Strony

niedziela, 9 października 2022

Bieguny

Nowość:

„Moje bieguny. 

Dzienniki z wypraw”

Marek Kamiński

 

Zdobycie bieguna jest ogromny wyzwaniem, a gdy stanie się faktem jest sukcesem trwale zapisanym w historii. Kiedy w ciągu jednego roku dwukrotnie dokonuje się takiego wyczynu nazwisko ogromnej grupie ludzi utrwali się w pamięci na zawsze. Jednak za tymi momentami triumfu kryje się ogromne wyzwanie rzucone nieobliczalnej przyrodzie i przede wszystkim sobie samemu. Na tym nie koniec, biegunów bowiem jest więcej.

 

Jeden rok, trzysta sześćdziesiąt pięć dni albo inaczej mówiąc dwanaście miesięcy i postawienie stopy tam gdzie docierają nieliczni. Ponad dwadzieścia lat później te sukcesy robią wrażenie i z pewnością będzie tak przez kolejne dekady, ale łatwo zapomnieć, że za tymi osiągnięciami stoi człowiek, jego wytrwałość, dążenie do celu i zwyciężanie krok po kroku, mniejszym, większym, lecz przybliżającym z każdym metrem. Oglądając zdjęcia widzi się śnieg, zawieję śnieżną, wszechobecne zimno, lecz to słowa przekazują realia wyprawy ze szczegółami, tymi o jakich nikt nie myśli gdy widzi efekt końcowy, ale to one także decydują o tym, jaki będzie finał. Niezwykle trudne warunki weryfikują plany, jakie wydawałoby się uwzględniły każdy detal, jednak czy da się przewidzieć wszystko? To już okazuje się w trakcie podróży, nie jednej, kilku, bo zanim rozpocznie się ta na biegun wpierw zostanie pokonana Grenlandia. Dzień po dniu, coraz bliżej celu, czasem jest on bardziej odległy, wciąż przed zdobywcami. W głowie nie tylko on, lecz i motywacja by iść oraz myślenie o tym, co jeszcze chciałoby się zrobić, osiągnąć, kogo spotkać. A później nowe marzenie jeszcze jeden biegun, nowy – Santiago de Compostella, o wiele łatwiejszy, znajoma Europa, ale czy faktycznie tak jest? Wędrówka w całkiem innych warunkach, cztery tysiące kilometrów do przejścia na kontynencie, jaki także ma niejedno oblicze.

 

Bieguny kojarzą nam się z niezwykle niski temperaturami, śniegiem, lodem, niekiedy z białą pustynią. Zdobyć je? Pamiętamy z historii, że nie wszystkim się to powiodło się. Filmy, fabularne i dokumentalne, książki, reportaże, dają obraz tego jak wyglądają takie wędrówki, lecz dzienniki ukazują ją od osobistej strony, tego, co skryte jest w człowieku, w danej chwili, co myśli i czuje, również fizycznie. Mogą być różne i Marek Kamiński pokazuje je tak jak on je widzi. Na subiektywność zawsze patrzymy z podejrzliwością, lecz dzięki niej otrzymuje osobiste spojrzenie na ludzi, rzeczy, otoczenie. Nie uśrednione, przefiltrowane przez innych, wygładzone. Relacja „na żywo” zapisana na zawsze kolejnymi wyrazami, zdaniami, w których utrwalone są emocje, refleksje, obserwacje. „Moje Bieguny. Dzienniki z wypraw” są utrwalonym przebiegiem niezwykłych podróży, ich codzienności, chociaż dla czytelników nie ma w niej nic ze zwyczajności. Nie tylko z racji gdzie i w jakich warunkach powstawały, lecz w głównej mierze o czym opowiadają i czego są podsumowaniem, a może i wstępem. Lodowe bezdroża i europejskie szlaki, kontrast ogromny i to pod każdym względem, łączy je osoba Marka Kamińskiego oraz to, czym dzieli się z czytelnikami, kroniką niezwykłych dni.

 

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję: