Wywiad z Małgorzatą Rogalą,
autorką książki
"To, co najważniejsze"
Katarzyna Pessel: Pierwsza myśl, jaka mi się nasuwa, gdy biorę książkę do
ręki, to ta, dotycząca pomysłu na powieść. Co było inspiracją do napisania „To,
co najważniejsze”?
Małgorzata Rogala: Prawie cztery lata temu byłam zarejestrowania przez jakiś
czas na portalu Nasza Klasa. Odnowiłam wtedy niektóre znajomości, wysłuchałam
kilku niezwykłych historii i… pojawił się pomysł na powieść. Pomyślałam, „jak
nie teraz, to kiedy?” i postanowiłam zrealizować marzenie, które towarzyszyło
mi od czasu, gdy chodziłam do szkoły podstawowej. W siódmej i ósmej klasie
pisałam opowiadania miłosne dla kilku koleżanek z klasy, a one były tak
życzliwe, że nazywały szesnastokartkowe zeszyty w kratkę „książkami”
KP: Pomysł na książkę to jedno, przelanie słów na przysłowiowy papier to kolejny etap, ale wydanie to także niełatwa sprawa, szczególnie kiedy bardziej promuje się zagranicznych autorów niż rodzimych. Jak więc było w pani przypadku, Pani Małgosiu?
MR: Książka powstała dość szybko, byłam nakręcona jak budzik, więc każdą wolną chwilę spędzałam przy komputerze. Schody zaczęły się, gdy wysłałam powieść do kilku wydawnictw. Niektóre z nich odpisały, że nie są zainteresowane publikacją, z innych nie dostałam żadnej odpowiedzi. Przez dwa lata tkwiłam w zawieszeniu, zastanawiając się, co dalej. W tamtym czasie nie zaglądałam do tekstu, za to przeczytałam dwa poradniki dla początkujących pisarzy. Potem sięgnęłam po moją książkę i wzięłam się za jej poprawianie. W dużej mierze stworzyłam ją od nowa. Niektóre fragmenty usunęłam, inne dopisałam. Pierwsze wydawnictwo, do którego wysłałam poprawioną powieść, przyjęło ją do publikacji.
KP: W książce „To, co najważniejsze” opisuje Pani historię trojga ludzi, których połączyło uczucie i rozłączyła zdrada. W związku z tym pojawia się kwestia wybaczenia i życia po niej. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
MR: Trudno tu generalizować, gdyż każdy przypadek zdrady jest inny. Jestem przeciwna jej ujawnianiu w imię szczerości wobec partnera/partnerki. To niczemu nie służy, a jedynie zrzuceniu ciężaru przez osobę, która zawiniła. On/a czuje się lepiej, a druga strona cierpi. To jest plecak, który trzeba samodzielnie ponieść, uporać się z jego zawartością i po prostu nigdy więcej nie zdradzać.
KP: Sama uwielbiam szczęśliwe zakończenia, ze słów na okładce wiem, że Pani również, lecz dla wielu jest to „za słodkie”. Co odpowiedziałaby Pani Małgosiu tym, niezbyt lubiącym przysłowiowe „żyli długo i szczęśliwie”?
MR: Jedni piją kawę z cukrem, a drudzy bez. Ja piję gorzką, w zasadzie w ogóle nie używam cukru. Muszę więc to zrekompensować gdzie indziej . A tak poważnie… Z natury jestem optymistką, dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna. Oddając książkę w ręce czytelników, zapraszam ich do swojego świata. Moja przestrzeń jest utkana z emocji, nie każdemu musi podobać się w jej wnętrzu. Ktoś tam wchodzi i potem mówi, że płakał, że zarwał noc, a ktoś inny jest rozczarowany. I to jest w porządku.
KP: „To, co najważniejsze” to Pani debiut, jaka kolejna historia czeka na przedstawienie czytelnikom?
MR: Historie są dwie. Akcja pierwszej opowieści rozgrywa się w środowisku szkolnym. Mam nadzieję, że skończę pisać ją do końca czerwca. Druga z nich, to historia pewnej miłości, ale zupełnie innej, niż ta, którą opisałam w „To, co najważniejsze”. Tym razem nie będzie słodko .
KP: Co można poradzić piszącym do szuflady i nie mającym odwagi by podzielić się swoimi tekstami z szerszą publiką?
