Strony

środa, 2 września 2020

Na chwilę czy na zawsze?


 Premiera:

„Narzeczona na dłużej”

Monika Serafin

Czasem pomysł na życiową prowizorkę przynosi coś nieoczekiwanego, co nijak nie wpisuje się w założony wcześniej plan. Jakby nie było miała przejść bez echa i wszystko powinno wrócić do swego stanu „sprzed”, lecz los ma swój pomysł na rozwój wypadków i niezbyt przejmuje się tym, co ludzie mają w swoich zamiarach. Zresztą oni sami niekiedy ciut, a nawet więcej, pomagają w skomplikowaniu tego, co zakładali, że będzie proste i łatwe w realizacji. Co potem? To już zależy od tego czy jest się wytrwałym i wierzy w to, co może być.

Nie tak łatwo wykreślić kogoś z głowy, a jeszcze trudniej z serca, zwłaszcza jeśli rozstanie przypomina bardziej raczej burzę z piorunami niż letni deszczyk. Drogi Mackenzie i Quintena rozeszły się, chociaż wydawało się, że wbrew temu, co ich połączyło jest przed nimi wspólna przyszłość. Oboje próbują ułożyć sobie życie osobno, każde na swój sposób i w otoczeniu gdzie czują się na miejscu. Wracają na utarte wcześniej tory, lecz czy można przywrócić przeszłość? Na pewno nie ustają w próbach, chociaż nie do końca są one udane, pomimo dość szczerych chęci. Niestety wspomnienia nie pozwalają tak szybko odciąć się od wspólnych chwil, tak tych dobrych, jak i tych gorszych. Czy jeszcze jest szansa by zapomnieli o nich? Wcześniej umieli bez siebie egzystować, więc dlaczego to teraz takie trudne? Co stoi na przeszkodzie? Zraniona duma, odtrącenie? A może całkiem co innego? Nie tak łatwo żyć gdy wciąż na myśl przychodzi osoba, której już nie tuż obok, zapomnienie jest tylko krótkotrwałe i przynosi jeszcze większą pustkę. Pozostaje więc jedno, ale czynie jest już za późno?

Oczekiwania rosną w miarę czytania, pierwsza część debiutu Moniki Serafin pobudziła apetyt na dużo więcej, bo z dobrymi książkami jest tak jak z czekoladą, trudno poprzestać na kilku kostkach. Drugi tom okazał się równie dobry jak poprzedniczka i co ważne, po niej pozostała chęć poznania kolejnych książek autorki. Czym oczarowała „Narzeczona na dłużej”? Na pewno płynnością poprowadzenia fabuły, tak, że nie wiadomo, kiedy kolejny rozdział zostaje przeczytany, a później następny i kolejny. Uczuciowe rozterki oraz wątpliwości bohaterów nie są w żadnym wypadku cukierkowe, widać w nich rzeczywistość, a nie wydumane problemy. Klimatem przypomina najlepsze hollywoodzkie produkcje spod znaku obyczajowych historii, w jakim nie brakuje dawki glamour, ale i codzienności dalekiej od bajki. Kontrastowe połączenie to także dwie perspektywy, różne i równocześnie mające punkt wspólny – uczucia. Monika Serafin połączyła lżejsze wątki z poważniejszymi, przeplatające się podobnie tak jak w prawdziwym życiu z sobą, tworząc barwną mozaikę ludzkich losów, niekiedy wywołujące uśmiecha, a czasem wprost przeciwnie. W żadnym wypadku w „Narzeczonej na dłużej” nie ma dłużyzn, opisów mających jedynie zapełnić kartkę albo nie pasujących do całości opowieści fragmentów. Za to jest dobrze przemyślany ciąg przyczynowo-skutkowy, w jakim nie brak zwrotów akcji oraz różnych prędkości, słowo nuda nie przychodzi ani razu na myśl, za to „co jeszcze się wydarzy” pojawia się nie raz. Po takim debiucie pozostaje trzymać kciuki by jak najszybciej kolejna książka autorki pojawiła się.










 Za możliwość 


przeczytania książki


dziękuję: