Strony
czwartek, 30 czerwca 2011
Opowieść sługi
Gdy sięgam po książki autorstwa Anne Rice to pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to wampiry, cóż jak coś sobie zapamiętam to nie ma siły by skojarzenia nie dawały o sobie znać. Oczywiście pisarka "popełniła" także powieści o innej tematyce, ale siła przyzwyczajenia zwycięża. Jednak czas by przynajmniej trochę skorygować mój tok myślenia, bo po przeczytaniu "Sługi kości" nadszedł na nowe analogie. Tym razem historia sięga swymi korzeniami, a raczej jej bohater, starożytnego Babilonu, chociaż nie jest on Babilończykiem, lecz Izraelitą. Wraz z nim poznajemy dawno zaginiony świat, znany nam tylko z fragmentów odkrytych przez archeologów i z muzealnych wystaw. Jednak to co przedstawione jest w opowieści Azriela wydaje się nad wyraz rzeczywiste, jego słowa oddają obrazowo to co zostało zasypane piaskiem minionych wieków. Przeszłość Azriela, utalentowanego młodzieńca, pochodzącego z bogatej rodziny, wydaje się baśnią jak z tysiąca i jednej nocy. Liczne zdolności, uznanie bliskich, sukcesy w szkole, a później jako skryby są tylko początkiem niezwykle barwnego życia. Ważnym jego elementem jest Marduk - babiloński bóg, którego głos bohater usłyszał jako dziecko, pomimo, że nie jest jego wyznawcą. Będzie on towarzyszył mu od tego momentu do końca życia, a nawet dłużej. W wyniku spisku Azriel staje się tytułowym sługą kości, traci życie i jednocześnie zyskuje nieśmiertelność, chociaż został pozbawiony możliwości zbawienia. Życie jako człowieka jest pierwszym etapem opowiadania ujawnionego przez młodego Izraelitę Jonathanowi, wykładowcy akademickiemu i pisarzowi. Dlaczego właśnie jego wybrał na swojego spowiednika? Czy zadecydowała religia czy może osoba Esther - młodej dziewczyny i studentki Jonathana,zamordowanej również w wyniku morderczej intrygi? Wyznanie prawdy o sobie miało być lekarstwem na ból wspomnień tego co wydarzyło się w zamierzchłej przeszłości, która wciąż jest żywa w pamięci.
Sługa kości, który właściwie nie jest nim, zbuntowany przeciwko losowi, wybranemu dla niego przez innych, w momencie gdy stał się bytem niematerialnym. Wielu próbowało użyć go do własnych celów, jednak ponosili za to karę, bo wraz ze spełnieniem ich życzeń tracili coś cennego dla siebie. Jedynie pierwszy i ostatni Pan Azriela dali mu wiedzę, dzięki której jest tym kim widzi go Jonathan - aniołem, postrzegającym siebie jako demona śmierci.
Legendy babilońskie, mity hebrajskie, dzieje starożytnych społeczeństw i tych, które nastąpiły po nich, średniowieczna Europa i jej późniejsze wieki, a elementem spajającym jest Azriel, jednocześnie mszczący się za zło i sam je popełniający. Pomimo upływu wieków świat wydaje się podobny, różnice są w architekturze, w odzieży, w technice, ale to tylko powierzchowne znaki, jedno pozostałe niezmienne - ludzie i pragnienie wiary w boga. Religie pojawiały się i znikały w mrokach dziejów, jedne przetrwały tysiące lat, o innych się już nie pamięta. Z imieniem boga na ustach popełniali zbrodnie, by zaraz potem dawać sobie rozgrzeszenie, przecież działali dla jego dobra ... a może własnej władzy?
Anne Rice stworzyła kolejną książkę, gdzie nic nie jest oczywiste, a początkowe założenia rozwijają się w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie czytelnik zakładał. Osią akcji jest postać tytułowego sługi kości - Azriela, który wyjawiając swoją przeszłość jednocześnie stara się zrozumieć swoje przeznaczenie, cel swojej egzystencji. A kim była Esther dla niego? Osobą, która pozwoliła mu w końcu dotrzeć do prawdy, która cały czas mu umykała czy szansą na spełnienie pragnień?
Czytając tę książkę trudno się nudzić, bo z jednej strony, tak jak w poprzednich powieściach, bohater jest przedstawiony jako osoba rozdarta pomiędzy zaznaniem zbawienia, a życiem w nowym postaci, dającej jej nowe możliwości. Z drugiej strony mamy bardzo plastycznie oddane tło historyczne. No i wątek sensacyjny, trochę nietypowy i pojawiający się niespodziewanie. "Sługa kości" to lektura i dla tych lubiących klimat grozy i dla tych szukających elementów z obszaru sci-fi, ale również dla wszystkich doceniających sensację.
środa, 29 czerwca 2011
Zlecenie z drugim dnem
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Duże Ka
"Śmiertelne zlecenie"
Książki ze znakiem klucza kojarzę "od zawsze" z dobrą sensacją, czyli taką gdzie wątek kryminalny nie jest przewidywalny, a napięcie utrzymuje się od pierwszej do ostatniej strony. Nie można też zapomnieć o bohaterach, którzy dodają smaku opowiadanej historii, każdy z nich zapada w pamięć, ci pierwszoplanowi brylują w trakcie kryminalnej intrygi, a ci z drugiego planu tworzą intrygujące tło. No i autorzy tworzący powieści, do których powraca się co jakiś czas by na nowo zasiąść nad tajemnicą kto stoi za zbrodnią. Tym razem mój wybór padł na "Śmiertelne zlecenie" autorstwa Katarzyny Rygiel, a miejsce akcji zostało osadzone między innymi w Biskupinie, osadzie tajemnicę ma wpisaną swoje dzieje.
Tytuł książki skojarzył mi się nieco jednoznacznie - z morderstwem na zlecenie i szybko przekonałam się, że "usługa" i owszem jest, ale nie dotyczy zabójstwa, a przynajmniej nie od razu. Jego celem jest zupełnie co innego, a co dokładnie to na razie tajemnica, droga i to nie tylko w sensie finansowym. Czas na bliższe zapoznanie się z głównymi bohaterami, których zadaniem będzie rozwiązanie sensacyjnej zagadki, chociaż początkowo nic nie zapowiada, że będą ze sobą współpracować. Co innego przyjaźń pani antropolog z pewnym policjantem, a czym innym wspólne śledztwo. Każde z nich osobno zmierza do Biskupina, gdzie również już są - pewien usługobiorca i usługodawca. Bohaterzy wchodzą w świat liczący sobie setki lat, a czytelnik podąża za nimi po drogach z bali drewnianych. W takiej scenerii łatwo się zatracić, a przeszłość jest na wyciągnięcie ręki, ta daleka i ta bliższa, dotycząca pani archeolog i złotnika specjalizującego się w dawnej biżuterii. A policjant krąży wkoło tropiąc ślady pozostawione przez pewnego nieznajomego, czy ma to coś wspólnego ze złotniczymi cudami, które nagle trafiają do wspólnej znajomej? Akcja się rozwija, a wraz z nią rośnie ilość nasuwających się pytań, szczególnie, że pojawia się trup i jest on już trochę znajomy, no i na scenę wkracza kolejny aktor - były mąż o dość szemranej przeszłości... Śledztwo, które zaczęło się w Warszawie wiedzie stołecznego policjanta do Biskupina, a później do Gołuchowa. Okazuje się, że krąg zawodowo-towarzyski jest niespodziewanie szeroki, no i co i rusz wychodzą nowe powiązania raczej z kategorii tych łamiących prawo, a czasem życie. Nim zostanie rozwiązana jedna zagadka już pojawia się druga na horyzoncie, a zaraz za nią kolejna.
Trzeba przyznać, że autorka dokładnie przemyślała wątek sensacyjny, nie ma w nim nic przypadkowego, każde wydarzenie łączy się z pozostałym w spójną całość, chociaż nie brak również momentów zaskoczenia, bo gdy rozwiązanie jest już o krok okazuje się, że następuje zwrot akcji, który zmienia spojrzenia na to co jeszcze przed chwilą wydawało się pewne.
"Śmiertelne zlecenie" to książka gdzie osią akcji jest zarówno motyw sensacyjny jak i obyczajowy, oba zazębiają się tworząc historię, w której przeszłość i teraźniejszość mają równy wpływ na rozwój wydarzeń, a wątek powiązań towarzysko-rodzinnych dodaje jeszcze interesujących tropów w czytelniczym śledztwie. W to wszystko zgrabnie wplecione wiadomości z zakresu archeologii oraz prawdziwe wydarzeni i miejsca i to nie zagranicą, ale w polskich realiach. W końcu ludzka chęć sławy i zakosztowania zakazanego owocu, chciwość i zazdrość, nie zna granic, może dać znać o sobie wszędzie.
Za możliwość przeczytanie książki dziękuję
portalowi Duże Ka i wyd. Zysk i S-ka
wtorek, 28 czerwca 2011
Korporacyjne życie ;)
"Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" to druga książka w dorobku autora ukrywającego swoją tożsamość pod pseudonimem Harosław Jaszek, czy podobieństwo do twórcy wojaka Szwejka jest zamierzone nie wiadomo. Jedno jest pewne, zbieżność z czeskim pisarzem to nie tylko analogia w imieniu i nazwisku, ale przede wszystkim w klimacie książek – satyrycznym, ukazującym absurdy rzeczywistości, w której przyszło żyć twórcom i nie tylko im. Autoironia towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony, bez momentu przerwy i ze stałym, wysokim, natężeniem.
Wymarzona droga do kariery w światowym koncernie stoi otworem dla głównego bohatera. Gdy już prawie zapomniał o rozmowie kwalifikacyjnej dostaje informację, że upragniona praca jest w zasięgu jego ręki, to co wydawało się tylko marzeniem spełnia się. Pierwszy dzień w pracy jak i kolejne tylko potwierdzają to co można zobaczyć w telewizji - profesjonalizm, dbanie o pracownika, wysokie standardy (oczywiście zgodne z ISO) no i kierownicze stanowisko, a ostrzeżenia współpracowników są traktowane jako przejaw zazdrości. W końcu międzynarodowa firma to niebo w pracowniczym świecie, nie to co zatrudnienie w małej firmie gdzie wszystko jest prowizoryczne. W nowym miejscu pracy wszystko ma swoją procedurę działania, nic nie jest pozostawione przypadkowi, jakby nie było zasady norm jakości zobowiązują, a jeżeli już coś idzie nie tak jak powinno to winna temu jest firma zewnętrzna. Witaj w raju nowy pracowniku, na stanowisku kierownika, gdzie zarządzać będziesz tylko i wyłącznie sobą - w końcu taka nazwa stanowiska brzmi poważniej niż specjalista!
