Strony

czwartek, 30 czerwca 2016

Śmierć zaprasza do tańca

 PRZEDPREMIEROWO
"Dance macabre"
Magdalena Dziedzic


Metropolie skupiają jak w soczewce wszystko co dobre i złe, nagłaśniając szczególnie to drugie, ponieważ to pierwsze nie cieszy się aż takim zainteresowaniem. Zbrodnia nie oszczędza żadnej warstwy społecznej, zdarza się w najlepszych domach i brudnych zaułkach, jedyna różnica pomiędzy tymi jest taka, że zamożna ofiara może liczyć na większe zainteresowanie ze strony stróżów prawa, natomiast dochodzenie w sprawie uboższej nie zawsze jest aż tak intensywne. Czasem nawet śmierć wydaje się interesowna.

Prywatny detektyw z renomą Castora Tuttiholmesa nie narzeka na brak ciekawych śledztw, intrygujące kazusy wcale nie są rzadkością. Jeżeli dodatkowo jest się osobą mile widzianą w najlepszym towarzystwie to rozwiązywanie zagadek kryminalnych nabiera dość ciekawych barw. Oczywiście dyskrecja i zachowanie wszelkich pozorów savoir-vivre`u to podstawa, przestępstwo przestępstwem, ale liczą się pozory, a raczej ich zachowanie pomimo wszelkich przeciwności. Śmiertelne zejście lady Beatrice LeFray wzbudza spore zamieszanie pośród londyńskiej socjety, piękna, bogata i popularna dama ot tak nie umiera, lista podejrzanych zapełnia się szybko, a szanowny pan Tuttiholmes podejmuje się pracy śledczej. W tym przypadku znaków zapytania jest wiele, niektóre są dość niewygodne dla bliskich i znajomych Castora. Elita angielska nie pobłaża tym, którzy naruszają jej niepisane zasady funkcjonowania, oczywiście wiele z tego co w jej kręgach się dzieje godne jest potępienia, lecz jeżeli nie przekracza się pewnych granic to nie będzie się z niej wykluczonym. Teraz jednak czołowym problemem jest wyjaśnienie okoliczności śmierci lady Beatrice i tu właśnie zaczynają się przysłowiowe schody, gdyż wytrawne oko detektywa już na początku wychwyciło pewne wiele mówiące detale. Dziewiętnastowieczny Londyn ma wiele tajemnic i trzeba uważać gdy odsłania się ich oblicza, ponieważ można odkryć więcej niż by się zamierzało. Świat bogatych i świat ubogich dzieli przepaść, ale czasem też dużo łączy, ludzkie żądze, hipokryzja, chciwość i zakłamanie dobrze znane są w każdych kręgach, londyńska mgła spowija niecne sprawki niejednego. Co wydarzyło się w wieczór gdy lady LeFray pożegnała się z życiem? Tuttiholmes musi odpowiedzieć nie tylko na to pytania, może pomocny będzie jego brat Michael? Młody mężczyzna bywa tu i ówdzie, ma różnorodne znajomości, a w tej konkretnej sprawie niemało jest niewiadomych. Nie można zapomnieć też i o innych zbrodniach, ale człowiek nie tylko samą pracą żyje, szczególnie kiedy panna Christine Jackson pojawia się w pobliżu. Czy Castorowi Tuttiholmes uda się rozwiązać zagadkę śmierci lady Beatrice? Z czym będzie musiał się zmierzyć podczas tego dochodzenia? Taniec śmierci został już rozpoczęty i zaprasza kolejnych tancerzy by dołączyli do niego...

Niekiedy Londyn staje się prawdziwą dżunglą, w której trzeba uważać na każdy swój krok i gest, wystarczy moment by stać się ofiarą własnych lub cudzych błędów, a drapieżniki w ludzkiej skórze czekają tylko na dogodny moment na atak. Panowie Tuttiholmes wiedzą jak się w niej poruszać, ale czy uda im się uniknąć pułapek jakie czyhają na każdym kroku?

Zbrodnia ma wiele imion i niektóre z nich można poznać w "Dance macabre", ale nie zawsze one odgrywają rolę główną. Kryminał czasem ocierający się o groteskę, zdzierającą maski pozorów pozwala zajrzeć w umysł człowieka i poznać jego  najmroczniejsze zakamarki. Magdalena Dziedzic wbrew ramom czasowym i otoczeniu nie stwarza kolejnego klona Sherlocka Holmesa, jej bohaterowie to całkowicie autonomiczne byty, schodzące z utartych ścieżek i podejmujących decyzje odmienne niż ich poprzednicy. W "Dance macabre" motyw kryminalny wydaje się jedynie pretekstem do podróży czasem przybierającej charakter jak z sennego koszmaru, której kolejne etapy wyznaczane są przez ludzkie żądze, wciąż niezaspokojone i pragnące tego co niedostępne. Pomiędzy zbrodnią i karą jest ocean tajemnic z jakiego wyłaniają się kolejne wątki, zazębiające się i dające nieśpieszną odpowiedź na pytania kto i dlaczego? Sam tytuł okazuje się mieć alegoryczne odbicie w losach bohaterów, a niebanalny finał podkreśla jego wymowę.
Za możliwość przeczytania książki 
Dziękuję
wyd. NOVAE RES






Więcej informacji o nowościach wydawnictwa i nie tylko tutaj


środa, 29 czerwca 2016

Trochę chwalenia się ;)

 
Jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie organizowanym przez księgarnie Matras. Zadanie było jednocześnie proste i skomplikowane - polecenie książki na wakacje. Książek czytam dość dużo, więc mogłam wybrać lekturę na czas letniego odpoczynku z szerokiego grona, to była łatwiejsza ta część, trudniejszym okazał się wybór konkretnych tytułów. 
Spośród wysłanych propozycji jury wybrało recenzję "Eugeniusz Bodo, "Już taki jestem zimny drań", która otrzymała jedną z nagród III stopnia.        
  



Dzisiaj dotarła do mnie przesyłka od księgarni Matras, 
a w niej wygrane książki:


Cieszę bardzo się z wyróżnienia 
oraz z nowych tytułów w mojej biblioteczce. 



 Nagrodzona recenzja znajduje się także na blogu -



 

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Piękne nieznajome znajome

"Najpiękniejsze kobiety z obrazów.
Prawdziwe historie"
Małgorzata Czyńska


Patrząc na obraz zauważamy wpierw ogół, a później szczegóły, rzucają się nam w użyte barwy, pierwszoplanowe postacie lub obiekty pełniące tę unkcję, w końcu tło. Zaraz potem w naszym umyśle kształtuje się ocena tego co właśnie zobaczyliśmy, czasem pierwsze wrażenie decyduje o tym co pozostaje w pamięci. Każde płótno ma historię ukrytą pomiędzy kolejnymi pociągnięciami pędzla i tematyce jaką przedstawia. Jeśli rolę główną odgrywa człowiek to i on skrywa pewną tajemnicę, niekiedy równie intrygującą co i samo dzieło.

