Strony

niedziela, 2 sierpnia 2020

Walka z sobą


„Marcin”
Patrycja Żurek

Brak nadziei nie jest dostrzegany od razu, nie rodzi się z sekundy na sekundę, ale drąży człowieka od środka długo i metodycznie, aż w końcu osiąga swój cel. Potem już każdy dzień wydaje się być gorszym od poprzedniego albo takim samym straconym, bo nic już dobrego nie może się wydarzyć. Czy można, patrząc z boku, dostrzec ogrom emocji, który jest buzuje przykryty czymś, co jest brane tylko za nie?

Łatwo ulec złudzeniu, że ma się szansę na szczęście, takie zwykłe, wydające się innym czymś oczywistym. Marika jednak wie, że nic w jej życiu nie jest proste, a wydostanie się z pułapki w jakiej tkwi odkąd pamięta widzi tylko w jednym. Anna potępia przyjaciółkę, lecz sama też straciła złudzenia na lepsze jutro, chociaż zdaniem bliskich nie ma na co narzekać. Obie widzą w siebie nawzajem utracone marzenia, lecz czy tak jest naprawdę? Otoczenie w jakim egzystują od urodzenia wybija z głowy nie pozwala na patrzenie w przyszłość z optymizmem, lecz czasem pojawia się szansa na odmianę, chociaż czy rzeczywiście nią jest? Może to jedynie iluzja? Marcin żyje wspomnieniami tego, co było, w teraźniejszość widzi echa przeszłości, to go napędza by dalej egzystować lub raczej codziennie walczyć by przeżyć kolejny dzień. Ma swój cel w tym trwaniu, to jedyne co mu pozostało, co dalej gdy go w końcu osiągnie? Czy da się uciec od siebie samego, przeznaczenia i autodestrukcji?

Pewne książki odkrywają przed czytelnikami niewygodną rzeczywistość lub raczej kierują ich wzrok na nią, gdyż ona wcale nie jest czymś nowym, ale obrazem odpychanym w jak najdalszy zakątek umysłu. Patrycja Żurek jest właśnie autorką takiej powieści, której czytanie przeistacza się w coś więcej niż tylko lekturę, to przede wszystkim poznawanie bohaterów od strony, jaka rzadka jest zauważana. W „Marcinie” nie ma ciepłych barw, są za to prawdziwe kolory w jakich widzą świat ludzie, znajdujący się na skraju wytrzymałości, a nawet już po przekroczeniu cienkiej granicy, za którą nie ma już niczego realnego, ale jest koszmar utkany z lęków i traum. Pisarka z niesamowitą precyzją oddaje emocje bohaterów i niezwykle mocną kreską rysuje ich sylwetki, będące po części symbolami, lecz przede wszystkim czytelnik widzi w nich człowieka, nie papierową figurę. Tę historię można rozpatrywać z wielu perspektyw, ale ta poznawana z punktu widzenia postaci przedstawia ich uczucia i spojrzenie na świat wokół nich. Patrycja Żurek nie osładza niczego, nie stara się na siłę wprowadzać światłą tam gdzie go nie ma, nie daje bohaterom „dobrych rad”, jednak pokazuje skąd wzięła się ich teraźniejszość oraz przede wszystkim spojrzenie na świat. Łatwo jest osądzić kogoś, patrząc na pozory jakie stwarza, często nieświadomie, i wydać wyrok. Pisarka pokazuje dramat z jakim na co dzień zmagają, stawia pytania, trudne, na jakie łatwo odpowiedź sztampowo i obcesowo, lecz prawda jest dramatyczna i skomplikowana. Bycie pokonanym przez miejsce gdzie dorastali wydaje się wpisane w życiorysy bohaterów, którzy krok po kroku powielają role odgrywane wcześniej przez bliskich. „Marcin” nie jest jasną panoramą ludzkich losów, lecz widać w niej to, przed czym uciekamy niejednokrotnie wzrokiem, umysłem i sercem.


 Za możliwość
przeczytania książki
dziękuję
wyd. Inanna