Otwieracze rządzą światem, chciałoby się powiedzieć po kilkunastu stronach książki, a nimi zebrania, audyty, maile z rozporządzeniami do zarządzeń. Biurokracja ma się dobrze, no ale przecież nie można tak określić ją, bo to nie czasy socjalizmu - chociaż slogany ze ścian biurowca są jakże podobne do tych z przeszłości. Magia image`u wypracowanego przez dział marketingu korporacji działa nie tylko na zewnątrz, ale także na personel, szczególnie na głównego bohatera. Zauroczenie wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby przepracowanych dni, a nawet lat, w nowym miejscu. Po prostu pracować i nie szukać nowej posady, po co jak ta daje pełną satysfakcję, no może trochę różniąca się od wyobrażeń z przeszłości, ale procedury korporacyjne mają się dobrze, jak nawet nie lepiej. Zdrowy rozsądek mógłby wytłumaczyć rotacje kadr, jednak ten organ skrył się w cieniu radości z pracy w koncernie i jakoś nie chciał z niego wyjść, nie był zgodny z myślą przewodnią i procedurami poaudytowymi. Wszystko co dobre zawsze się kiedyś kończy i o tym też niestety przekonuje się korporacyjne zwierzę.
"Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" to satyryczny portret pracy w międzynarodowej firmie, przedstawiony w formie propagandy sukcesu podobnie jak w starych kronikach filmowych. I w jednym i w drugim liczyła się wspólna praca, a człowiek podobno był najważniejszy, oczywiście gdy działa w ramach procedur. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez głównego bohatera co tylko podkreśla "autentyczność" przeżyć. Nie ma tam obalania lub potwierdzania korporacyjnych mitów czy też legend, coś takiego jak wyścig szczurów też nie jest wspomniany, przecież to jedna szczęśliwa rodzina, jak ze spotu reklamowego. Czytelnicy, którzy są nastawienie na sensacyjne wątki czy też bardziej "soczyste momenty" raczej ich nie doświadczą, za to poznają codzienną rzeczywistość tak różną od tej przedstawianej w programach ekonomicznych, a raczej bliższą tej kabaretowej. Dla tych, którzy znają od kulis pracę w korporacji jest to okazja spojrzenia z perspektywy "przymrużenia oka" na własne doświadczenia, a dla pragnących dopiero dostąpić tego "raju" to może być przysłowiowa "szklanka wody przed".
Książka ta pomimo, że w swym tytule nie ma słowa „przewodnik” to jak najbardziej może jako taki służyć, dlaczego? Ponieważ daje czytającym oprócz ogromnej dawki humoru także kilka sposobów jak przetrwać w koncernowej dżungli i nie utracić dobrego samopoczucia. Znajomość kilku tricków może być pomocna w najmniej oczekiwanych sytuacjach, w końcu czytanie powinno wzbogacać naszą wiedzę, tę o korporacjach również. A co z tytułowym, przypadkowym, upadkiem, przed którym każdy chciałby chronić swoją „ukochaną” firmę? Tajemnica kryje się między słowami książki i jest do odkrycia dla każdego czytelnika.
Za możliwość przeczytanie książki dziękuję portalowi Na kanapie
sobota, 25 czerwca 2011
piątek, 24 czerwca 2011
Zdradliwe szczęście
Tytuł książki Marka Żaka wydał mi się niemożliwy, bo jak w jednym zdaniu umieszczać słowa wzajemnie sobie przeczące. Nazwa państwa stworzonego przez Hitlera nie kojarzy się z niczym co mogło by dawać radość, za to obrazy, w których jest ból, krew, śmierć milionów niewinnych ludzi, lata cierpienia - natychmiast ma się przed oczyma. Oczywiście, nawet w czasie wojny, życie toczyło się dalej, może nie tak samo jak przed okupacją, ale społeczeństwo chciało zachować chociaż namiastkę normalności, pomimo codziennego widoku niemieckich żołnierzy, doniesień o kolejnych zwycięstwach okupanta i rodzinnych dramatach rodzin wojskowych i nie tylko.
Ale co z tym szczęściem w takich warunkach? Autor pokazał je na przykładzie głównego bohatera - Marka Gara, młodego naukowca, przed którym świat stał otworem, wydawało się, że wraz z wybuchem wojny jego kariera została złamana. W najlepszym przypadku praca w aptece jako farmaceuty dawała chwilowe bezpieczeństwo przed wywiezieniem na roboty przymusowe. Badania rozpoczęte były przez niego kontynuowane w polowych warunkach, w końcu nowe leki właśnie w takich czasach mogą uratować zdrowie, a nawet życie pacjentom. Pomysł by na własną rękę nadal pracować nad nowymi recepturami wydaje się czynem chwalebnym. Nawet wyjazd do pracy w niemieckiej firmie na zaproszenie dawnego profesora wydaje się mieć sens - w ten sposób pomoc dla chorych będzie szybsza. Takie postępowanie może być oceniane różnie, ale źródłem jest chęć ratunku dla ludzi, bez względu na ich narodowość. Jednak wraz z upływem czasu czytelnik widzi tego samego bohatera w innym świetle - człowieka, który korzystając ze swojej wiedzy robi użytek z niej co najmniej dyskusyjny. Stara się być aż do granic możliwości jak najbardziej użyteczny w swojej pracy, jego leki pomagają tym, którzy zabijają jego rodaków, a z drugiej strony cieszy go każda porażka zwycięskiej armii, chociaż tę radość zachowuje dla siebie. Zostaje doceniony jako naukowiec i fachowiec, korzysta więc z tego co oferują mu w zamian - lepszego mieszkania, lepszej wypłaty, a nawet kobiety - agentkę gestapo. Oczywiście jest śledzony, podsłuchiwany, ale przyjmuje to jako "dobrodziejstwo inwentarzu", nawet zachęca swoją żonę by jej raporty były jak najbardziej dokładne.