Słynnych obrazów jest wiele, o każdym z nich można napisać nie tylko książkę jedną książkę, ale w niektórych z nich szczególna uwagę przykuwa ona - jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, z tajemnicą ukrytą w oczach, geście lub całej sylwetce. Jedną z najsłynniejszych jest Mona Lisa, od wieków intrygująca ledwo zauważalnym uśmiechem, prawdziwa ikona nie tylko malarstwa, lecz i bardzo szeroko pojętej kultury. Ten, który przeniósł jej wizerunek na płótno również nie ustępują sławą - Leonardo da Vinci, geniusz, wizjoner i wszechstronny artysta. Oboje, pomimo upływu kilkuset lat fascynują, kim była więc ta niezwykła piękność? Odpowiedź można znaleźć w książce "Najpiękniejsze kobiety z obrazów. Prawdziwe historie". Przybliży ona również postać Tamary Łempickiej, malarki na nowo odkrywanej, zachwycającej kilkadziesiąt lat temu na równi swoją osobą jak i swoimi pracami. Piękna kobieta w zielonym Bugatti, uosabiająca szalone lata dwudzieste i nowy styl w malarstwie, jest nią nikt inny jak sama malarka. Równie znana jest Emilia Floge, za sprawą Gustawa Klimta stała się jednym z największych symboli wiedeńskiej secesji, prawdziwa muza, ale także ktoś jeszcze - projektantka mody i wierna przyjaciółka wielkiego artysty. Po filmie "Frida" rzadko kto nie rozpoznaje tej malarki, fabularna wersja przykuwa dramatycznymi losami artystki. Podobnie jest z obrazami Diego Rivery, na których została przedstawiona w niezwykły sposób, nie pozwalający oderwać wzroku od tak niezwykłej modelki.

Każda z tych kobiet zapisała się w annałach nie tylko artystycznych, lecz za ich sławą kryje się ból, czasami odrzucenie, poświęcenie i plotki uznawane za prawdę.  "Najpiękniejsze kobiety z obrazów. Prawdziwe historie" to nie jedynie historie tych kobiet, to także opowieść o Dorze Maar, Fridzie Kaalo i Ninie Witkiewiczowej oraz kilku równie nieszablonowych postaciach. Maria Czyńska w zwartych słowach opisuje ich barwne życie u boku najsłynniejszych malarzy, w tym opracowaniu nie są one dodatkiem, lecz postaciami na równi z artystami. Autorka dała im głos, wniknęła w obrazy i pod warstwy farby by odkryć kim były w rzeczywistości.

sobota, 25 czerwca 2016

Tam gdzie wszystko ma swój początek

"Dom nad jeziorem"
Kate Morton


Przeszłość zawsze ma wpływ na nas, nawet gdy myślimy, że zamknęliśmy do niej drzwi raz na zawsze. Wspomnień nie da się wymazać z pamięci, a to one uchylają wejście do niej. Nie da się zmienić tego co już było, lecz to co dopiero będzie jest jeszcze w naszych rękach i w dużym stopniu zależne od naszych wyborów. Niestety chcąc się odciąć za wszelką cenę od dawnych wydarzeń czasem nie dajemy sobie szansy na naprawę starych błędów.

Stary dom kryje wiele tajemnic, był świadkiem śmiechu oraz łez. Sadie przypadkowo odkrywa opuszczony budynek, coś ją do niego przyciąga, sprawdza więc jego historię, a ta okazuje się zbieżna z tym czego ostatnio była uczestnikiem. Okres urlopu sprzyja prywatnemu dochodzeniu, może uda się rozwiązać kryminalną zagadkę sprzed kilkudziesięciu lat? Oczywiście kobieta zdaje sobie sprawę, że dużych szans nie ma, ale nie umie zapomnieć o tej sprawy. Zaginięcie dziecka zawsze wzbudza szerokie zainteresowanie opinii publicznej, sama przekonała się o tym niedawno. Teraz jednak chce się skupić na tajemniczym zniknięciu Thea Edevane`a, pozwala to chociaż na trochę odsunąć osobiste problemy. Co wydarzyło się w czerwcową noc siedemdziesiąt lat wcześniej? Arystokratyczna rodzina bawiła się wówczas w ogrodzie wraz z przyjaciółmi i znajomymi, nikt nic nie słyszał i nic nie widział, wszyscy sądzili, że kilkunastomiesięczny chłopczyk spokojnie śpi w swej sypialni na piętrze. Niestety o poranku okazało się, że najmłodszego z rodu Endevane`ów nie ma w swoim łóżeczku. Co się stało z chłopczykiem? Alice od lat stara nie myśleć się o Domu nad Jeziorem, Loeanneth to już starannie zamknięty rozdział w jej życiu, a  przynajmniej próbuje tak myśleć o nim. List od Sadie Sparrow sprawia, iż wracają wspomnienia i tajemnice, które wydawały się pogrzebane w starym budynku na kornwalijskim wybrzeżu. Co komu przyjdzie z odgrzebywania dawnej tragedii? Upłynęły dekady odkąd rodzina Edevane`ów opuściła miejsce, przypominające jednocześnie najlepsze i najgorsze momenty w jej historii. Może nadszedł czas by zrzucić brzemię tajemnic i jeszcze raz przyjrzeć się im przyjrzeć? Nie tylko Alice ucieka przed przeszłością, Sadie także pragnie o niej zapomnieć. Mury Loeanneth kryją w sobie wiele szczęścia, ale również bólu oraz poświęcenia, przez lata czekały na to by ktoś wreszcie odkrył sekret czerwcowej tragedii.

Niesamowita historia, w której splata się sensacja, romans, elementy gotyckiej powieści i sagi rodzinnej. Kate Morton w tej ilości gatunków zgrabnie lawiruje pomiędzy kilkoma planami czasowymi i bohaterami, z których każdy chowa w zanadrzu jakąś tajemnicę. Tytułowy "Dom nad jeziorem" jest milczącym świadkiem wydarzeń jakie naznaczają członków pewnej rodziny na całe życie. Gdyby mógł przemówić ... on tego nie potrafi, lecz ludzie go zamieszkujący też są nieskorzy do szczerej rozmowy, a od tego już krok do domysłów, przypuszczeń i pasma wydarzeń jakie dopiero po latach odkrywają swoje prawdziwe oblicza. Każda z postaci doświadczyła w swoim życiu dramatycznego przełomu od jakiego chce się odciąć, lecz wciąż mniej lub bardziej świadomie wraca do tego momentu, łączy ich stary,  opuszczony, dom napiętnowany dawną tragedią. Autorka daje czytelnikom kilka wątków i osnowę w postaci murów oraz otaczającego ich ogrodu, kolejne rozdziały tkają niezwykłą materiał fabuły, w której rozkwitają uczucia, przetacza się dramat dwóch wojen, świeże rany zmieniają się w niezagojone blizny, a zagadki z przeszłości czekają na rozwiązanie. Na ponad pięciuset stronach czytający poznają losy bohaterów, którzy czasem rozpaczliwie pragną naprawić dawne błędy, ale ukrywają to co najważniejsze czyli prawdę w imię przysięgi złożonej sobie i bliskiej osobie.
"Dom nad jeziorem" ma w sobie detale kojarzące się mnie osobiście z kryminałami Agathy Christie, "Alicją w krainie czarów", "Na Zachodzie bez zmian" i autentycznymi wydarzeniami z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Każdy z tych elementów znajduje subtelne odbicie w poszczególnych wątkach wzbogacając je i jednocześnie wzmacniając zaintrygowanie. Pozostaje jeszcze finał, w którym Kate Morton nie zapomniała o żadnym detalu wymagającym zakończenia.




            
          Za możliwość przeczytania książki 


    Dziękuję 


     wyd. Albatros

środa, 22 czerwca 2016

Zrozumieć siebie

"Przekład dowolny"
Hanna Cygler


Czasami wydaje się nam, że to przypadek rządzi naszym życiem albo zrządzenie losu. Dzięki nim spotykamy tych, a nie innych ludzi, przydarza się nam coś i jesteśmy świadkami właśnie tego wydarzenia. Jakoś tak zbieg okoliczności krąży wokół nas i, czy chcemy tego czy nie, po raz kolejny wplątuje nas w jakieś mniejsze bądź większe przygody. A może jest on tylko zarzewiem czegoś co tak naprawdę zależy tylko i wyłącznie od nas? Jeżeli do własnych decyzji dodamy nadzieję to jesteśmy na dobrej drodze by zdobyć upragniony cel.

Przelotne spotkanie, ot dwoje ludzi w podróży, luźno wymieniane uwagi, żadnych bliższych kontaktów, w końcu nigdy więcej się już nie spotkają. Raptem kilka godzin spędzonych razem, potem powrót do rzeczywistości w jakiej trzeba zmierzyć się z bolesną przeszłością i niepewną przyszłością. Iza z jednej strony czuje ulgę, że za sobą ma już najgorsze, ale to co przed nią wcale nie nastraja jej zbyt optymistycznie. Przypadkowo poznany Maciek wyciąga do niej pomocną dłoń i pozwala uwierzyć, iż jeszcze nie wszystko stracone. Mieszkanie, praca, znajomi, tym dzieli się z Izą, nie chce niczego w zamian albo ona nie zauważa prawdziwych intencji. Jednak w tej chwili ważne jest jedynie to, że staje na własnych nogach i nie jest ciężarem dla nikogo, ale nie tylko tym przecież człowiek żyje. Tyle już się zmieniło wokół nich, a oni nie stoją z boku - są aktywnymi uczestnikami, powoli dawne lęki zmieniają się w pewność siebie. Iza ma konkretne plany i zamierza je zrealizować gdy okazja się nadarzy, zbyt dużo już doświadczyła by żyć złudzeniami, chce zdobyć to czego pragnie i gotowa jest na wiele. Co na to Maciek? Wydaje się, że jest ulepiony z całkiem innej gliny, jego priorytety są całkowicie różne. Ich przyjaźń wbrew wszystkiemu jednak trwa, chociaż nie omijają jej burze, niekiedy wręcz prawdziwe nawałnice z potężnym wyładowaniem emocji. Wspólni znajomi nie raz są zdziwieni postępowaniem tych dwojga, zresztą sami zainteresowani chyba również. Każde z nich nie stroni od towarzystwa, wiążą się z innymi, przeżywają wzloty i wciąż są blisko siebie, lecz nie z sobą, znają się dobrze, ale czy zrozumieli co jest najważniejsze?

Podobno od przyjaźni do miłości wcale nie jest daleko, niektórzy jednak zdają się tego nie dostrzegać. Na co dzień zajmują się tłumaczeniem na języki obce polskich słów i są w tym najlepsi, lecz w życiu prywatnym wciąż mają problem by się porozumieć. Gdzieś ucieka im prawdziwy sens tego co mówią do siebie i istota ich wyborów. Mają w pamięci przeszłość, lecz co z przyszłością?

Najnowszą książkę Hanny Cygler nie da się łatwo streścić, najlepszym rozwiązaniem jest zagłębienie się w lekturę i osobiste zapoznanie się z fabułą. Wobec bohaterów "Przekładu dowolnego" nie sposób przejść obok obojętnie, nie są oni bez skazy, czasem ma się ochotę nimi potrząsnąć, a czasem powiedzieć słowa otuchy. Czytelnicy wraz z nimi błądzą, wychodzą na prostą, żałują podjętych decyzji i śmieją się przez łzy. Warstwa obyczajowa przeplata się z rzeczywistością początku ostatniej dekady dwudziestego wieku, spajają je ze sobą postacie z jednej strony pełne nadziei na to co właśnie zaczyna się tworzyć w Polsce, z drugiej strony mające już za sobą doświadczenia emigracyjne, brak bezpieczeństwa lub utratę stabilizacji życiowej. Autorka oddała przy pomocy swoich bohaterów atmosferę tamtych lat, która tak naprawdę jest jednym z aktorów drugiego planu, może i mało widocznym, ale bardzo odczuwalnym. "Przekład dowolny" to historia o ludziach, chcących rozpocząć kolejny rozdział życia i dążących do do tego niekiedy nawet wbrew sobie, pragną oni odzyskać to co kiedyś utracili i urzeczywistnić marzenia jakie musieli odłożyć na później. W swoich dążeniach nie różnią się od poprzednich i późniejszych pokoleń, lecz są w stanie ocenić siebie i innych jedynie z własnego punktu widzenia. Zresztą podobnie jak kiedyś oraz później robili i zrobią to kolejne generacje.






   Za możliwość przeczytania książki 
             dziękuję wyd. Rebis

niedziela, 19 czerwca 2016

Odpowiedni moment

Dodaj napis
"W samą porę"
Katarzyna Busłowska


Współczesność nie sprzyja spokojnej egzystencji, smakowaniu życia i bezstresowemu obserwowaniu otaczającej nas rzeczywistości. Żyjemy szybko, w pośpiechu, zawsze w biegu, bo przecież tyle okazji dookoła, których nie wolno przegapić lub odpuścić, sukces jest przecież taki ważny i niezbędny. Brak odpowiedniego momentu na całą resztę, chyba, że w końcu sami powiemy stop, ale wypowiedzieć to słowo jest niezwykle trudno.

Karolina Mec umie wykorzystać każdą okazję biznesową, znana jest jako obrotna bizneswoman, która ma doskonałą rękę do interesów. Nigdy nie odkłada niczego na później jeżeli chodzi o sprawy zawodowe, natomiast osobiste to już inna historia. Wymaga wiele od innych, ale od siebie najwięcej, rodzina i przyjaciółki znają ją od całkiem innej strony i wiedzą, że dla nich zrobiłaby wszystko i bez wahania. Ewa, Lena, Gośka i Karolina różnią się od siebie jak dzień i noc, ogień i woda, lecz od lat mogą na sobie polegać, łączy je przyjaźń, czasem dość zwariowana, lecz zawsze wkraczająca w odpowiednim momencie z pomocą. Tym razem ta ostatnia przyniosła coś więcej lub raczej kogoś - Janka Drzewieckiego, mężczyznę z kategorii tych niebezpiecznych, jakich powinno omijać się szerokim łukiem jeśli serce ma pozostać w jednym kawałku. Przynajmniej takie jest zdanie Karoliny, inni zdają się mieć odmienna opinię, dzieli ich wszystko, on jest muzykiem, na dodatek sławnym i mieszka na innym kontynencie, a ona to twardo stąpająca kobieta interesu, trzymająca wszystko twardą ręką. Tych dwoje na pierwszy rzut oka nie pasuje do siebie, ale poza tym dobrze im się ze sobą rozmawia i wciąż myślą o sobie, a pod stworzonymi przez siebie kryją w sobie podobne życiowe doświadczenia. Czy jednak to nie za mało by zaufać drugiej osobie i uwierzyć, że może ich połączyć więcej niż przelotna znajomość? Zaufanie łatwo nadwyrężyć, a wokół nich zaczyna się wiele dziać, wystarczy jeden fałszywy krok by zniszczyć uczucie, szczególnie gdy emocje biorą górę.

