Strony

poniedziałek, 31 stycznia 2022

Aż nas ślub nie rozłączy?


„Miłosny układ”

Sarah Hogle

 

Na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie … Stop! Nim padną słowa przysięgi czasem przychodzi człowiekowi pewna myśl do głowy, nieznośna niczym brzęcząca mucha i gryząca znienacka niczym natrętny komar „co ja robię tu u-u, co ty tutaj robisz”? Niby wszystko jest pięknie na świetlanej drodze ku przyszłości, poprzedzonej ślubem i oczywiście weselem, tyle, że jakoś zamiast radosnego stanu oczekiwania jest całkowicie coś odwrotnego. Co zrobić w takiej sytuacji? Można wszystko odwołać, przełożyć lub wypowiedzieć wojnę!

 

Zerwać zaręczyny i ponieść koszty niedoszłego wesela? Naomi ma plan, który pozwoli jej uniknąć życiowego błędu oraz  nie być stratną. Nie działa z wyrachowania, zresztą nie tylko ona. Kiedy poznała Nicholasa na pewno nie myślała o chwili gdy będzie miała go serdecznie dosyć, a on ją żeby było jasne, i to nie po upływie iluś lat od ślubu, lecz jeszcze przed nim. Sprawa wygląda tak: jeśli to narzeczony odwoła ślubno-weselną imprezę on zapłaci za wszystko. Problem w tym, że przyszły mąż wcale nie zamierza spokojnie brać winy na siebie. Szanowni państwo czas rozpocząć działania wojenne, nie otwarcie, ale też nie do końca po cichu. Mniejsze i większe złośliwości stają się chlebem powszednim, pokazywanie siebie bez uprzejmych masek jak najbardziej zostaje wprowadzone w czyn, a sztuka kompromisu idzie w zapomnienie. Do czego to doprowadzi? Może do czegoś, co w ogóle nie zakładali? Kiedy opadają maski, a puste frazesy zastępują słowa prawdy bardzo prawdopodobne jest, że wydarzy się niemożliwe.

 

Czego spodziewamy się po komedii romantycznej? Humoru i romantyzmu, jak zresztą wskazuje sam gatunek, a jakby tak dodać do tego pierwszego koloru czarnego, a od drugiego odjąć co nieco  z magii miłości? Sarah Hogle poszła jeszcze ciut dalej, ponieważ pokazała w trochę krzywym zwierciadle swoich bohaterów, nie za mocno, tak w dawce w sam raz. Co z tego wyniknęło? Wojna podjazdowa, jaka bawi i skłania do snucia przypuszczeń do czego jeszcze zdolne są postacie. Niech nas nie zmyli różowa okładka, za nią nie kryje się lukrowana historia, co to, to nie, wprost przeciwnie. Oczywiście jest wesoło, ale za nią odsłania się rzeczywistość wcale nie oderwana od tego, co można zaobserwować wokół siebie. „Miłosny układ” trochę przypomina mi pewien film z lat osiemdziesiątych „Wojna Państwa Rose” i mówiąc szczerze zbieżność nazwisk, jak dla mnie, nie jest aż tak przypadkowa. W żadnym razie nie jest to kopia owego scenariusza, pisarka nie poszła w tamtym kierunku, lecz podobnie jak filmowi twórcy uchwyciła ten moment gdy bajka, w jaką chce się wierzyć, zaczyna coraz bardziej przypominać farsę, a kiedy wreszcie zaczynają spadać maski robi się interesująco. Wojna podjazdowa, prowadzona mniej lub bardziej wyrafinowanie, do tego bogata wyobraźnia podsuwająca idee jak postawić na swoim i dopiec drugiej stronie, naprawdę wciąga. Nie da się odmówić bohaterom realnych cech, łatwo zyskują sympatię, chociaż Sarah Hogle nie kryje ich wad, bez problemu możemy sami wyrobić sobie zdanie, jakie weryfikujemy im bardziej zagłębiamy się w lekturę. Zostały również uchwycone po mistrzowsku zachowania lub słowo od jakich czasem zaczynają się tak zwane „ciche dni” albo wprost przeciwnie awantura. „Miłosny układ” to nie w żadnym wypadku satyra, ale trafny portret dwojga ludzi, oddany w żartobliwy sposób, lecz odkrywający detale, jakiej do tej pory bohaterowie nie dostrzegali lub po prostu były dla nich nieznane. Punktujący na wesoło irytujące cechy, narysowany niekiedy przesadnie, jednak czyż nie tak działamy kiedy dochodzą do głosu emocje?