W momencie wyjazdu przyjaciele uważali, że jego wyjazd to tylko część prawdy, tak naprawdę będzie pracował dla ruchu oporu. Jednak Marek Gar ma tylko jeden cel w życiu - stworzenie jak najbardziej skutecznych leków, a jeżeli umożliwia mu to wróg - no cóż pamięta jeszcze okres zaborów i "pokojową koegzystencję" Polaków i Niemców w rodzinnej Wielkopolsce.
Autor nie wybiela swojego bohatera, nie przypisuje mu patriotycznych ciągot, wyrzutów sumienia, to nie jest podwójny agent, wręcz przeciwnie on nie ma rozterek co do swojej moralności - po prostu jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej, więc nie ma co wylewać łez tylko trzeba robić to co się umie najlepiej - produkować leki. Nie można powiedzieć, że jest faszystą, przecież cieszy się w duchu z klęsk wojsk hitlerowskich, a że tego nie okazuje? Ma przecież cel nadrzędny - swoją pracę. Więcej skrupułów moralnych ma jego otoczenie - żona, będąca agentką gestapo, dawny kolega a obecnie major Wermachtu, teściowie, a nawet szwagier, zaprzysięgły zwolennik Hitlera. Chociaż ich zwątpienia rodzą się w momencie gdy dowiadują się o pierwszych niepowodzeniach frontowych bądź po zobaczeniu getta. Dla młodego naukowca najważniejsze są substancje chemiczne, sposób ich produkcji, lokalizacja nowych fabryk tak by były w miejscach gdzie nie grozi im alianckie bombardowanie. Nasuwa się pytanie czy oddanie pracy może być aż tak wielkie, że można nim usprawiedliwić brak jakiejkolwiek reakcji na zauważane wykorzystywanie robotników przymusowych, próby nawiązania kontaktu przez alianckich agentów? Oczywiście można odpowiedzieć na takie dictum - a co może jeden człowiek, przecież na jego miejsce zawsze mógł być ktoś inny, jest tylko pionkiem w grze rozpoczętej przez innych. Ale czy to wystarczy by ocenić lub usprawiedliwić postępowanie człowieka? Nawet gdy sam określa siebie słowem konformista, nie jest to wypadkowa historii i przeznaczenia, na które jednostka nie ma wpływu? A może nie chce go mieć? Początkowo nazywał siebie mianem niewolnika - przecież był śledzony, podsłuchiwany, nie mógł wyjechać poza miasto gdzie pracował, nawet na spotkania z kobietą, którą kochał potrzebował zgody gestapo. Jednak wraz z upływem czasu, gdy te ograniczenia zostały zniesione - tym razem zniewoliło go nowe, wygodne, życie no i praca - która była usprawiedliwieniem dla każdego działania. Tylko to już nie były jedynie badania nad lekami, to było zarządzanie fabryką tak by przynosiła zyski, a nawet zapewnienie jej przyszłości po wojnie. Gdzieś szczytne ideały zamieniły się w szelest banknotów, to co można było tłumaczyć na początku obawą o życie swoje i rodziny lub brakiem odwagi stało się zaprzedaniem się uzasadnianym, że w czasach po hitlerowskich trzeba będzie odbudować i Polskę i Niemcy.
Podobno cel uświęca środki - i to chyba najtrafniejsze określenie głównego bohatera oraz drogi życiowej, którą wybrał. Jego celem było tworzenie leków i gdy dostał taką możliwość nie wahał się jej wykorzystać. To co początkowo było szczytną ideą przerodziło się w zaprzedanie siebie, zdrada stała się sposobem na życie, raz popełniona powtarzała się wielokrotnie w życiu zawodowym i prywatnym. Marek Gar uważał się za ofiarę wojny i jednocześnie korzystał z przywilejów stwarzanych przez wroga, bo jak tłumaczył sobie, należały mu się jako przyszłemu zwycięzcy, chociaż do tego triumfu nie przyczynił się. W książce "Szczęśliwy w III Rzeszy" nie ma prostego podziału dobry Polak i zły Niemiec, nie można też powiedzieć, że jest dokładnie odwrotnie. Charakter bohaterów nie zależy od ich obywatelstwa czy narodowości tylko od indywidualnych cech. Z jednej strony mamy zaślepienie zbrodniczą ideą, z drugiej strony wmawianie sobie, że wybrana ścieżka była najlepszą z możliwych. Kto w końcu ujrzał prawdziwy obraz rzeczywistości, w której przyszło żyć? Czy niewiara w odzyskanie wolności przez Polskę może być kolejnym wytłumaczeniem dla oportunistycznego działania?