Co może się wydarzyć gdy ludzie stoją na rozdrożu oraz chcą rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, a rzeczywistość podsuwa im całkiem inny scenariusz niż ten jaki napisali dla siebie? Karolina umiała wybrać przedsięwzięcia, rokujące dobrze na przyszłość, Janek nie bał się podejmować ryzyka, oboje znają wartość przyjaźni i rodziny, lecz miłość jak do tej pory omijała ich. Czy będą gotowi by dać jej szansę?

"Ser­ce ma swo­je rac­je, których ro­zum nie zna" - bohaterowie książki Katarzyna Busłowskiej dowiadują się o tym gdy ich poukładane do tej pory życie zaczyna zmierzać w całkiem innym kierunku niż do tej pory. Tytuł "W samą porę" wspaniale pasuje do fabuły, w której odpowiednia chwila okazuje się nie raz punktem wyjścia dla rozwoju poszczególnych wątków. W historii tej nie brak ciepła i emocji, pokazana jest również siła przyjaźni i więzów rodzinnych. Autorka zadbała by czytelnicy podczas lektury poznali dobrze postacie i motywy jakimi się kierują, ale przede wszystkim strona po stronie przedstawiła miłość - od chwili kiedy zaczyna kiełkować aż po moment gdy staje się silna i stanowi oparciem. "W samą porę" to również panorama ludzkich charakterów, skrywanych często pod maskami, które świetnie pasują do gry pozorów, prowadzonej czasem dla innych, a czasem dla siebie samego.


Za możliwość przeczytania książki

dziękuję 
 
portalowi CPA
i
wyd. Novae Res

piątek, 17 czerwca 2016

Zawsze pozostaje ślad

"Zbrodnia prawie doskonała"
Monika Całkiewicz
Iwona Schymalla


Zbrodnia doskonała większości znana jest literatury lub filmów, najczęściej bywa taka do momentu kiedy detektyw wskazuje zbrodniarza. Celem każdego dochodzenia,nawet najbardziej amatorskiego,  jest schwytanie sprawcy, poznanie motywu no i wymierzenie kary. Oczywiście rzeczywistość różni się od fabularnej historii, ale większości z nas bliższa jest ta druga, chociaż i fakty nieraz budzą ogromne emocje. Jakie są różnice, a jakie łączą je podobieństwa? Na to pytanie i wiele innych odpowiedzi znaleźć można w książce profesor Moniki Całkiewicz i Iwony Schymalli.

Trzynaście rozdziałów, nie mniej i nie więcej, dokładnie tyle wystarcza by zajrzeć za kulisy prawdziwych śledztw lub raczej wymiaru sprawiedliwości. Niejednokrotnie pewnie wielu z nas zastanawiało się nad kolejnymi elementami kryminalnej opowieści, autorki "Zbrodni prawie doskonałej" w każdym rozdziale omawiają zagadnienia związane z przestępstwami, wyjaśniając nieścisłości i obalając mity. Jednych i drugich jak się okazuje jest niemało, a obiegowe "prawdy" często okazują co najmniej niekompletne lub w ogóle mylące. Już samo słowo zbrodnia okazuje się mieć o wiele szersze znaczenie niż powszechnie się uważa, podobnie rzecz się ma z wieloma innymi aspektami zbrodniczego środowiska. Profesor Monika Całkiewicz w przystępny sposób przedstawia rzeczywistość pracy tak policji jak i prokuratora oraz ich role w procesie dochodzenia do odkrycia faktycznego przebiegu przestępstwa. Na tym nie koniec, jest to raczej początek dzielenia się wiedzą z zakresu kryminalistyki,kryminologii i prawa, każdy rozdział przedstawia inne zagadnienie, są to nie tylko "suche" informacje, ale poparte faktycznymi przykładami. Teoria i praktyka ujęta w pytaniach i odpowiedziach okazuje się interesująca oraz pozwala spojrzeć z innego punktu widzenia na fabularną sensację.

"Zbrodnia prawie doskonała" to nie podręcznik a zbiór wiadomości w przystępny sposób prezentujący wiedzę jaka wbrew pozorom może przydać się nie tylko fanom lub twórcom kryminałów. Autorki zadbały by fachowość szła w parze z czytelnym przekazem, tłumacząc poszczególne kwestie łączą stronę prawną z śledczą oraz praktyką i nawiązując do różnorodnych wątpliwości osób nieobeznanych z rutynowymi działaniami dochodzeniowymi. Książka oparta jest o pytania i szerokie odpowiedzi. Te pierwsze zadawane są z punktu widzenia osoby zainteresowanej tematyką przestępstw, lecz nie posiadającej wiedzy z tej sfery, natomiast drugie wyjaśniają, dementują i poszerzają znajomość problematyki.

Nie ma zbrodni doskonałej, ale jest "Zbrodnia prawie doskonała" uchylająca rąbka zagadek kryminalnych.


Za możliwość przeczytania książki

dziękuję 
 
portalowi CPA
i
wyd. PWN

środa, 15 czerwca 2016

Za zakrętem

"Hotel Bankrut"
Magdalena Żelazowska


Kryzys jest źródłem dla wielu zjawisk i wydarzeń, niestety znaczenie ma w większości przypadków negatywne. Od niego wiele się zaczyna i na nim równie dużo kończy, bywa świetną wymówką, wydaje się być wszechobecnym i zbyt często nadużywanym. Niekiedy jest niezauważany przez człowieka aż do momentu kiedy styka się on z nim osobiście, wtedy z czegoś odległego staje się czymś aż nazbyt bliskim. Czy da kryzys oswoić? A może ma ludzką twarz?

Każdy ma marzenia, czasem są one prozaiczne lub za takie są brane przez innych, zdarzają się i te większego kalibru, wzbudzające jednocześnie podziw i niedowierzanie, jednym udaje się od razu je zrealizować, drudzy jeszcze ich nie zdobyli. Czworo ludzi znajduje się właśnie na życiowym zakręcie, przed nimi lub za nimi jest coś czego pragną lub pragnęli, teraz właśnie są w momencie kiedy muszą stawić czoła niezbyt przyjaznej rzeczywistości. Łucja ma jeszcze kilka życiowych celów, kiedyś odkładała na później ich osiągnięcie, teraz jednak zamierza zrobić wszystko by w końcu stały się faktem. Wbrew temu co podobno wskazuje jej metryka jest przecież w sile wieku, no przynajmniej wciąż daje radę. Weronika miała jasno wytyczoną ścieżkę, dokładnie określoną kolejnymi etapami kariery, jednego tylko na niej nie zaznaczyła - zwolnienia z pracy. Czy nie zauważyła znaków ostrzegawczych? W końcu kryzys rozpanoszył się wszędzie, dlaczego więc miałby ją pominąć inie dać prztyczka w nos? Kinga jest pełna nadziei, wie, że młodym ludziom nie jest lekko, takich jak ona jest wielu, ale ma nadzieję, iż Łódź będzie dla niej ziemią obiecaną. Leon to prawdziwy znawca ludzkich charakterów, chociaż swoją biegłość w tej dziedzinie opłacił bolesnymi doświadczeniami. Nie zna Weroniki, Kingi i Łucji, łączy ich jedynie lub aż wspólne lokum. Z konieczności rozpoczynają egzystencję pod wspólnym dachem, wcale nie wymarzonym, lecz w tej chwili nie mają zbyt dużego wyboru. Niestety pieniądz oraz zasady ekonomii rządzą światem i bezlitosne są dla każdego. Czy tę czwórkę łączy coś oprócz fatalnej sytuacji życiowej? A może wcale nie jest tak źle jak niektórzy sądzą? W końcu jeżeli każde z nich nie ma nic to jest to dobry moment by zakończyć jeden rozdział i rozpocząć nowy, chociaż ten krok wymaga ogromnej odwagi.