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

 

 

sobota, 29 stycznia 2022

Lekcja człowieczeństwa

 „hTraE 2120 Lekcja”

M.J. Rogalska

 

Jakie jest spojrzenie na naszą teraźniejszość oraz przeszłość z perspektywy kogoś z przyszłości, idealnej, nie skażonej wadami? Czy naprawdę nasi potomkowie są tak zupełnie różni od nas? A może po prostu po prostu odrobili lekcję z tego, co było i umieli nauczyć się na błędach swoich przodków? Co dostrzega się patrząc za siebie?

 

Zgodność, jednomyślność, działanie dla dobra ogółu, w którym jednostka nie jest poświęcana. W takim świecie żyje Triv, wydaje się, że zna go już doskonale, lecz tak naprawdę uczy się go, tak samo jak i korzeni, z których wywodzi się. hTraE jest jej ojczyzną, prawnukami, jacy osiedlili się na tej planecie. Jak ma zrozumieć ludzi jeśli egzystuje w całkiem odmiennym środowisku? Nie ma w nim kłótni, odmiennych poglądów, wojen czy nawet konfliktów. Ideał, o jakim kiedyś marzono stał się faktem. Co da dziewczynie poznawanie tego, czego już nie ma i nie będzie? W końcu marzenia stały się faktem, więc kolejne generacje mogą ze spokojem spoglądać przed siebie i rozwijać się, lecz czy tak jest w rzeczywistości? Podobno historia kołem toczy się, a sięganie po więcej i patrzenie dalej od zawsze popychało nas by pójść dalej niż inni. Czy aż zmieniliśmy się by o tym zapomnieć? Co z istotą człowieczeństwa? Triv jest ciekawa, nie zadawalają jej proste odpowiedzi, chce zobaczyć więcej i zadaje pytania, odmienne, czyżby rewolucyjne?


Fantastyka w wydaniu, które nie ma wciskać w fotel, lecz uruchomić nasze szare komórki i sprawić, że zaczną one pracować na najwyższych obrotach. „hTraE 2120 Lekcja” ma w sobie to wpierw nieokreślone „coś”, sprawiające, że rozpoczynamy lekturę, by po chwili poczuć zafascynowanie tym, co mamy przed oczami. M.J. Rogalska napisała naprawdę niezwykłą książkę, w jakiej dosłownie każda strona zawiera materiał do refleksji, jednocześnie intryguje całkowicie autorską wizją scenariusza tego, co może mieć miejsce. To nie jest historia z gatunku fantastyki do jakich jesteśmy najczęściej przyzwyczajeni, bez ujmy dla inny powieści, to po prostu całkowicie odmienna, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Autorka połączyła swoje pomysły z naukowymi faktami i teoriami, tworząc zupełnie niepowtarzalną opowieść. Odnajdujemy w niej wyraźne echa filozofii, nie jednego nurtu, lecz wielu, nadającej całości unikatowego smaku. „hTraE 2120 Lekcja” jest czytelniczym doświadczeniem, pozostającym na długo w nas po przeczytaniu. Utopijna charakter zaczyna ewoluować w całkiem nieoczekiwanym kierunku, intrygującym i niespodziewanym, ukazującym drugie dno, dalekie od tego, jaki mogliśmy przypuszczać. Pisarka podsyca mistrzowski nasze zainteresowanie i w zupełnie nieoczekiwanych punktach dokonuje zwrotów w akcji. Fabuła ma ponadczasowy charakter, opiera się z jednej strony na przeszłości, z drugiej na potencjalnej drodze, jaką będzie kroczyć ludzkość, lecz z całkowicie niespodziewanym kierunkiem, pytanie czy obranym raz na zawsze …

 

 

 

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:


 

czwartek, 27 stycznia 2022

Początek końca

„Idealne życie Molly”

Valerie Keogh

 

Co to znaczy mieć wszystko? Wydaje się, że odpowiedź jest bardzo prosta: uroda, sukces zawodowy, szczęśliwa rodzina, przyjaciele, pieniądze na koncie.  Lista może być długa i  bardzo subiektywna, każdy ma swoje „wszystko”. Co jeszcze może kryć się za tym pytaniem? Kolejne: a jeśli to była iluzja? Taka, w którą nie mogliśmy nie uwierzyć i uważaliśmy za rzeczywistość?