"Szczęśliwy w III Rzeszy" to historia człowieka, który zdecydował się na realizację swoich marzeń, przyjmując ofertę ze strony wroga. Chociaż szansę tak naprawdę dał mu dawny nauczyciel, nie widzący w byłym studencie przegranego wroga tylko zdolnego naukowca. Taki początek był wstępem do sukcesu, jaki w wojennej zawierusze nie byłby możliwy na terenie Polski. Jaka była cena triumfu? Zdrada wartości, ludzi bliskich, a nawet rodziny bez większych rozterek moralnych z uzasadnieniem, że efekty pracy rekompensują zło, wyrządzone przez tych dla których pracował.
czwartek, 23 czerwca 2011
Wiem, chwalić się nie wypada, no ale lubię iść pod prąd ;) Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać i coś napisać o książce "Isabel Allende "Podmorska Wyspa", a moje odczucia ukazały się na Kobiecych Pasjach, czyli tutaj.
Stosik weekendowy :)
Robert Coeli - "Czarne żniwa", nakanapie.pl
Harosław Jaszek - "Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu", nakanapie.pl
Alison Goodman - "Eona. Ostatni Lord Smocze Oko", Duże Ka
Alison Goodman - "Eon. Powrót lustrzanego smoka", Duże Ka
Wolfgang Hohlbein - "Thor. Saga Asgard", Duże Ka
Dziękuję :)
środa, 22 czerwca 2011
Ostatnia historia z trylogii Przeznaczenie duetu pisarek Gacek & Szczepańska, każda poprzednia opowieść była odrębnym wątkiem, ale z motywem, który miał swój ciąg dalszy w następnej książce. "Moc i Cesarzowa" to trzeci i ostatni tytuł cyklu, część bohaterów już poznałam przy wcześniejszej lekturze, wróżka Małgosia i komisarz Anna Sarnowicz znowu staną przed kryminalną zagadką, gdzie logiczne wyjaśnienia nie zawsze są w stanie dać odpowiedź na kryminalną tajemnicę. W tytule znajdują się nazwy dwóch kart tarota - moc i cesarzowa. Pierwsza z nich oznacza między innymi szeroko pojętą odwagę i stabilność psychofizyczną, konieczną, gdy pragnie się bronić swoich wartości i zwycięsko zmagać z przeciwnościami losu. Natomiast druga symbolizuje miłość i szczęście, macierzyństwo i cnotę, jest także pomostem pomiędzy duchem i materią. Czy faktycznie takie rozumienie kart znajdzie odbicie w ostatniej odsłonie serii Przeznaczenie? Poprzednie spotkania pozostały w mojej pamięci, a szczególnie ślady, pozostawione przez tajemniczego sprawcę o, jak się wydaje, nadnaturalnych zdolnościach. Ostatni tytuł jest jednocześnie osobnym opowiadaniem, a z drugiej strony stanowi zwieńczenie całej historii.
Dwa ciała splecione w pozie kochanków - schemat działania mordercy, który przebywa w więzieniu, nowa zbrodnia jest dziełem naśladowcy czy wynajętego zabójcy? Przed takim pytaniem stoi komisarz Sarnowicz, brak wyraźnych śladów i niezidentyfikowane ofiary nie są obiecującym początkiem dochodzenia. Do tego zawirowania w życiu osobistym, dziwne spotkanie w ciemnym korytarzu i niepokojąca wróżba nie nastrajają optymistycznie Annę. Jedna z osób, które znalazły zamordowanych przyznaje, że czuła na miejscu zabójstwa złą energię, ale takich zeznań nie można umieścić w aktach sprawy, tak samo ja głośno lepiej nie mówić o wrażenie, że jest się na celowniku - tylko kogo i dlaczego,na razie nie wiadomo. Atmosfera zaczyna zagęszczać się, a uczucie to potęguje dodatkowo czyjaś obecność w tle, nieokreślona, lecz wzrastająca w siłę. Czy może ma to coś wspólnego z człowiekiem z poprzednich części cyklu - mężczyźnie, który został już odizolowany od świata, ale czy na pewno mury i kraty są wystarczającą ochroną dla otoczenia?
Powoli sprawa rusza z miejsca, ofiary zostają zidentyfikowane, jednak sprawca nadal zostaje anonimowy, a może jest już znany? Kolejne znalezione ciało, w miejscu gdzie już raz popełniono podobne przestępstwo i podobna stylizacja, jakby tego było mało cała rzecz ma miejsce w domu Gerarda - tajemniczego zbrodniarza, który dał się poznać nie tylko od najgorszej swej strony, lecz i nadnaturalnej. Historia zatacza koło, szczególnie, że martwą nastolatkę rozpoznaje komisarz Sarnowicz - kilka dni wcześniej przypadkiem usłyszała jej rozmowę z koleżanką. Teraz jedna z dziewczyn nie żyje, a druga zaginęła - zbieg okoliczności czy przeznaczenie? W takiej sytuacji przydałaby się intuicja i wiedza Małgosi, jednak wróżka przebywa na wakacjach, a czas nagli. Kolejny podejrzany okazuje się nie ostatecznym sprawcą, można się domyślać kto stoi za zbrodniami, ale czy to na pewno on czy może kolejny pionek w grze? Kto jest końcowym celem mordercy i dlaczego właśnie ta osoba? Co ma w sobie, że stała się obiektem w zabójczej rozgrywce? Rozwiązanie zagadki wydaje się oczywiste, jednak takim nie jest, bo nie tylko odkrycie tożsamości sprawcy jest ważne, motywy są istotniejsze.