Kryzys straszy, kryzys jest doskonałą wymówką, kryzys to ... przełom, po jakim nic nigdy nie będzie takie samo, ale czy nowe musi być gorsze od tego co było? Weronika zdobywała, pięła się w górę i ... poznała życie od strony, której nie miała w planach i teraz stoi przed wielką niewiadomą. Kinga wprost przeciwnie wie co chce osiągnąć, jednak wydaje się, iż marzyła o czymś co ją przerosło, lecz ktoś sądzi inaczej. Łucja i Leon zbyt długo byli bierni, ale w końcu i oni stawiają czoła rzeczywistości. Co mogą osiągnąć w pojedynkę, a na ile ich stać jeżeli zagrają razem w życiowej ruletce?

"(...)
- Pomagaliśmy sobie. Słyszał pan kiedyś o czymś takim?
- Nie przypominam sobie.
- Kiedyś, dawno temu, ludzie tak robili."*


Celne spostrzeżenia, ostra riposta na wyścig szczurów i złamanie tabu o ludziach sukcesu, to wszystko podparte obrazem polskiego społeczeństwa, o czym mówię? O "Hotelu Bankrut", książce mającej bardzo adekwatny tytuł do treści, ale i zaskakującej niejednokrotnie. Momentami gorzka historia odmitologizowuje propagandę sukcesu i jednocześnie obnaża kilka z oblicz kryzysu. Magdalena Żelazowska nie piętnuje, nie oskarża, nie wyśmiewa, nie wytyka niczego i nikogo, ale przedstawia swoich bohaterów takimi jakimi są, ich obraz jest do bólu prawdziwy, nie ocieplany na siłę, po prostu oddany rzetelnie, momentami przypominający paradokument. Czytelnik strona za stroną poznaje postacie, otoczenie w jakim funkcjonują oraz interakcje społeczno-rodzinne w jakich uczestniczą, świadomie bądź z przyzwyczajenia. Nie jest to obraz jaki ktokolwiek chciałby poznać osobiście, lecz będąc obserwatorem mamy możliwość dostrzeżenia niuansów, niedostrzeganych przez bohaterów, ale również przez nas samych- jeśli chodzi o naszą codzienność. "Hotel Bankrut" to nie bajka oderwana od realnego świata, lecz fabularna opowieść o współczesnym świecie dalekim od hollywoodzkiej baśni z reklamy, w której autorka nie mydli oczu czytelników tylko otwiera je nam na niewygodną prawdę.


* cytat z książki "Hotel Bankrut", Magdalena Żelazowska





      Dziękuję za możliwość 
       przeczytania książki   
          Księgarniom MATRAS :)
 
 





niedziela, 12 czerwca 2016

Gap year

"Sabat czterdziestek"
Anna Kleiber


Czasami trzeba sobie zrobić sobie w życiu przerwę, nie na kilka godzin lub dni, ale "ciut" dłuższą. Kiedy codzienność daje się we znaki i to tak mocno, że jakiekolwiek półśrodki w postaci urlopu lub krótkiej ucieczki od tego co człowiekowi dopiekło są niewystarczające, należy przedsięwziąć odpowiednie środki bez względu na opinie i dobre rady. Każdy ma prawo do mniejszej lub większej dawki szaleństwa w momencie kiedy ma dosyć pewnych spraw, a przede wszystkim osób i zamierza zmienić więcej niż co nie co w swej egzystencji.

Miał być gap year, dla niektórych krytykantów więcej niż lekko spóźniony, lecz gdy czterdziestka wskakuje na kark, a za sobą widać ogon w postaci dość burzliwego życiowego okresu, takie opinie ma się gdzieś i tyle. Nim się rozpocznie czas wolności i poznawania na nowo siebie Ewa odwiedza miejsce, gdzie jako młode i beztroskie dziewczę spędzała wakacje. Towarzyszy swojej przyjaciółce Kamie w tej po trosze sentymentalnej podróży i służy wsparciem przy okazji załatwiania spraw spadkowych. Zadole ma być jedynie króciutkim wstępem do wspólnej podróży po świecie - tym dalekim i pełnym wrażeń. W końcu jeżeli chce się mieć na starość odpowiednie wspomnienia trzeba zadbać o ich źródło. Małą niedogodność w postaci zadolskiej schedy jakoś da się przeżyć, przecież to tylko kilka dni z ponad trzystu. Niestety od początku pojawiają się przeszkody - najpierw w postaci trzeciej towarzyszki niegdysiejszych zabaw, która chyba posiadła jakąś tajemną wiedzę dotyczącą utrzymania wiecznej młodości. Jak by tego było mało u boku ma zabójczo przystojnego faceta, po prostu niesprawiedliwość losu i tyle. Na tym nie koniec trudności na drodze w daleki świat, ponieważ rankiem zostaje odkryte zniknięcie ostatnio przybyłej. Nie dość, że wieczorem była w centrum zainteresowania to jeszcze w kolejnym dniu również się w nim znajduje, zresztą nie jedynie ona. Ewa wraz z Kamą może i zbytnio nie pałały sympatią do Malwiny, ale nie oznacza to, że będą siedzieć z założonymi rękami. Nie takie przeszkody pokonywały, muszą jedynie znaleźć zgubę czyli tę trzecią i dojść do porozumienia w sprawie spuścizny po dziadku Walerym. A wtedy szeroki świat stanie otworem i wymarzoną przerwę będzie można rozpocząć. By to ostatnie mogło wreszcie urzeczywistnić się trzeba przedsięwziąć pewne kroki czyli prywatne dochodzenie dwóch zdeterminowanych czterdziestek. Efekty widoczne są dość szybko i wszystko zmierzałoby ku odpowiedniemu zakończeniu, a w tym przypadku początkowi, gdyby przeznaczenie nie miałoby innego planu dla przyjaciółek.

Co jeszcze może spotkać człowieka w Zadolu? Na pewno nie tego czego się spodziewał, niespodzianka czeka nie tylko Ewę, no i jeszcze na jaw wychodzi tajemnica sprzed lat. Na marzenia jednak należy uważać ponieważ czasem spełniają się w dość nieoczekiwany sposób.

