się wokół Freddie. Nowa znajoma odsłania kawałek po kawałku swoją historię. Pozwala to spojrzeć nastolatce na siebie i bliskich z całkiem nowej perspektywy. Do czego to doprowadzi? Czy przeszłość będzie początkiem przyszłości?

 

W niektórych książkach już na samym wstępie zaczynamy mieć pewność, że czytana historia nie będzie mieć nic wspólnego z jakimkolwiek schematem. Z każdą kolejną stroną to wrażenie potwierdza, a równocześnie coraz mocniej jesteśmy zainteresowani lekturą. Już sam tytuł „Pieśni żałobne dla umierających dziewcząt” zdawałoby się, że dokładnie wskazuje motyw główny, jednak i tutaj szybko przekonujemy się, iż kryje się za nim coś bardziej intrygującego. Podczas czytania ma się umacniamy się w przekonaniu, że co, jak co, lecz oczywistość z pewnością nie będzie miała tu miejsca. Rozwój wydarzeń naprawdę trudno przewidzieć, autorka łączy różnorodne gatunki i dodaje do tego perspektywę, jakiej nie spodziewamy się. Powinien być mrok, czerń, a jest? No właśnie tu kolejna zaskoczenie, bo  w nie w takim odcieniu jak zawsze. Oswojona groza? Również nie. Raczej inna niż zazwyczaj, wpierw pozostająca gdzieś z tyłu, oddająca pierwszy plan głównej bohaterce, przedstawiającej się nam i jednocześnie odsłaniającej swoje sekrety. A kiedy nadchodzi jest dla czytających jest niespodzianką. Cherie Dimaline napisała niesamowitą książkę, w jakiej część rzeczywistości ma charakter oniryczny, kładący się cieniem na wszystkim wokoło. To, co w innej lekturze uznalibyśmy za niecodzienne tutaj ma smak całkowicie inny niż zazwyczaj. Trochę makabreski, lecz również odmiennej niż zazwyczaj, w pewnych momentach zauważamy towarzyszącą całości gotyckość, jednocześnie wtapiającą się w fabułę i podkreślającą ją w odpowiednich momentach. Czy takiej książki spodziewałam się sądząc po tytule i opisie? Nie do końca, lecz dostałam o wiele więcej od oczekiwań, z pewnością pochłonęła mnie i nie pozwoliła od siebie oderwać oraz pokazała kunszt autorki w zadziwianiu sposobem poprowadzenia akcji. Na niecodziennym tle poznajemy bohaterkę, wkraczającą w dorosłość, poznającą smak miłości, odkrywającą przeszłość, a przede wszystkim wchodzącą w świat, gdzie życie i śmierć nabiera całkowicie innych barw i kształtów.

 






Za możliwość przeczytania książki
 dziękuję 
wyd. Rebis

 

niedziela, 1 września 2024

Umarlaki i inne kłopoty

Nowość:

„Szamanka od umarlaków”

Martyna Raduchowska 

P jak początek, plan i… pech. Dwa pierwsze brzmią optymistycznie, co do trzeciego nie ma opcji, by spodziewać się czegoś pozytywnego. Nawet jeśli człowiek wie, że ten kroczy za nim, a czasem i przed, to zawsze ma się jakąś nadzieję, iż aż tak źle nie będzie. No może prawie, bo rzeczywistość lubi zaskakiwać. I to jak!

 

Rodzice Idy dawno już zaplanowali dziewczynie przyszłość. Nie wzięli tylko jednego pod uwagę albo jeszcze paru rzeczy. Przede wszystkim, iż ich jedynaczka nie zamierza pójść w ich ślady, co oznajmiała przy każdej okazji, lecz jakoś nie brali tego na poważnie. Do czasu. Jak się okazuje panna Brzezińska jak już coś postanowi to naprawdę zrobi dużo lub jeszcze więcej, by osiągnąć swój cel. Co z pechem? On też nie próżnuje, chociaż tak jakby osłabł? A może to jedynie cisza przed burzą lub po prostu stoi sobie z boczku i czeka jak to też rozwinie się ten cały nowy początek upartej latorośli czarodziejskiej arystokracji? Na razie jakoś nic nie wskazuje na to, by coś szykował. No cóż okazuje się, iż przeznaczenie Idy jest dość pokrętne i to pisane z dużej litery „P”. Mogłaby rzec po jej trupie, jeśli tak ma wyglądać jej przyszłość, nawet ta najbliższa, lecz wiadomo, iż takich zapewnień nie ma co rzucać w przestrzeń. Widzenie zmarłych to jedno, ale szare życie i studiowanie ma dużo więcej uroku niż to pierwsze. Wystarczy być taką jak inni i magią wraz ze spółką nie trzeba będzie się martwić. A co jeśli właśnie zadziała pech, taki duży, skupiony właśnie na Brzezińskiej i wprost aż rwący się by dać o sobie znać? Czyżby zabawa miała wejść na całkiem nowy poziom?

 

Magiczna strona świata i ta jak najbardziej zwykła. Dziewczyna, która ma w nosie tradycję oraz Pech. Co z tego może wyniknąć? Prawdziwie bestsellerowa draka z nietuzinkową główną bohaterką i równie nieszablonowymi pozostałymi postaciami. A to oczywiście dopiero wstęp do perypetii Idy Brzezińskiej z gatunku tych, jakich śledzimy z wypiekami na twarzy i kibicujemy. Im bardziej rozwija się fabuła tym intryguje ona bardziej, bo przewidzieć, co wydarzy się za moment trudno przewidzieć. W końcu kiedy do akcji wkracza magia, a umarlaki są na porządku dziennym, tym nocnym także, trzeba być przygotowanym, że za chwilę wydarzy się coś, co po raz kolejny zmieni bieg wydarzeń. Martyna Raduchowska, strona po stronie, podkręca tempo i przede wszystkim wprowadza czytelników do niesamowitego świata, gdzie na porządku dziennym są czarownice i czarodzieje, klątwy i przede wszystkim trzeba naprawdę brać odpowiedzialność za swoje słowa, czyny zresztą też. Oczywiście, że to nie wszystkie wątki, a tylko ich elementy, tworzące magiczną rzeczywistość, w jakiej czeka tak na bohaterów, jak i czytelników, niejedna pułapka. „Szamanka od umarlaków” ma jeszcze jeden atut, poza nieodkładalną opowieścią i postaciami, jacy nie wybierają prostych dróg, humor z gatunku tego czarnego i pasującego idealnie do historii.


                                                Za możliwość przeczytania książki

 dziękuję: