„Dzień księżnej”
Sarah MacLean
Miłość to czasem za mało by dwoje ludzi
było szczęśliwych i mogło cieszyć się swój a bliskością. Bywa, że komplikuje
rzeczy proste, a te mające złożony charakter w ogóle czyni niezrozumiałymi.
Niekiedy upływ czasu pozwala naprawić błędy, lecz droga do tego nie jest prosta
i bezbolesna, przyznanie się do błędy niekiedy to dopiero początek, a nie
koniec w uzyskaniu przebaczenia.
Seraphine księżna Haven ma posągową
urodę, majątek oraz … przystojnego męża. Odznacza się również poczuciem humoru oraz wieloma innymi
przymiotami, a jej siostry stoją za nią murem, tak samo zresztą jak ona za nimi.
Jednakże w oczach śmietanki towarzyskiej była i jest czarna owcą. Zdobyła mężczyznę,
który był na celowniku wielu panien oraz ich matek, co nie przysporzyło jej
przyjaciółek. To co nastąpiło po ślubie nie zasługuje na bajkowe zakończenie w
stylu „żyli długo i szczęśliwie”. Trzy lata upłynęły od momentu kiedy świat
młodej kobiecie zawalił się na głowę, lecz nie poddała się bólowi i rozpaczy,
chociaż nosi w sobie blizny z tamtego momentu. Teraz jednak pragnie tylko
jednego – wolności. Nie jest to łatwe do spełnienia marzenia, bowiem tylko
jedna osoba może je urzeczywistnić – Malcolm książę Haven, a ten nie zamierza
niczego ułatwiać. Wszak ciąży na nim obowiązek przedłużenia rodu, do tego niezbędna
jest żona, problem w tym, że jest nią Seraphine. Oboje mogą wzajemnie pomóc, ale
warunki może stawiać tylko on, w końcu od niego zależy jedynie czy obecna
księżna uwolni się od więzów ją krępujących. Da się pokonać te trudności wystarczy
odpowiednio podejść do tej kwestii i ona ma swój plan. Malcolm również ma
pomysł jak poradzić z ciężarem stojącym mu drodze do wypełnienia rodzinnej misji.
Wydawałoby się, iż jedno i drugie nie chce mieć ze sobą nic wspólnego i zrobią
wszystko by wybrnąć z patowej sytuacji, zwłaszcza, że wciąż są tematem plotek, co
zwłaszcza jemu nie jest w smak, wszak
narażą na szwank dobre imię familii. Jednak czy faktycznie Seraphine tak szybko
pozna smak spełnienia swego marzenia? W końcu muszą zawrzeć niełatwy rozejm, czy
na pewno będzie on na takich zasadach jak księżna się spodziewa? Trzy lata
zmieniły i ją i jego, ale jedna sprawa wciąż zdaje się ich łączyć, chociaż Sera
nie chce o niej mówić … Kiedyś rozdzieliła ich duma, niedopowiedzenia oraz ból,
teraz co pozostało z przeszłości by zbudowali szczęśliwą przyszłość na własnych
warunkach?
Romanse, nie tylko historyczne,
bywają traktowane lekceważąco, moim zdanie niesłusznie, zresztą nie tylko one
mają zbyt często przypinaną łatkę kobiecej literatury bądź lżejszej. Wśród tych
książek są lepsze i gorsze, tak samo jak w innych gatunkach. „Dzień księżnej”
przeniósł mnie do dziewiętnastowiecznej Anglii, wprost na arystokratyczne
salony, gdzie blichtr i bogactwo są narzędziem by zdobyć konkretny cel – tytuł,
stanowisko bądź męża lub żonę. Sarah MacLean oddała kulisy historyczne,
dostosowując je do swojej powieści, tak by zachować klimat i jednocześnie
zaintrygować czytelników. Fabuła łączy w sobie urok angielskich pałaców z
towarzyskimi rozgrywkami, przy czym to drugie ma nieco inne oblicze nie można
by się spodziewać. Oczywiście motywem przewodnim są uczucia lub raczej całych
ich wachlarz, od tych najbardziej radosnych po te najbardziej raniące. Pisarka
odzwierciedliła epokę, wplatając ją zręcznie w wątki tak by stała się ona tłem
dla bohaterów, którzy również po części są dziećmi swoich czasów. Podczas
lektury „Dnia księżnej” stajemy się świadkami
intryg, emocjonalnych manewrów, komicznych sytuacji oraz miłosnych podchodów.
Czas spędzony z postaciami wykreowanymi przez Sarah MacLean to chwile kiedy, przynajmniej na chwilę”
odrywamy się od codziennej rzeczywistości.