Komedia z wątkiem sensacyjnym sprawdza się jako sposób na relaks, pomaga kiedy za oknem jest za zimno, na plaży również jest mile widziana, a na poprawę humoru jest wprost idealna. "Sabat czterdziestek" ma w sobie wszystkie te elementy, które sprawiają, że podczas czytania uśmiech gości prawie ciągle, a kryminalna intryga ciekawi. Anna Kleiber napisała książkę, dającą okazję na odpoczynek od codzienności i spędzenie mile czasu z niebanalnymi postaciami. Zderzenie planów i marzeń z rzeczywistością oraz nostalgicznymi wspomnieniami to pomysł na interesującą historię oraz źródło na wiele perypetii, co bohaterki wykorzystują nie raz. Na ich przykładzie czytelnicy pozna co może się przydarzyć kiedy chce uciec od swego dotychczasowego życia tak przed czterdziestką jak i gdy już jej oddech człowiek poczuje.

 
Książkę przeczytałam 
  dzięki uprzejmości  

czwartek, 9 czerwca 2016

Rozjaśnić cień

"Żeby miłość miała twoje oczy"
Diego Galdino


Włoski temperament raczej nie idzie w parze z potrzebą samotności. Czasem te dwa tak sprzeczne elementy spotykają się pod jednym dachem i od pierwszego momentu zaczyna iskrzyć. Pierwsze, drugie, a nawet kolejne spojrzenia mogą być mylące, ponieważ stworzona iluzja jest tak dobra, że nikt nie dostrzega człowieka kryjącego się za nią. Pojawiające się rysy brane są najczęściej za coś zupełnie odwrotnego, nim prawda ujrzy światło dzienne maska może zranić dotkliwie. Niekiedy jest dana szansa by pogodzić to co wydaje się tak różne.

Zapalczywość nie jest dominującą cechą Sofii, ale są chwile gdy zwyciężają emocje. Właśnie one biorą górę podczas pierwszego spotkania z Tyronem. Nie są one pozytywne i w ogóle nie przystają do powitania gościa, lecz słowa zostały wypowiedziane przez obie strony, zresztą cofnąć nikt ich nie zamierza. Wbrew pozorom tych dwoje nie kończy swej znajomości na tym etapie, wprost przeciwnie, Cetona to nie Nowy Jork, gdzie da się unikać drugiego człowieka długo i skutecznie. Pełne uroku miasteczko i jego okolice są dla każdego malarza marzeniem, a Tyrone Lane nie jest wyjątkiem. Trudno pogodzić pragnienie jak najlepszego oddania zapierających dech w piersiach toskańskich pejzaży z potrzebą przebywania jak najdalej od ludzi. Zwycięża sztuka, a samotność traci na uroku, zwłaszcza gdy obok jest piękna Sofia, nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Zresztą i artysta-odludek dość często gości w rozmyślaniach młodej kobiety. Wzajemne kontakty ocieplają się, zaczyna kiełkować nadzieja na coś więcej niż tylko przelotną znajomość, chociaż czy jest ona obopólna? Lane nosi w sobie cień, który w szczęśliwych momentach widoczny jest bardziej niż w kiedykolwiek indziej. Sofia próbuje go rozjaśnić, chociaż raz za razem ponosi porażkę. Jak długo można mierzyć się z czymś niewiadomym, ale mającym ogromny wpływ na Tyrone`a?

Miłość to dawanie i branie, czasem jednak krucha równowaga zostaje zburzona. Wiarę w wspólną przyszłość zastępuje bolesna samotność i poczucie niewypowiedzianej straty. Czy da się naprawić coś co może w ogóle nie zaistniało? Tyrone ma niewidoczne rany, przypominające o tym co już nie wróci, a szansa na ich zabliźnienie była tak blisko ...

Miłość to słowo zawierające w sobie tysiące innych, towarzyszy mu wiele emocji, tych spod znaku szczęścia, ale i takich naznaczonych złamanym sercem i łzami. Niejeden autor poległ na jej opisywaniu, ponieważ by oddać je w pełni czasem nie trzeba monumentalnych strof, lecz należy pamiętać, że nawet kiedy  wydaje się lekkie, łatwe oraz przyjemne ma i oblicze poważniejsze, często skrywane. Diego Galdino po raz kolejny w prosty sposób opisał skomplikowany charakter miłości, oddając wszelkie niuanse kod momentu narodzin aż po chwile gdy nosi już szlachetną patynę dojrzałości. Tłem dla tej niezwykłej panoramy uczuć jest miasteczko Cetona, które przez wieki były niemym obserwatorem namiętnych wyznań, smutku rysującego się na ludzkich twarzach, beztroskiego uśmiechu i rodzinnych perypetii. "Żeby miłość miała twoje oczy" to niezwykła historia dwojga ludzi i ich związku, oddana delikatnie, ale i z pasją. Autor słowami, jak najlepszymi pędzlami, odmalowuje szeroką palet wrażeń. Wraz z bohaterami poznajemy barwę zauroczenia, kolor rozkwitu uczuć,odcień złamanego serca, tonację nadziei oraz szczęścia. W opowieści tej nie zabrakło również humoru i południowego temperamentu, znanego czytelnikom z wcześniejszych książek Diego Galdino. Podczas lektury najnowszej śmiech i smutek przeplatają się z refleksjami nad tym jak przeszłość wpływa na teraźniejszość oraz co dla człowieka znaczy rodzina.






   Za możliwość przeczytania książki 
             dziękuję wyd. Rebis


wtorek, 7 czerwca 2016

Siła melodii

"Igrając z ogniem"
Tess Gerritsen


Zło ma wiele twarzy, czasem nosi maskę dla niepoznaki, mamiąc nią tych, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzą, że każdy człowiek ma w sobie dobro. Kiedy w końcu widocznym staje się prawdziwe oblicze jest już za późno na ucieczkę, pozostaje tylko gorzki żal za utraconymi złudzeniami i przyszłość naznaczona ludzką niegodziwością.

Magię muzyki docenia wielu, ale tylko nieliczni dostrzegają jej duszę. Julia Ansdell jest utalentowaną skrzypaczką, nawet więcej jest wirtuozem strun, bardzo ceni przekaz melodii jaka powstaje z pomocą jej rąk i nut. Przypadkowo trafia na utwór nieznanego kompozytora, oczarowuje ją on od pierwszego spojrzenia na pożółkł karty. W starym rękopisie jest coś co nie pozwala zapomnieć o melodycznym zapisie, kuszącym by zagrać go i zagłębić się w nim. Pierwsza próba jednak przynosi ze sobą oprócz zachwytu niepokój. Piękno wydobywających się dźwięków zostaje zakłócone zachowaniem kilkuletniej Lily. Spokojne do tej pory dziecko zmienia się w ułamku sekundy, chociaż może to jedynie zadziałała wyobraźnia i podejrzenia są niesłuszne? Julii trudno zrozumieć w to co miało miejsce, jej córeczka do tej pory nie wyróżniała się wśród swoich rówieśników negatywnymi cechami , nikt poza nimi nie był wtedy w domu i trudno ich bliskim dać wiarę w to co się stało. Czyżby wyolbrzymiała to zdarzenie? Druga próba zagrania starego walca kończy się przerażająco, tym razem skrzypaczka ma pewność, że coś złego dzieje się z dziewczynką, a na tym nie koniec niebezpiecznych sytuacji. Co kryje się w melodii, iż przy jej słuchaniu spokojna Lily zmienia się nie do poznania? Zaniepokojeni rodzice szukają odpowiedzi i pomocy, chociaż ich przypuszczenia są dość niezwykłe. Jeszcze jeden kierunek w tym niecodziennym dochodzeniu wydaje się prawdopodobny, chociaż dla Julii jest on bardzo bolesny. Przeszłość to niejedna zagadka, niektóre z nich zawierają prawdę, jakiej poznanie nie przynosi ulgi, lecz wręcz przeciwnie - staje się ona źródłem nowych znaków zapytania i otwiera stare rany.

