"Odyseja nowojorska"
Kristopher Jansma
Przyjaźń jest dobra na wszystko, wspiera w trudnych momentach i cieszy się gdy pojawia się sukces, ale to nie wszystko na co ją stać. Największą moc ujawnia w najmniej spodziewanych momentach, kiedy jest najbardziej potrzebna, lecz pojawia się lęk czy da udźwignąć to co przyniósł los. Czasem wydaje się czymś oczywistym lub wprost przeciwnie zdumiewa swym istnieniem, zawsze jednak jest niepowtarzalna.
Ogromna metropolia, miliony ludzi codziennie mijających się, tysiące niezapamiętanych twarzy, samotność pośród tłumu w takim miejscu nie jest niczym dziwnym. Nowy York, miasto takie jak inne i jednocześnie niepodobne do żadnego innego, dla Irene, Sarah, George`a, Jacoba oraz Williama stanowi punkt gdzie bawią się, pracują i przede wszystkim nawzajem się wspierają. Artystka, dziennikarka, poeta, bankowiec i naukowiec, piątka zupełnie odmiennych charakterów i pomysłów na życie, a jednak od lat stanowią paczkę przyjaciół, która z różnic uczyniła spoiwo wzajemnych więzi. Nadchodzący rok ma być przełomowy w ich życiu, nadchodzi moment by w końcu dorosnąć, pięć lat temu ukończyli studia i od tego czasu zmagają się z rzeczywistością, nie zawsze taką jak w marzeniach. Teraz jednak nadchodzi ich czas, dojrzeli do przełomowych wyborów, chociaż czy wszyscy? Jedni już stoją u progu tego co pragną, a drudzy dopiero dopracowują szkic swej przyszłość już z coraz bardziej z nakreślonymi konturami, lecz przecież wszystko dopiero przed nimi. Szykują się do skoku w prawdziwą dorosłość, pozostało zrobić krok do przodu i cieszyć się z tego co na nich czeka. Nie wiedzą tylko jednego, że los przygotował im niespodziankę jakiej nikt nie brał pod uwagę. Choroba, niespodziewana, groźna, podstępna i przede wszystkim wstrząsająca nimi jak nic do tej pory wymusza spojrzenie na siebie i przyjaciół z nowej perspektywy. Mieli zdobywać świat, odnosić sukcesy, podróżować, rozwijać się, ale czy liczą się jeszcze plany sprzed momentu, kiedy na horyzoncie pojawia się śmierć? Jeszcze nie tak dawno beztrosko pili szampana w luksusowym hotelu na Manhattanie i byli młodymi ludźmi z perspektywami, co z pozostało z tych chwil? Wokoło wciąż szaleje recesja, pojawiają się szanse, których wypatrywali, lecz obecnie liczy się coś innego - walka z tym, czego nikt nie brał pod uwagę. Z wierzchu są tymi samymi ludźmi, ale to jedynie pozory, nie tak wyobrażali sobie ten rok, miał być zupełnie inny, nie ważne jaki, po prostu inny, bez choroby, zaciskania ust by głośno nie krzyknąć, wymuszonych uśmiechów i ukradkowego wycierania łez. Nie tak miały wyglądać kolejne miesiące, ale od czego jest przyjaźń? Może właśnie ich wspólna życiowa wędrówka nabierze całkiem nowych barw i przyniesie coś czego nie oczekiwali?
"Odyseję nowojorską" trudno podsumować, w głowie krąży wiele słów, które zapisane nie oddają w pełni wrażeń po lekturze, bo jak przekazać emocje i refleksje pojawiające się w trakcie lektury tak by nie zdradzić za dużo? Kristopher Jansma połączył niezwykłe miasto z bohaterami, jakich tysiące wydawałoby się, iż mieszka w Nowym Yorku, lecz ta konkretna piątka postaci nie jest anonimowa, ma imię i nazwisko, a zwłaszcza uczucia. To one opisują ich najlepiej i sprawiają, że z papierowych stron wyłaniają się prawdziwi ludzie, ta jakich mamy wokół siebie. W historii tej nie ma nadmiernego sentymentalizmu, chociaż pojawia się ból, autor nie wprowadza również humoru na siłę, ale jest on tam gdzie się go nie spodziewamy i to w odpowiedniej dawce, nie epatuje smutkiem i nie ma hollywoodzkiego happy endu, za to jest po prostu egzystencja zwyczajnie niezwyczajna. "Odyseja nowojorska" porusza i sprawia, iż to co wydawało się znane odsłania oblicze o jakim zdążyliśmy zapomnieć, proste sprawy nabierają całkiem innych kolorów, a słowo przyjaźń pokazuje, iż jeszcze się nie zdezaktualizowało.
