Strony

czwartek, 9 maja 2019

Ciemna strona wyspy


„Wyspa Camino”
John Grisham

Nie było tak, iż nikt nic nie widział i nie słyszał, chociaż postarano się by tożsamość przestępców została zakamuflowana. Kradzież doskonała? Na pewno łup nie był przypadkowy, a więc cała reszta musiała być tak zaplanowana by nic nie przeszkodziło w jego zdobyciu. Jednak zawsze zostaje ślad, okruch po czyjeś obecności, a to czasem wystarczy by po nitce trafić do … złodzieja.

Kiedy chaos opanowuje kampus szacownego uniwersytetu Princeton nikt nie podejrzewa, że oprócz niego ma miejsce coś jeszcze. Kradzież wartych setki tysięcy dolarów rękopisów F. Scotta Fitzgeralda wydaje się być dopracowana w każdym szczególe i odzyskanie ich nie rysuje się w jasnych barwach, nawet jeśli FBI od razu przystępuje do dochodzenia. W takich sprawach wiara w stróżów prawa i wymiar sprawiedliwości to oczywiście podstawa, lecz wszelka zakulisowa pomoc jest także brana pod  uwagę. Skradzione dzieła oczywiście miały polisę, chociaż to małe pocieszenie dla władz Princeton i duży ból głowy dla firmy ubezpieczeniowej. Czas by ominąć zasady właśnie nadszedł, oczywiście FBI prowadzi oficjalne śledztwo, ale kto inny może działać skuteczniej, zwłaszcza kiedy ma się podejrzanego. Dobrze zapowiadająca się pisarka otrzymuje propozycję czy nie do odrzucenia? Cóż na pewno jest „ciut” niesztampowa, a czy trochę  niemoralna? To już zależy jaką podejmie decyzję i na ile zaangażuje się w obserwację szanowanego księgarza, cenionego w środowisku antykwarycznym, chociaż będącego na celowniku niektórych. Ostatecznie Mercer ma „tylko” pomóc w inwigilacji, nic więcej, a ile da z siebie to już zależy od niej … Oczywiście nie robi tego za darmo, a wyrzuty sumienia i wątpliwości nie pomogą jej rachunkowi bankowemu tak dobrze jak gratyfikacja za przyjrzenie się Bruce`owi Cable`owi, właścicielowi urokliwej księgarni na wyspie Camino. Co mają wspólnego złodziejskie łupy z tym ostatnim? Być może nic albo o wiele więcej niż ktokolwiek przypuszcza. Rola Mercer wydaje się nie do przecenienia, lecz czy będzie tak pomocna jak to założono? Co wyniknie z tej niecodzienne pracy śledczej? W końcu najważniejsze są rękopisy lub raczej ich odzyskanie, reszta będzie jedynie szeptaną historią o charakterze plotki i przypuszczeń.

Literacki skok stulecia lub inaczej mówiąc kradzież rękopisów więcej niż uznanego pisarza to czyn raczej niecodzienny lub raczej przestępstwo. Naganny, karygodny, ale i intrygujący, zwłaszcza kiedy rozgrywa się na kartkach książki, której autorem jest John Grisham. Tym razem również napięcie utrzymane jest na wysokim poziomie od samego początku po przewrotne zakończenie. Nim ono nastąpi w ruchu jest maszyna przyczynowo-skutkowa, w jakiej prawo i bezprawie nabierają całkiem nowych barw, a szara strefa kusi swoją ofertą. W „Wyspie Camino” pisarz łączy środowisko wydawniczo-literackie z przestępczym oraz paserskimi kulisami w ekskluzywnym wydaniu. Nie brakuje humoru, przewrotności, humoru czasem o lekko czarnym zabarwieniu oraz pewnej satyry i celnych obserwacji co do współczesnych pisarzy oraz anegdot związanych z ich znakomitymi poprzednikami z przeszłości. Pod lekką warstwą kryje się o wiele mroczniejsze oblicze rynku antykwarycznego cennych literackich dzieł,  o którym rzadko kiedy jest głośno. John Grisham zręcznie połączył fikcję z faktami oraz przestępczy półświatek z wydawałoby się odległą od niego o całe lata świetlne elitą intelektualną. Podczas lektury „Wyspy Camino” ma się podobne wrażenia jak przy nieśpiesznym sączeniu dobrego wina lub szampana w przyjacielskim gronie w wakacyjny dzień. Jednak myli się ten kto uważa ją jedynie za lekką historię, jest w niej bardzo dobry motyw kryminalny i nie ustępujący mu wątek sensacyjny. Jeden i drugi osadzony pomiędzy rękopisem „Wielkiego Gatsby`iego” oraz dylematami moralnymi czy cel faktycznie uświęca środki …




            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
       dziękuję 
 
  wyd. Albatros