"Incednio" jest czymś więcej niż utworem muzycznym, brak słów by go opisać, ale czy ma w sobie siłę wpływającą na ludzkie zachowania? Wydaje się to niemożliwe, każdy kto usłyszy tę kompozycję nie odmówi jej wirtuozerii, jednak przecież to nic więcej niż zagrane nuty. Mimo wszystkiego Julia czuje, że to dzieło ma w sobie coś więcej niż tylko niezapomnianą linię melodyczną. Kiedyś ktoś włożył w nią o wiele więcej niż tylko swe serce i nieprzeciętny talent, teraz nikt nie zdaje sobie sprawy gdzie tkwią jej korzenie.

Tess Gerritsen pisze w mistrzowski sposób, jej książki przyciągają uwagę i zaskakują rozwojem fabuły. Nie inaczej jest i w przypadku "Igrając z ogniem", w której czytelnicy spotkają wątki spod znaku thrillera, tajemnice oraz historyczny motyw dotykający Drugiej Wojny Światowej. Autorka łącząc fikcję, detale mistyczne oraz fakty stworzyła opowieść obfitującą w niespodzianki i nieoczekiwane rozwiązania losów postaci. Przeplatająca się przeszłość z czasami współczesnymi nie daje odpowiedzi na rodzące się pytania, ale podsyca dodatkowo ciekawość co do poprowadzenia akcji i zakończenia. Autorka położyła duży nacisk na oddanie realiów okresu nazizmu we Włoszech, porusza sprawy znane, lecz przedstawiając je z punktu widzenia jednostki odkrywa w nich emocje, jakie często schodzą na dalszy plan w obliczu tragedii milionów. Aspekt ten nie wysuwa się na pierwszy plan, jest dopełnieniem całości, w niezwykły sposób stając się intrygującym łącznikiem pomiędzy bohaterami. "Igrając z ogniem" to lektura z dużą dawką dramatycznych zwrotów fabuły i wyjątkowym zakończeniem. Tess Gerritsen oddała hołd zapomnianym ofiarom jednocześnie dając czytelnikom niezapomnianą książkę, w której zło pokazuje swoją siłę, ale przeciwstawione jest dobru i przeznaczeniu.







            
          Za możliwość przeczytania książki 


    Dziękuję 


     wyd. Albatros



niedziela, 5 czerwca 2016

Wyspa iluzji

"Wyspa strachu"
Hakan Ostlundh


Metropolie oferują wiele korzyści, ale również posiadają dosyć dokuczliwe minusy, z dala od nich te drugie nie występują lub są o wiele mniej odczuwane. Małe miasta oferują spokój, możliwość bliższego kontaktu z bliskimi i przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. W otoczeniu ludzi, których zna się lub przynajmniej kojarzy z widzenia, człowiek nie musi obawiać, że zagrożenie czyha tuż za progiem. Jednak czasem rzeczywistość daje o sobie znać i przypomina, iż zło wcale nie jest domeną tylko wielkich miast.

Wakacyjny relaks, morze, plaża i turyści, Gotlandia wydaje się oazą spokoju, w jakim dostępu nie mają sprawy spędzające sen z powiek policjantom z Sztokholmu. Przynajmniej tak powinno być, ale dwa ostatnie zgłoszenia nie pozwalają Fredrikowi Bromanowi na beztroskie spędzanie czasu z rodziną. Zaszlachtowane brutalnie zwierzę i morderstwo okazują się mieć zbyt wiele punktów zbieżnych by uznać to za przypadek. Takie sytuacje wzbudzają zawsze niepokój, a w miejscu gdzie ludzie oczekują odprężenia i spokoju nie pozostają bez echa. Nie gdzieś tam, ale raczej o wiele bliżej niż ktokolwiek przypuszcza czai się zagrożenie. Policjant wraz ze swoimi współpracownikami zdaje sobie sprawę, iż liczy się czas, ponieważ okoliczności wskazują, że zbrodniarz mógł nie powiedzieć jeszcze ostatniego słowa. Skąpe ślady nie pozwalają na szybkie postępy w dochodzeniu, czego oczekują wszyscy dookoła, atmosfera zagrożenia na nikogo nie wpływa dobrze, nikt nie chce odczuwać lęku i rozglądać się z obawą wokoło. Kim jest ten kto zasiał lęk na Gotlandii? Być może jeden z dość nielicznych tropów pozwoli na krok do przodu, Broman wie, iż liczy się każdy detal, w tym przypadku w szczególności. Nieliczne dowody w połączeniu z uporem w końcu dają efekty, chociaż nie do końca są one takie jak spodziewał się inspektor.

W najgorszym scenariuszu nikt nie zakłada, iż trzeba będzie spojrzeć w oczy złu i podjąć decyzję rzucając na szalę życie. Miało być zupełnie inaczej, niestety okazało się, że chwila nieuwagi kosztuje bardzo dużo. Wystarczy chwila by zburzyć już i tak nadwątlone poczucie bezpieczeństwa, moment ten pozostaje w pamięci na zawsze i nic nie jest w stanie go wymazać całkowicie.

Spokój, zwyczajne życie, bezpieczne sąsiedztwo i ... zbrodnia, ta ostatnia nie pasuje do miejsca, które jedynie w sezonie letnim przeżywa wzrost mieszkańców,a przez resztę roku pozwala na niczym niezmąconą egzystencję. Jednak morderstwo jest faktem i nic tego nie zmieni, raz wzbudzony lęk pozostaje na długo. "Wyspa strachu" to dobrze skonstruowany kryminał w jakim początkowo nie dostrzega się niczego zbrodniczego, raczej przeważa urok miejsc oddalonych od wielkomiejskiego hałasu, chociaż cień zbliżającego się końca tej idylli jest zauważalne. Na pytanie co zburzy ten wakacyjny obraz odpowiedź przychodzi bardzo szybko, wprawdzie jest ona połowiczna, lecz dość rychło zostaje uzupełniona rysując kształty kryminalnej zagadce. Hakan Ostlundh nie poszedł w swojej książce w kierunku dochodzenia gdzie rozwiązanie znajduje się laboratorium i technologia odgrywa jedną z głównych ról. Zamiast tego jest opisana praca policji - niekiedy żmudna i frustrująca gdy brak szybkich efektów podjętych działań, a przestępca wciąż pozostaje na wolności. Jednak strona za stroną czytelnik przekonuje się, że nie ma zbrodni doskonałej i nawet nic nie znaczące początkowo ślady zaczynają układać się we wzór, który w połączeniu z intuicją w końcu pozwalają na odkrycie tożsamości mordercy. "Wyspa strachu" to solidna porcja kryminału, gdzie do samego finału trzeba być uważnym, gdyż w nich także autor sceny ukrył jeszcze jeszcze niespodziankę.