 

To miał być wypad w przyjacielskim gronie, niestety mąż Molly zrezygnował z wyjazdu. Może gdyby on był inaczej ten weekend wyglądałby inaczej i nic potem nie wydarzyło się?  Chwila słabości i kobieta wyrzuca sobie, że źle postąpiła, chociaż tak naprawdę do nic nie zdarzyło się, pozostało tylko poczucie upokorzenia i szok. Jednak skutki dają się odczuć bardzo szybko i to zupełnie inaczej niż mogła to sobie, główna zainteresowana, wyobrazić. Dlaczego została podejrzaną w sprawie śmierci mężczyzna, jakiego spotkała da razy i to przelotnie? Nie zdradziła męża, nic nie wydarzyło się poza incydentalnym kontaktem i pozostawioną przez niego wiadomością. Teraz on nie żyje, a policja bacznie przygląda się Molly. Czy w takich okolicznościach powinno się wątpić w jej niewinność? Śledztwo toczy się, a ona zaczyna się zastanawiać, równocześnie perfekcyjny świat wokół niej rozpada się. Czego jeszcze nie spostrzegła lub raczej zbagatelizowała? Do tej pory byłą pewna tak wiele ludzi i rzeczy, komu zaufać, a kogo nie wpuszczać do domu, do tej pory będącego dumą i bezpieczną oazą. Czasami zagrożenie wcale nie jest aż tak dalekie i niezauważalne jak wydawało się, zło dzieje się  na naszych oczach …

 

Jak można poznać, że właśnie ideał sięgnął bruku? A może powinno się postawić pytanie dlaczego wierzymy w ideały lub idealizujemy rzeczy, sprawy, ludzi zamiast po prostu dostrzegać ich takimi jakimi są w rzeczywistości? Główną bohaterką najnowszej książki poznajemy w momencie gdy wydaje się, że właśnie ma przed sobą kolejny etap w doskonałej egzystencji, dzieci właśnie wyfrunęły z rodzinnego gniazda na studia, jest szczęśliwa w małżeństwie, od lat odnosi sukcesy zawodowe i ma grono zaufanych przyjaciół. Czyż nie brzmi to idyllicznie? Małe ryski, bo w żadnym razie rysy, da się dostrzec w detalach, lecz na pierwszy rzut oka da się ocenić w kategorii „oby każdy miał takie zmartwienia” albo „zawsze znajdzie się jakiś powód do narzekania”. Nic nie zapowiada, że cokolwiek komukolwiek grozi, ale Valerie Keogh już wcześniejszym tytule pokazała, że potrafi uśpić czujność czytelnika, chociaż ten wie, że coś się wydarzy. Kiedy? Komu? Dlaczego? No właśnie odpowiedzi nie pojawią się od razu, za to w ich miejsce dostrzegamy rysujące się kolejne znaki zapytania. Akcja przyśpiesza, nie nagle, lecz zauważalnie by potem widocznie podkręcić tempo oraz zaskakiwać co i rusz. Podejrzana? Ofiara? Jak jeden weekend mógł wprowadzić taki chaos w codzienność postaci, przecież do tej pory mogli być wzorami, zresztą sami są zdumienie tym, co wokół niech się dzieje. Komu mogą zaufać, kto jest wrogiem i przede wszystkim z jakiego powodu właśnie teraz i ich to spotyka? „Idealne życie Molly” to wciągający thriller, mający całkiem niewinny początek daleki od sensacji czy też kryminalnych motywów, lecz taki zabieg sprawia, że niecierpliwie wypatrujemy szczegóły, które wskażą, że właśnie oto jesteśmy świadkami tego, jak pojawia się suspens. Dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę pojawił się na długo przed tym niż dał się zauważyć. Pozostaje jeszcze finał, w jakim każdy z elementów układanki wskakuje na swoje miejsce, oczywiście nie od razu i jeszcze jednym, zaskakującym, akcentem.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