MR: Niech się odważą i spełnią swoje marzenia. Jako debiutantka, nie czuję się kompetentna, żeby komukolwiek radzić. Mogę tylko podzielić się swoimi odczuciami. Wydając książkę, wystawiamy swoją wrażliwość na widok publiczny. Świadomość tego bywa trudna. Nasze „dziecko” jest poddawane ocenie – nie zawsze wyrażonej w kulturalnej formie. Z drugiej strony jest poczucie spełnienia i zrealizowane marzenie. I potwierdzenie, że nigdy nie należy się poddawać.
KP: Rozmawiamy o Pani książce, a jaką literaturę i autorów wybiera Pani do lektury?
MR: Kiedy byłam dzieckiem, moimi ulubionymi książkami były „Dzieci z Bullerbyn”, zbiór opowiadań pod wspólnym tytułem „Nils Paluszek” Astrid Lindgren i baśnie. Potem była „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Słoneczniki” Haliny Snopkiewicz, „Przeminęło z wiatrem” i „Wichrowe Wzgórza”. Przez wiele lat namiętnie czytałam książki Krystyny Siesickiej. Lubię powieści różnych autorów, nie jestem do nikogo specjalnie przywiązana. Czytam książki obyczajowe, romanse, kryminały i pozycje popularnonaukowe. Tytuły często wybieram intuicyjnie. W literaturze szukam przede wszystkim emocji. Nie zastanawiam się, czy opisana historia mogła zdarzyć się naprawdę, w ogóle mnie to nie interesuje. Nie szukam życia w książkach, chcę przeczytać opowieść, która mnie wciągnie i poruszy, sprawi, że przeniosę się w inny świat. Życie to ja mam na co dzień w pracy i na ulicy. Poza tym to, iż czegoś nie widzieliśmy lub o czymś nie słyszeliśmy nie oznacza, że to nie istnieje lub nigdy się nie wydarzyło. Czasem czytam biografie – wtedy, gdy bohater opowieści budzi we mnie konkretne emocje. Na przykład mam w domu wszystkie, opublikowane w Polsce, pozycje o życiu Edith Piaf, której jestem wielbicielką. Szczególnie bliska jest mi opowieść Joanny Rawik „Edith Piaf. Ptak smutnego stulecia”. Chętnie sięgam po książki polskich autorów, każdy z nich ma coś ciekawego do przekazania. Lubię opowieści o jedzeniu i czytam…. słownik frazeologiczny .
KP: Pomysł na książkę to jedno, przelanie słów na przysłowiowy papier to kolejny etap, ale wydanie to także niełatwa sprawa, szczególnie kiedy bardziej promuje się zagranicznych autorów niż rodzimych. Jak więc było w pani przypadku, Pani Małgosiu?
MR: Książka powstała dość szybko, byłam nakręcona jak budzik, więc każdą wolną chwilę spędzałam przy komputerze. Schody zaczęły się, gdy wysłałam powieść do kilku wydawnictw. Niektóre z nich odpisały, że nie są zainteresowane publikacją, z innych nie dostałam żadnej odpowiedzi. Przez dwa lata tkwiłam w zawieszeniu, zastanawiając się, co dalej. W tamtym czasie nie zaglądałam do tekstu, za to przeczytałam dwa poradniki dla początkujących pisarzy. Potem sięgnęłam po moją książkę i wzięłam się za jej poprawianie. W dużej mierze stworzyłam ją od nowa. Niektóre fragmenty usunęłam, inne dopisałam. Pierwsze wydawnictwo, do którego wysłałam poprawioną powieść, przyjęło ją do publikacji.
KP: W książce „To, co najważniejsze” opisuje Pani historię trojga ludzi, których połączyło uczucie i rozłączyła zdrada. W związku z tym pojawia się kwestia wybaczenia i życia po niej. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
MR: Trudno tu generalizować, gdyż każdy przypadek zdrady jest inny. Jestem przeciwna jej ujawnianiu w imię szczerości wobec partnera/partnerki. To niczemu nie służy, a jedynie zrzuceniu ciężaru przez osobę, która zawiniła. On/a czuje się lepiej, a druga strona cierpi. To jest plecak, który trzeba samodzielnie ponieść, uporać się z jego zawartością i po prostu nigdy więcej nie zdradzać.
KP: Sama uwielbiam szczęśliwe zakończenia, ze słów na okładce wiem, że Pani również, lecz dla wielu jest to „za słodkie”. Co odpowiedziałaby Pani Małgosiu tym, niezbyt lubiącym przysłowiowe „żyli długo i szczęśliwie”?
MR: Jedni piją kawę z cukrem, a drudzy bez. Ja piję gorzką, w zasadzie w ogóle nie używam cukru. Muszę więc to zrekompensować gdzie indziej . A tak poważnie… Z natury jestem optymistką, dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna. Oddając książkę w ręce czytelników, zapraszam ich do swojego świata. Moja przestrzeń jest utkana z emocji, nie każdemu musi podobać się w jej wnętrzu. Ktoś tam wchodzi i potem mówi, że płakał, że zarwał noc, a ktoś inny jest rozczarowany. I to jest w porządku.
KP: „To, co najważniejsze” to Pani debiut, jaka kolejna historia czeka na przedstawienie czytelnikom?
MR: Historie są dwie. Akcja pierwszej opowieści rozgrywa się w środowisku szkolnym. Mam nadzieję, że skończę pisać ją do końca czerwca. Druga z nich, to historia pewnej miłości, ale zupełnie innej, niż ta, którą opisałam w „To, co najważniejsze”. Tym razem nie będzie słodko .
KP: Co można poradzić piszącym do szuflady i nie mającym odwagi by podzielić się swoimi tekstami z szerszą publiką?
MR: Niech się odważą i spełnią swoje marzenia. Jako debiutantka, nie czuję się kompetentna, żeby komukolwiek radzić. Mogę tylko podzielić się swoimi odczuciami. Wydając książkę, wystawiamy swoją wrażliwość na widok publiczny. Świadomość tego bywa trudna. Nasze „dziecko” jest poddawane ocenie – nie zawsze wyrażonej w kulturalnej formie. Z drugiej strony jest poczucie spełnienia i zrealizowane marzenie. I potwierdzenie, że nigdy nie należy się poddawać.
KP: Rozmawiamy o Pani książce, a jaką literaturę i autorów wybiera Pani do lektury?
MR: Kiedy byłam dzieckiem, moimi ulubionymi książkami były „Dzieci z Bullerbyn”, zbiór opowiadań pod wspólnym tytułem „Nils Paluszek” Astrid Lindgren i baśnie. Potem była „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Słoneczniki” Haliny Snopkiewicz, „Przeminęło z wiatrem” i „Wichrowe Wzgórza”. Przez wiele lat namiętnie czytałam książki Krystyny Siesickiej. Lubię powieści różnych autorów, nie jestem do nikogo specjalnie przywiązana. Czytam książki obyczajowe, romanse, kryminały i pozycje popularnonaukowe. Tytuły często wybieram intuicyjnie. W literaturze szukam przede wszystkim emocji. Nie zastanawiam się, czy opisana historia mogła zdarzyć się naprawdę, w ogóle mnie to nie interesuje. Nie szukam życia w książkach, chcę przeczytać opowieść, która mnie wciągnie i poruszy, sprawi, że przeniosę się w inny świat. Życie to ja mam na co dzień w pracy i na ulicy. Poza tym to, iż czegoś nie widzieliśmy lub o czymś nie słyszeliśmy nie oznacza, że to nie istnieje lub nigdy się nie wydarzyło. Czasem czytam biografie – wtedy, gdy bohater opowieści budzi we mnie konkretne emocje. Na przykład mam w domu wszystkie, opublikowane w Polsce, pozycje o życiu Edith Piaf, której jestem wielbicielką. Szczególnie bliska jest mi opowieść Joanny Rawik „Edith Piaf. Ptak smutnego stulecia”. Chętnie sięgam po książki polskich autorów, każdy z nich ma coś ciekawego do przekazania. Lubię opowieści o jedzeniu i czytam…. słownik frazeologiczny .
MR: Oprócz domu z ogrodem? Pragnę, żeby mnie i moich bliskich nigdy nie opuszczało uczucie szczęścia. I jeszcze marzę o tym, żeby mieć więcej czasu na pisanie.
KP: Proszę o dokończenie słów:
Czytajmy … jak najwięcej, bo to najmilszy sposób spędzania czasu.
Polskich … pisarzy lubię i cenię.
Autorów … i czytelników wiąże nierozerwalna nić: jedni bez drugich nie mogliby istnieć.
Dziękuję bardzo. Pozdrawiam serdecznie czytelniczki i czytelników.