Za możliwość przeczytania książki 

dziękuję wydawnictwu:
 
 
 
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar

piątek, 3 czerwca 2016

Porcja lektur :)


Czerwiec oficjalnie już zawitał, wyższe temperatury także, 
czas więc również na kolejną porcję lektur. 
Każda książka to osobna opowieść, 
warta poznania i zagłębienia się w nią.
Czasem przynosi uśmiech, a czasem oczy wilgotnieją, 
bywa, że pozostaje w pamięci na zawsze
i wracamy do niej nieraz.

Jak będzie  tym razem?
Przekonam się już niebawem :)







  Kate Morton "Dom nad jeziorem", wyd. Albatros

Hakan Ostlundh "Wyspa strachu", wyd. Jaguar


Tess Gerritsen "Igrając z ogniem", wyd. Albatros


Anna Kleiber "Sabat czterdziestek", wyd. BIS


Augusta Docher "Habbatum. Wędrowcy", wyd. BIS


Diego Galdino "Żeby miłość miała twoje oczy", wyd. Rebis


Hanna Cygler "Przekład dowolny", wyd. Rebis

środa, 1 czerwca 2016

Ślepa Temida

"Rewizja"
Remigiusz Mróz


Prawda to za mało, zresztą ma ona różne oblicza i niejedno dno. Niekiedy trzeba sięgnąć głębiej by poznać jej prawdziwą twarz ukrytą pod maską pozorów. Nie zawsze udaje się odkryć kłamstwo, bywa i tak, że fikcja wcale nie jest aż tak daleka od faktów, a te łudząco podobne są do stworzonej iluzji. Zresztą tylko idealiści wierzą, że prawda wyzwala, chociaż czy tak jest w realnym świecie?

"Sprzeniewierzyła się korporacyjnym zasadom, ale przynajmniej zachowała czyste sumienie. Było warto."*

Nie wychylanie się z konwencjonalnych ram raczej nie leży w naturze Joanny Chyłki, jednak w jej interesie byłoby niekiedy stosowne. Niestety prawniczka niejednokrotnie udowodniła, że instynkt samozachowawczym ma w zaniku, nie inaczej jest i w przypadku ostatniej sprawy, jakiej podjęła się. Na pierwszy rzut oka wydawała się prosta, na drugi komplikacje wysunęły się na prowadzenie, a na trzeci i kolejny brak słów na opisanie bagna, w którym znalazła się wraz ze swoim klientem. Kto jak kto, ale Chyłka nawet gdy stoi nad przepaścią jest przeciwnikiem groźnym, z jakim każdy powinien się liczyć. Nim dojdzie do pojedynku na sali sądowej trzeba przyjrzeć się temu co już media skutecznie nagłośniły, rozdmuchać nie musiały, bo w tym przypadku prawda jest wystarczająca by wzbudzić ciekawość na dłuzej. Pierwsze zebrane informacje nie napawają optymizmem, lecz z tym uczuciem i tak rzadko kiedy po drodze pani mecenas. Jedyne co pozostaje to zaufanie intuicji, często stępionej trunkami, oraz doświadczeniu nie raz już pozwalającemu wyjść z patowych sytuacji. Tym razem Joanna jest sama przeciwko ludziom, z którymi nie tak dawno stała po tej samej stronie barykady. Widmo porażki widoczne jest dla wszystkich, chociaż ktoś pamięta jeszcze o lepszych dniach czarnej owcy i wspomnienia te każą mu podjąć pewne kroki. Chyłka jako obrończyni nie zamierza poddać się negatywnym wizjom, a jej amatorskie dochodzenie przynosi dość nieoczekiwane efekty. Jeżeli dodać do tego osławiony upór w osiąganiu wyznaczonych celów to niektórzy powinni zacząć rewidować swoje plany. Nie mając aż tak wiele do stracenia nie idzie się na kompromisy, szczególnie gdy można zagrać na nosie wieszczącym upadek.

Czasem kwestia niewinności nie rozstrzyga się w sądzie, wystarczy bycie "innym" by wyrok został wydany nim w ogóle nazwisko podejrzanego zostanie wyczytane z wokandy. Prawda nie stoi na wygranej pozycji w starciu z ludzką ambicją i nieujawnionymi motywami kierującymi człowiekiem. Czy bezkompromisowej obrończyni uda się odkryć kto jest mordercą? Może w tym przypadku Temida pozostanie ślepa? W końcu kto chciałby zrobić sobie wroga z korporacyjnego molocha? Może jedynie kobieta mająca za nic poprawność w jakiejkolwiek formie i umiejąca dostrzec to czego inni obawiają się.

Określenie "Rewizji" kryminałem to stanowczo zbyt ograniczające, gdyż Remigiusz Mróz w kolejnej historii o niepokornej prawniczce nie ogranicza się jedynie do suspensu. Nie brakuje w książce celnych obserwacji naszej rzeczywistości, ciętego humoru oraz przede wszystkim odsłaniania tego co najczęściej starannie chowane jest za ogólnie pojętą poprawnością polityczną i społeczną. Fabuła rozpoczyna się od przysłowiowego wysokiego c i do ostatniej strony utrzymuje tę tonację. Autor nie używa eufemizmów czy też przenośni, w jego opowieści czytelnik jest widzem z pierwszego rzędu, mającym możliwość dostrzeżenia najmniejszego nawet detalu w mistrzowskim portrecie pojedynku jednostki z korporacją. Joanna Chyłka jako główna bohaterka lub raczej antybohaterka ma w sobie cechy postaci z kryminału noir, ale wychodzi poza jej ramy, łamiąc tabu i roznosząc w pył obraz prawnika. Buntowniczka, poraniona, lecz nie odpuszczająca aż do osiągnięcia celu, czasem niewartego wysiłku, zawsze walcząca do upadłego, posiadająca niewiarygodną intuicję i tupet, cyniczna, wierna swoim zasadom wbrew wszystkim i wszystkiemu, jedyna w swoim rodzaju, taki zestaw cech raczej nie powinien budzić sympatii, ale w tym konkretnym przypadku jest inaczej. Pozostająca w opozycji do tego co uważane jest za normę idealnie komponuje się z nieidealnym światem w jakim przyszło jej egzystować i podążać drogą, którą w dużej mierze sama wybiera. "Rewizja" jednak to nie teatr jednego aktora, pozostali bohaterowie chociaż pozostają lekko w cieniu Chyłki nie giną w nim, pokazują, że trzeba liczyć się tym co mają do powiedzenia, ponieważ szczegóły leżą u podstaw tej historii. Remigiusz Mróz zabiera czytelników na salę sądową i do miejsc, gdzie wejść jest łatwo, ale z wyjściem mogą być już problemy, wraz z postaciami czytający oglądają świat z najwyższych pięter luksusowych biurowców i stojąc gdzieś w wrocławskim zaułku. Podczas lektury "grozi" tylko jedno - zrewidowanie poglądów na otaczającą nas rzeczywistość.


* Cytat - "Rewizja" Remigiusz Mróz, wyd. Czwarta Strona

 
      Dziękuję za możliwość 
       przeczytania książki   
          Księgarniom MATRAS :)
 
 

 
      Dziękuję za możliwość 
       przeczytania książki   
          Księgarniom MATRAS :)