 

 

poniedziałek, 24 stycznia 2022

Odważny wybór

Patronat przedpremierowo:

„Zew serca”

Lilianna Garden

 

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, lecz czy po upływie jakiegoś czasu to jeszcze ta sama rzeka? Może jedynie nam wydaje się, że wszystko jest takie samie, ale czy w rzeczywistości nie zaszły zmiany, jakich nie dostrzegliśmy? Niekiedy warto spojrzeć jeszcze raz za siebie, a potem na to, co przed nami i zastanowić się jaki kierunek wybrać by w końcu znaleźć się tam gdzie pragniemy być.

 

Kelly chciała uciec jak od rodzinnych stron i udało się to jej, nikt nie wie jaką cenę za to zapłaciła. Dlatego powrót do miejsca i ludzi, którzy ją dzień za dniem niszczyli jest ogromnym wyzwaniem. Nie jest już tamtą nastolatką, lecz wciąż nosi w sobie dawny ból, teraz musi zmierzyć się z nim i nowym, równie dużym. Przeszłość przypomina dziewczynie co ją spotkało i co chciała tak rozpaczliwie wymazać z pamięci, jednak liczy się nie tylko to, co było, ale jeszcze bardziej teraźniejszość. Czy jest w stanie sprostać wyzwaniu jakie przed nią los postawił? Łatwiej byłoby znowu wyjechać i wrócić tam gdzie dostała szansę, skorzystać z niej i zapomnieć o tym, co ją spotkało. Ale to nie takie proste jak się mogłoby się wydawać, zwłaszcza, że jest ktoś, kto pokazał Kelly pozytywną stronę powrotu. Czy jest w stanie zawalczyć o siebie i tych, których kocha? W tej rozgrywce nie każdy będzie grał czysto, przegrać wcale nie jest trudno, za to wygrana oznacza pokonanie własnych lęków i przede wszystkim zdobycie tego, o czym nawet nie marzyło się. Pozostaje jedynie nie dać uciec szczęściu i stawić czoła tym, którzy stoją na drodze do jego zdobycia. Kiedyś próba była nieudana, obecnie ma zbyt wiele stracenia odwrócić się i uciec.

 

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością oraz nieoczekiwany splot okoliczności, przywołujących raniące wspomnienia i powrót do domu, tworzą podstawę opowieści w jakiej niejednokrotnie czytelnik uśmiechnie się, ale równie dużo razy zastanowi się nad tym, co tak ważne jest w życiu. Lżejsze i trudniejsze wątki przeplatają się i skupiają wokół głównych bohaterów, próbujących dać szansę temu, czego nie oczekiwali. Na tym nie koniec, bo tak naprawdę to dopiero początek, jaki Lilianna Garden doskonale wykorzystuje by opowiedzieć historię kobiety, która była na tyle odważna by nie poddać się w najgorszych momentach swojego życia, ale nie umiała też dostrzec, że nie jest już tą samą osobą co dawniej. „Zew serca” to pokazanie jak ciężko jest zrobić nie pierwszy, ale następne kroki do celu, jaki dopiero zaczyna być widoczny. Autorka odsłoniła uczucia, od których zbyt często odwraca się, bo uważa się, iż nie zasługuje się na nie. Jeszcze jeden aspekt zostaje poruszony – ucieczkę od tego, co boli, demonów przeszłości, ale również szansy uleczenia starych ran. Zamykanie życiowych rozdziałów i otwieranie nowych Lilianna Garden przedstawiła na przykładzie swoich postaci, wahających się, nie będących pewnych, lecz i niekiedy wsłuchujących się w rady bliskich osób. „Zew serca” jest poruszającą książką, w jakiej bohaterowie dokonują wyborów, realnych i znanych nam samym. Warto sięgnąć po ten tytuł by poznać ludzi, mających odwagę sięgnąć po to, czego pragną, bo wiedzą jak smakuje samotność.