Mogłoby się wydawać, że trzecia część cyklu będzie już tylko zebraniem wątków z dwóch poprzednich - nic bardziej mylnego. "Moc i Cesarzowa" są równie emocjonujące, a może nawet bardziej niż poprzednie książki serii. Gdy się wydaje, że wszystko wiadomo okazuje się, iż tak naprawdę niespodzianki dopiero czekają czytelnika. Co oznaczają tytułowe karty? Raczej kogo - wróżkę i policjantkę, obie stanęły na drodze człowieka, który chciał za wszelką cenę zrealizować swój plan, a one pokrzyżowały jego plany.
Sensacje i ezoteryzm - motywy wykluczające się? Nie, raczej wzajemnie uzupełniające się wątki bez wyraźnie zaznaczonych granic, przechodzące płynnie jeden w drugi. Bohaterowie korzystają z każdej możliwości by osiągnąć swój cel, różni się on swoim efektem - morderca opętany jest potrzebą zdobycia mocy bez względu na koszty, a ścigający go stróże prawa mają za zadanie zapobiec zbrodniczemu procederowi. Czasem by zwyciężyć trzeba wykorzystać środki, o których głośno nie mówi się w kontekście słów "śledztwo, dochodzenie" - przeczucia, intuicję i to co wskazuje tarot.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Zbrodnia w Bibliotece
wtorek, 21 czerwca 2011
Wieczne zło
Podobno najlepiej rozpocząć historię od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć. W książce "Wrota Ahrimana" zamiast katastrofy naturalnej mamy pościg i to intensywny z całym entouragem czyli strzałami, pułapką, nieprzyjaznym terenem i wyjątkowo zaciekłymi ścigającymi. A co z napięciem? Ono nie opuszcza żadnego rozdziału, nawet gdy bohaterzy wydają się odpoczywać to tajemnica rzuca swój cień, nie dając czytelnikowi zapomnieć o sobie.
Ojciec głównego bohatera, zasłużony pułkownik zostaje zamordowany w brutalny sposób. Joe Ryback nie pozostawia sprawy tej śmierci swemu biegowi, sumienie i obowiązek nie pozwalają mu na to. W rzeczach ze starego sklepu rodziców znajduje figurkę, a krótko po odwiedzeniu człowieka, który według ojca miał mu pomóc w wyjaśnieniu zagadki, staje się właśnie obiektem polowania. Niepozorna rzeźba staje się celem dla pewnych służb rządowych na tyle ważna, że Joe staje się tylko zwierzyną łowną, a jego najbliżsi też nie są już bezpieczni. Co takiego odkrył Ryback senior, iż obawiał się o swoje życie i kto tak naprawdę stoi za jego śmiercią? Samotna walka byłaby najlepszym rozwiązaniem dla Joe, ale gdy rodzina i tak już jest pionkami w grze rozpoczętej nad ich głowami, włącza w nią także siostry. Jest jeszcze ktoś, czuwający nad bohaterem, kto nie ma litości nad jego prześladowcami i nie jest istotą z tego świata.
Pierwszym ruchem, na drodze do rozwiązania zagadki, jest odsianie pogłosek od prawdy, czyli rzetelna opinia o figurce znalezionej w rzeczach rodzica. To od niej zaczęła się cała historia, więc wyjaśnienie jej pochodzenia i czym jest powinno dać odpowiedź na jedno z podstawowych pytań - dlaczego interesują się niepozornym przedmiotem służby specjalne. Ale czy na pewno wyjaśni przynajmniej część przeszłości, bliższej lub dalszej, czy tylko odkryje kolejny sekret, który zagmatwa rozstrzygnięcie? Jedno jest pewne, Joe i jego bliscy stanęli pomiędzy dwoma stronami, dla jednej są tymi, którzy mają powstrzymać apokalipsę, dla drugiej - jedynymi, mogącymi przeszkodzić w realizacji planu starszego niż ludzka cywilizacja. Komu można zaufać w sytuacji, gdy nie wiadomo kto jest przeciwnikiem, a wsparcie stara się działać niezauważenie? Kiedy usłyszane informacje przewracają całkowicie dotychczasowy światopogląd, a życie staje się wyścigiem, gdzie wygraną jest nie tylko własne życie, ale i przetrwanie ludzkości, czy można zawrzeć przymierze, trwające tylko do momentu osiągnięcia własnych celów?
Starożytni Tytani, biblijny Goliat i współczesna legenda o Wielkiej Stopie okazują się mieć coś wspólnego - oprócz wielkości tych istot - modyfikacje genetyczne, jeżeli okaże się to prawdą, a wszystko na to wskazuje, to przed światem ukrywana jest prawda, a Ryback senior stanął na drodze tych, którzy za wszelką cenę chcą ukryć swoje intencje. Jeden z naukowców pracujących przy tajnym projekcie wydaje się sprzymierzeńcem w walce Joe`ego, jego wiedza co do poczynań służ specjalnych okazuje się pomocna, ale czy na pewno jest on sojusznikiem? Wskrzeszanie tego co w przeszłości zostało skazane na zagładę ma stać się armią przyszłości, wiara elit rządzących w taki cel daje możliwość urzeczywistnienia planu tym, którzy są oddani innej idei - zapanowaniem nad światem. Jeżeli do tego dodać niepohamowaną ambicję i pragnienie sławy to pokusa usuwa z widoku wszelkie skrupuły moralne jak i rozsądek. W końcu liczy się tylko efekt końcowy, tylko dla kogo będzie wygraną, a kto straci wszystko, łącznie z duszą?