Kristopher Jansma
Przyjaźń jest dobra na wszystko, wspiera w trudnych momentach i cieszy się gdy pojawia się sukces, ale to nie wszystko na co ją stać. Największą moc ujawnia w najmniej spodziewanych momentach, kiedy jest najbardziej potrzebna, lecz pojawia się lęk czy da udźwignąć to co przyniósł los. Czasem wydaje się czymś oczywistym lub wprost przeciwnie zdumiewa swym istnieniem, zawsze jednak jest niepowtarzalna.
Ogromna metropolia, miliony ludzi codziennie mijających się, tysiące niezapamiętanych twarzy, samotność pośród tłumu w takim miejscu nie jest niczym dziwnym. Nowy York, miasto takie jak inne i jednocześnie niepodobne do żadnego innego, dla Irene, Sarah, George`a, Jacoba oraz Williama stanowi punkt gdzie bawią się, pracują i przede wszystkim nawzajem się wspierają. Artystka, dziennikarka, poeta, bankowiec i naukowiec, piątka zupełnie odmiennych charakterów i pomysłów na życie, a jednak od lat stanowią paczkę przyjaciół, która z różnic uczyniła spoiwo wzajemnych więzi. Nadchodzący rok ma być przełomowy w ich życiu, nadchodzi moment by w końcu dorosnąć, pięć lat temu ukończyli studia i od tego czasu zmagają się z rzeczywistością, nie zawsze taką jak w marzeniach. Teraz jednak nadchodzi ich czas, dojrzeli do przełomowych wyborów, chociaż czy wszyscy? Jedni już stoją u progu tego co pragną, a drudzy dopiero dopracowują szkic swej przyszłość już z coraz bardziej z nakreślonymi konturami, lecz przecież wszystko dopiero przed nimi. Szykują się do skoku w prawdziwą dorosłość, pozostało zrobić krok do przodu i cieszyć się z tego co na nich czeka. Nie wiedzą tylko jednego, że los przygotował im niespodziankę jakiej nikt nie brał pod uwagę. Choroba, niespodziewana, groźna, podstępna i przede wszystkim wstrząsająca nimi jak nic do tej pory wymusza spojrzenie na siebie i przyjaciół z nowej perspektywy. Mieli zdobywać świat, odnosić sukcesy, podróżować, rozwijać się, ale czy liczą się jeszcze plany sprzed momentu, kiedy na horyzoncie pojawia się śmierć? Jeszcze nie tak dawno beztrosko pili szampana w luksusowym hotelu na Manhattanie i byli młodymi ludźmi z perspektywami, co z pozostało z tych chwil? Wokoło wciąż szaleje recesja, pojawiają się szanse, których wypatrywali, lecz obecnie liczy się coś innego - walka z tym, czego nikt nie brał pod uwagę. Z wierzchu są tymi samymi ludźmi, ale to jedynie pozory, nie tak wyobrażali sobie ten rok, miał być zupełnie inny, nie ważne jaki, po prostu inny, bez choroby, zaciskania ust by głośno nie krzyknąć, wymuszonych uśmiechów i ukradkowego wycierania łez. Nie tak miały wyglądać kolejne miesiące, ale od czego jest przyjaźń? Może właśnie ich wspólna życiowa wędrówka nabierze całkiem nowych barw i przyniesie coś czego nie oczekiwali?
"Odyseję nowojorską" trudno podsumować, w głowie krąży wiele słów, które zapisane nie oddają w pełni wrażeń po lekturze, bo jak przekazać emocje i refleksje pojawiające się w trakcie lektury tak by nie zdradzić za dużo? Kristopher Jansma połączył niezwykłe miasto z bohaterami, jakich tysiące wydawałoby się, iż mieszka w Nowym Yorku, lecz ta konkretna piątka postaci nie jest anonimowa, ma imię i nazwisko, a zwłaszcza uczucia. To one opisują ich najlepiej i sprawiają, że z papierowych stron wyłaniają się prawdziwi ludzie, ta jakich mamy wokół siebie. W historii tej nie ma nadmiernego sentymentalizmu, chociaż pojawia się ból, autor nie wprowadza również humoru na siłę, ale jest on tam gdzie się go nie spodziewamy i to w odpowiedniej dawce, nie epatuje smutkiem i nie ma hollywoodzkiego happy endu, za to jest po prostu egzystencja zwyczajnie niezwyczajna. "Odyseja nowojorska" porusza i sprawia, iż to co wydawało się znane odsłania oblicze o jakim zdążyliśmy zapomnieć, proste sprawy nabierają całkiem innych kolorów, a słowo przyjaźń pokazuje, iż jeszcze się nie zdezaktualizowało.
Za możliwość przeczytania
dziękuję: