Strony

sobota, 17 listopada 2018

Utrata i zysk


„Uniesienie”
Stephen King

Pewnych rzeczy nie zauważamy, chociaż czasem patrzymy na nie codziennie. Jednak one mają miejsce niezależnie od naszego zainteresowania nimi, bywa, że dopiero kiedy dotkną nas osobiście zaczynamy się nimi interesować. Jednak może być już za późno.

Kto by się nie cieszył z utraty wagi w sytuacji gdy do tej pory wciąż była na zbyt duża?
A jeśli człowiek się jeszcze nie odchudza to już w ogóle pełnia szczęścia … chwilowo.
Scott Carey najpierw był zadowolony, lecz szybko go coś zaniepokoiło i to nie na żarty, chudnięcie to jedno, ale towarzyszące okoliczności każą mu się zastanowić nad tym co faktycznie się dzieje. Wygląd zewnętrzny nie zmienia się, natomiast waga spada i spada, do czego to może doprowadzić? Istotne do tej sprawy zmieniają priorytet, nie od razu, jednak w jakimś momencie zaczyna postrzegać swoje otoczenie z nowego punktu widzenia. Nikt z znajomych nie widzi co się z nim dzieje, tak samo jak i prawdziwego oblicza Castle Rock, dalekiego od sielankowego obrazu jaki do tej pory był pewnością. Czy ważna jest odpowiedź dlaczego waga Scotta zmniejsza się, a on wciąż pozostaje taki sam? Nieuchronnie zbliża się coś nieznanego, ale nim to nastąpi trzeba żyć i to nie tak po prostu, zwłaszcza kiedy jeszcze tyle jest do zrobienia, a czas nieubłaganie ucieka i nie da się go zatrzymać…

Spokojne miasteczko z zadbanymi trawnikami, białymi płotkami oraz domami jak z uroczej pocztówki, przedstawiającej amerykańskich przedmieść, zamieszkanych przez klasę średnią. Czy w takim entourage`u może wydarzyć się coś niesamowitego? Oczywiście, zwłaszcza kiedy Stephen King bierze taki krajobraz na celownik. „Uniesienie” może w pierwszej chwili wydawać się zbyt spokojną historią jak na mistrza grozy, lecz jest to cisza nie przed burzą, jak można by się spodziewać, ale przynosząca z sobą niepokój, o którym nie da się zapomnieć. Tym razem Castle Rock staje się kulisami dla kameralnej historii, nie toczącej się z zawrotną prędkością, jednak właśnie to nieśpieszne tempo jest jedynie iluzją. Czytelnicy wraz z głównym bohaterem z każdą stroną czują presję czasu, nieubłaganie biegnącego i nie dającego się zatrzymać czy cofnąć. Nieuchronność wisi w powietrzu, wtapiając się w tło i jednocześnie splatając się z codziennością, okazującą się coraz mniej zwyczajną. Gdzieś pomiędzy zaintrygowaniem jak potoczy się dalej historia i zwykłą egzystencją pozostałych mieszkańców, nieświadomych tego co dzieje się na ich oczach odkrywana jest kolejna warstwa „Uniesienia”, której istotą jest człowiek. Na nim właśnie skupił się Stephen King, a dokładniej to co robi ze swoim życiem, co jest dla niego ważne, czego nie dostrzega oraz jakie mogą zajść w nim zmiany kiedy zejdzie z utartej ścieżki. Jeśli do tego dodać klimat nieodwołalności oraz niewypowiedzianą grozą możliwych scenariuszy rozwoju fabuły to otrzymujemy opowieść, w której zakończenia nie jest się pewnym do ostatnich zdań.





            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
       dziękuję 
 
  wyd. Albatros