 

Premiera:

25 stycznia 

 

Za możliwość przeczytania książki

dziękuję

 

 

niedziela, 23 stycznia 2022

Rzeka tajemnic

Przedpremierowo:

„Rzeka”

Anna Kusiak

 

Prawda nie zawsze ujrzy światło dzienne, może pozostać w ukryciu na długo lub na zawsze. Wszystko zależy od splotu okoliczności, zależnych bądź nie od najbardziej zainteresowanych, wystarczy chwila by misterny plan legł w gruzach lub wprost przeciwnie powiódł się stuprocentowo. Nie da się przewidzieć wszystkiego, najbardziej zawodnym jest zawsze jeden czynnik … człowiek.

 

Sprawa nie zapowiadało się bardzo prosto, w zaginięciu liczy się czas i jak najszybsze złapanie odpowiedniego tropu, lecz Dobrosława Machniewicz podejmuje się tego dochodzenia. Alina Grzędowicz znika w listopadowy dzień, nagle, ale czy bez jakichkolwiek sygnałów ostrzegawczych wcześniej? Mąż przedstawia fakty, z jakich detektyw wydobywa kilka informacji mogących mieć znaczenie. Jednak doskonale wie, że musi dotrzeć głębiej nie powinna opierać się tylko na tym, co jej powiedziano. To, co odkrywa okazuje się nowym śladem, rzucającym na to, co miało miejsce ciekawe światło. Trop jest więcej niż obiecujący, gdzie doprowadzi Dobrosławę? Na pewne w dość ryzykowny obszar, czy powinna zasugerować się dobrą radę, udzieloną wydawałoby się całkowicie bezinteresownie? Jedno jest tylko pewne Alina nie odnalazła się, każda godzina gdy nie wiadomo co się z nią stało oddala Machniewicz od rozwiązania. Kolejne odkrycia pani detektyw zdają się wskazywać na konkretną osobę, jaka odniosłaby korzyść gdyby Grzędowiczowa nie pojawiła się już więcej, lecz czy nie są to zbyt daleko idące wnioski? Co lub kto stoi za tą sprawą? Prawda bywa bardzo prosta, bez żadnych podtekstów lub jest skomplikowana i ma wiele na sumieniu. Jaka jest w tym konkretnym przypadku?

 

Mroczny klimat, spotęgowany jeszcze przez jesienną aurę, śledztwo, które tylko na w pierwszych zdaniach może wydawać się sztampowe, bo zaraz w kolejnych daje się wyczuć, że kryje się w nim o wiele więcej, no i detektyw, mający w sobie jakiś rys noir i zaskakujący już na wstępie. W tej ostatniej roli najczęściej obsadzany jest mężczyzna, lecz Anna Kusiak miała całkowicie odmienny pomysł - tym razem jest to kobieta. Trzeba przyznać, że początkowe zaskoczenie szybko ustępuje miejsca zaintrygowaniu, jakie towarzyszy tej postaci do samego końca. Jej potencjał zostanie wykorzystany w każdym calu. „Rzeka” jest rasowym kryminałem, w jakim każdy detal ma znaczenie, a dochodzenie zaczyna szybko nabierać prędkości, bo i sprawa odsłania trochę ze swoich tajemnic. Nie dajmy się jednak zwieść, autorka nie zamierza zbyt szybko odkrywać kart, gdyż zaraz następuje zapowiedź zwrotu, jeszcze bez określenia dokładnie kierunku, lecz z wyraźną sygnalizacją by zapamiętać tę chwilę. Kryminalna intryga nie nakręca się w ekspresowym tempie, ale systematycznie i nieustannie, szczegółami, pojedynczymi zdaniami, emocjami i postępowaniem bohaterów przekazanymi oszczędnie, lecz w taki sposób by jeszcze mocniej wzbudzić i tak ogromne zainteresowanie. Aż do momentu gdy wiele staje pod znakiem zapytania. Anna Kusiak po mistrzowsku prowadzi rozgrywkę z czytającymi, tak naprawdę do samego końca nie można niczego być pewnym, chociaż popycha do tego co jakiś czas, oczywiście w punktach starannie przez siebie zaplanowanych. „Rzeka” jest pierwszym i bestsellerowym tomem serii Żywioły Podkarpacia, zapowiadającym kolejne części oraz jednocześnie bardzo wysoko podnosząc poprzeczkę jej autorce.

Premiera:

26 stycznia

 

Za możliwość przeczytania książki

dziękuję