Joe zgadza się być marionetką by uratować siostrę, jednak coś jeszcze kryje się za ofertą pomocy, co pozostaje tajemnicą, jej odsłonięcie to kolejny zwrot akcji i to nie tylko na Ziemi. Końcowe rozdziały przynoszą kulminację wątków rozwijanych od pierwszych stron, tajemnice odsłaniają to co skrywały, ale czy na pewno wszystko zostało ujawnione? Czy prawda jest rzeczywista
Jedna historia z wieloma wątkami, dla miłośników sensacji - kryminalna zagadka, dla fanów mitologii - starożytni bogowie, jest coś także dla zwolenników spiskowej teorii dziejów oraz wiernych czytelników sci-fi i nawiązanie do tematów biblijnych. Mogłoby się wydawać, że tyle różnych motywów da w efekcie nieuporządkowaną opowieść, jednak nic bardzie błędnego. Autorzy zadbali by ich pomysł był z jednej strony "czytelny", a z drugiej strony tajemnice wzmagały tylko ciekawość co jeszcze może wydarzyć się. "Wrota Ahrimana" to przekrój różnorodnej tematyki, jednak to co jest siłą tej książki to nie tylko sięganie do wielu źródeł, ale szybko akcja z niespodziewanymi zwrotami akcji i stałym elementem - niewiadomą co czeka bohaterów nie na następnej stronie tylko w kolejnych zdaniach. Elementy fantastyki są wkomponowane w rzeczywiste fakty i teorie naukowe, a splatają je mity, współczesne i historyczne, dzięki temu czytanie mija na ciągłej pogoni wraz z bohaterami za rozwiązaniem tajemnic, będącym blisko, ale wciąż kilka kroków przed nami.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
wydawnictwu Bullet Books
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Stosik powiększa się ;)
- Przemek Gulda - "Chłopcy i dziewczęta w Polsce",
Duże Ka
- Kate Elliot - "Dziecko płomienia",
Sztukateria i wyd. Zys i S-ka
- Aron Shneyer - "Dwa Oblicza Zdrady",
Sztukateria i Instytut Wydawniczy Erica
- Konrad T. Lewandowski - "Afgański Zeus",
Sztukateria, Wydawnictwo Dolnośląskie
- Marek Żak - "Szczęśliwy w III Rzeszy",
Sztukateria, wyd. Albatros
-Michael Reynolds - "Adiutant diabła"
Sztukateria i Instytut Wydawniczy Erica
- Kacper Śledziński "Czarna kawaleria
Sztukateria, wyd. Znak
Przypominam o konkursie, szczegóły tutaj
niedziela, 19 czerwca 2011
Zaproszenie do konkursu :)
Pierwszy konkurs na moim blogu organizowany wraz z portalem Sztukateria oraz wydawnictwem Kwiaty Orientu, do 10 lipca czekam na wpisy konkursowe. Dzień później nastąpi wybór 2 zwycięzców, do których powędruje książka Shin Kyung-Sook "Zaopiekuj się moją mamą" , a dwóch kolejnych uczestników otrzyma film DVD "Za wszelką cenę".
Zadanie konkursowe odnosi się do tytułu nagrody - podzielcie się swoimi rozważeniami co oznacza dla Was słowo MAMA, na poważnie, na wesoło, w chwilach szczęśliwych i tych mniej radosnych.
Odpowiedzi udzielajcie w komentarzach do tego postu.
Proszę podać również adres email.
Czas na przedstawienie nagrody głównej:
"Zaopiekuj się moją mamą" Shin Kyung-Sook
"Już nigdy nie pomyślisz o swojej mamie w ten sam sposób po przeczytaniu tej książki. „Zaopiekuj się moją mamą” to niezwykła i głęboko poruszająca historia o rodzinie poszukującej matki, która znika pewnego popołudnia wśród tłumu na stacji metra. Opowiedziana z perspektywy córki, syna, męża i samej matki jest uniwersalną opowieścią o miłości, rodzinnych sekretach, przeszłości i współczesności. Stanowi chwytającą za serce sentymentalną podróż świadomości, która doprowadza cię do spotkania twarzą z twarz z gorzką prawdą - że nie wiesz nic o swojej matce. „Ja nie znam mamy. Wiem tylko, że zaginęła...” "
Zapraszam do udziału w konkursie wraz z wydawnictwem Kwiaty Orientu i portalem Sztukateria .
Powodzenia :) !!!
sobota, 18 czerwca 2011
W ten sposób poznajemy historię jego rodziców, teściów jak i jego.
Saga rodzinna czy raczej zaprzeczenie wartości z nią związanych są treścią "Teorii ruchów Vorbla"? Może jedno i drugie, chociaż przewrotnie ukazano podstawową komórkę społeczną, zamiast wzajemnego wsparcia i uczuć - wyobcowanie i obojętność. Łatwość zapominania ludzi łączy wszystkich członków tej rodziny, tak jakby wypierali ze świadomości niewygodne wiadomości. Niespodziewanie kilka pokoleń zbiera się przy jednym stole, coś co nigdy nie miało zdarzenia, a powinno mieć dochodzi wreszcie do skutku. Mebel zgromadził wokół siebie ludzi, tak jak nic wcześniej w ich przeszłości, zbieg okoliczności czy los tak chciał? Wychodzą przy nim na jaw tajemnice i daje też schronienie, którego nie ofiarowały więzy rodzinne. Mebel w przeciwieństwie do rodziny był rzeczywisty i widoczny, chociaż równie zapomniany jak i ona. Czym jest tytułowa "Teoria ruchów Vorbla"? To teza ruchów Browna przeniesiona na grunt społeczny - zamiast pyłków uderzanych przez atomy, powodujące niekontrolowany ruch tych pierwszych w rozpuszczalniku, są ludzie, a rozcieńczalnikiem jest życie. Każda akcja ze strony człowieka ma swoją reakcję w poczynaniach innej osoby i tak jak nie widać cząstek oddziałujących na pyłki, podobnie nie zauważa się siły sprawczej aktywności między ludźmi na życie innych. Jedynie co można zaobserwować to czyny pojedynczego człowieka, które wydają się nielogiczne i bezpodstawne, chociaż miały swe źródło w poczynaniach otoczenia mniej lub bardziej bliższego.
