„Upiory
spacerują
nad Wartą”
Ryszard
Ćwirlej
Każda
zbrodnia ma motyw, lecz nie zawsze od razu jest on dostrzegany, czasem jednak
pozory zwodzą i zaciemniają obraz. Trzeba zbadać wiele śladów by zauważyć te
właściwe i odpowiednio je zinterpretować, lecz nie tak łatwo połączyć je w
logiczną całość. To, co wydaje się skomplikowane niekiedy ma dość prozaiczne źródło.
Jedno
ciało bez głowy i jedna głowa bez ciała, wbrew pozorom nie daje to jednego
denata, a dwóch … Taką morderczą zagadką najlepiej zajmie się Komenda
Wojewódzka Milicji Obywatelskiej w Poznaniu reprezentowana przez funkcjonariuszy
wydziału dochodzeniowo-śledczego. Kapitan Fred Marcinkowski ma swoich oddanych
współpracowników, którzy wnoszą do śledztwa wiele, nie zważając na godziny
pracy i bardzo często przy okazji naginając regulamin i prawo do sytuacji. Tym
razem sprawa jest dość „delikatna” i pachnąca „zachodnią zgnilizną”, bo kto
widział taką zbrodnią w PRL-owskiej rzeczywistości? Dla Freda liczy się sprawa,
a to jak widzą ją inni aż tak już go nie obchodzi, jego zadaniem jest ujęcie
mordercy, podobnie myśli porucznik Mirosław Brodziak i chorąży Teofil Olkiewicz.
Każdy z nich ma swoje metody śledcze, skuteczne, chociaż w tym konkretnym
dochodzeniu także świeże spojrzenie pewnego szeregowca okaże się równie cenne.
Żądne sensacji społeczeństwo oraz wyników zwierzchnicy chcą jak najszybszego
wskazania winnego, co wcale nie jest proste do osiągnięcia, zwłaszcza w upalnym
lecie gdy pragnienie daje o sobie znać. Jednak dobry wywiad w odpowiednich
miejscach i umiejętność łączenia faktów po raz kolejny dają efekty, a ich finał
zaskoczy niejednego, niestety nie zawsze mile …
Powrót
do Poznania lat osiemdziesiątych w towarzystwie Milicji Obywatelskiej okazał
się podróżą wyśmienitą, zwłaszcza gdy przedstawiciele tejże formacji już są nam
znani. W przypadku pierwszego spotkania są naprawdę duże szanse, że nie będzie
ono ostatnie, a grupa śledczych z Komendy Wojewódzkiej stanie się częstymi
kompanami po zbrodniczych ścieżkach. Po
takim wstępie najlepiej przejść w końcu do meritum czylido książki „Upiory
spacerują nad Wartą”, kryminału jaki śmiało może konkurować swoim suspensem z retro
klasykami tego gatunku. Ryszard Ćwirlej oddał epokę sprzed niecałych czterech
dekad z detalami i wplótł je również w kryminalną historię, co dodało fabule
odpowiednich barw, podkreślających motyw główny. Prowadzone śledztwo zostało
przedstawione ze szczegółami, a jego niewątpliwym walorem jest autentyczność,
rzeczywistość podana jest bez ozdobników, ale za to z lokalnym kolorytem. Jednakże
wiadomo, że w kryminale najważniejsza jest zbrodnia lub jej liczba mnoga i nie
inaczej jest w tym konkretnym przykładzie, gdyż to ona jest jednym z pierwszych
ogniw łańcucha przyczynowo-skutkowego, w którym są ofiary, dochodzenie, motyw,
dowody i postacie. W „Upiorach (…)” każdy z tych elementów ma swój czas i
miejsce, autor nie śpieszy się z akcją, oddając atmosferę kolejnych punktów
Poznania, jakie jako drugi plan nie są dodatkiem, lecz dostarczają niuansów i
przede wszystkim dowodów. To one są nitkami, łączącymi pozornie nie mające ze
sobą nic wspólnego zdarzenia w zbrodniczą panoramę. No i oczywiście
bohaterowie, na pewno nietuzinkowi, zapadający w pamięć, z zasadami, czasem
mogącymi wydawać się cokolwiek osobliwymi, ale jak najbardziej wpisującymi się
w fizjonomię postaci. Ryszard Ćwirlej skupia się na detalach, dzięki temu
czytelnik od podszewki poznaje każdą ze stron opowieści, tak jakby sam był ich częścią.
Książkę przeczytałam dzięki
uprzejmości
Wydawnictwu MUZA
Wydawnictwu MUZA