Stosik czerwcowy cd
piątek, 17 czerwca 2011
Spotkanie z Agnieszką Lingas-Łoniewską
O początkach swojej drogi pisarskiej, już wydanych książkach i tych, które ukażą się w najbliższej przyszłości pisarka Agnieszka Lingas - Łoniewska rozmawiała w gronie swoich czytelniczek i czytelników w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Zawierciu.
czwartek, 16 czerwca 2011
Naiwność
Wakacyjna praca u znajomych ojca miała być czasem, w którym Dymitra zastanowi się nad swoim życiem. Niezdane egzaminy i zamknięcie drogi na studia były szokiem dla jej rodziców, dla dziewczyny już mniejszym - od miesięcy miała zaległości w szkole, pieniądze na korepetycje szły na inne cele, a samodzielna nauka nie przynosiła efektów. Do tej pory spokojna nastolatka, ucząca się dobrze poniosła porażkę, której nikt z dorosłych się nie spodziewał. Wydawało się, że jest taka jak zawsze, jak młodzież w jej wieku, miała wszystko. Jednak czegoś zabrakło w tej rodzinie, więzy trzymające ich razem uległy rozluźnieniu, każdy żył swoim życiem, w momencie próby dziewczyna została sama, a może tylko tak się jej wydawało? Wyjazd na Santorini miał być tylko przejściowym etapem, a praca fizyczna przestrogą, ostrzeżeniem na przyszłość. Tylko zabrakło szczerej rozmowy w momencie gdy życie pokazało, że nastolatka jeszcze nie jest dojrzałą osobą, ale czy takimi byli jej rodzice?
Wakacyjne uczucie młodej kobiety i starszego mężczyzny, obcokrajowca, coś co się zdarza często. Przeważnie mija podobnie jak pora roku, w której te emocje narodziły się, czasem trwają one dłużej i pozostawiają ślady na zawsze. Zainteresowanie jakie okazuje Edward, gość pensjonatu, mieszkający wraz z matką, w miejscu pracy Dymitry jest dla niej spełnieniem romantycznych marzeń. Od początku jest z nią szczery, informuje ją, że opiekuje się ciężko chorą żoną, a urlop jest dla niego odpoczynkiem po ciężkich obowiązkach domowych i zawodowych jako lekarza. Nić porozumienia wzmacnia się z każdym dniem, wreszcie znalazł się ktoś kto chce dziewczyny wysłuchać, z którym może szczerze porozmawiać, uczucie wydaje się być obustronne, chociaż nikt nie zapomina o chorej małżonce. W takiej atmosferze Dymitra proponuje swoją pomoc w opiece, chociaż wiązałoby się to z wyjazdem z Grecji do odległej Polski. Po początkowej odmowie jej pomysł zostaje zaakceptowany przez Edwarda i jego matkę, dziewczyna ma przed oczyma wizję szczęścia u boku ukochanego mężczyzny. Nie myśli o żadnym zagrożeniu, jej ucieczka wydaje jej się najlepszym rozwiązaniem, chociaż słowo "ucieczka" nie pada ani razu, ona nie widzi swego wyjazdu w tych kategoriach. Chce po prostu zacząć żyć zgodnie ze swoimi decyzjami, a nie pod dyktando rodziców. Zresztą oni przyjmują jej wybór nie najgorzej, matka udziela rad zgodnie z ulotkami, radzącymi jak się zabezpieczyć przed wyjazdem do obcego kraju - kilka słów, które mają zwrócić jej uwagę podczas rozmowy telefonicznej gdyby córka była w niebezpieczeństwie. Ojciec pamięta Polskę jako azyl dla dysydentów greckich sprzed kilkudziesięciu lat, dla niego największym zagrożeniem jest nasz klimat - tak różny od śródziemnomorskiego. W końcu rodzice mają swoje problemy - rozwód, pracę, ułożenie sobie życia z nowym partnerem. Któż by podejrzewał niebezpieczeństwO, w końcu to Polska - kraj może egzotyczny dla Greków, z nie najlepszą opinią co do trzeźwości obywateli i złodziejską sławą, lecz poza tym wszystko pozostałe jawi się jak najnormalniej.
Romantyczne marzenie wydaje się niezagrożone, Edward czekający z czerwoną różą na lotnisku, dom wyglądający jak zamek, pokój w wieży - bajka wydaje się ziszczać na jawie. Intuicja podpowiada, że coś jest nie w porządku, ale kto by słuchał takich podszeptów gdy oczy widzą taki cudowny obraz. Krzyk przerażenia z ust żony Edwarda na widok Dymitry zostaje wytłumaczony jako objaw choroby, co oczywiście zostaje zrozumiane - przecież dziewczyna ma się opiekować właśnie chorą małżonką ukochanego. Czy to nie było zbyt naiwne z jej strony? W przyszłości dziewczyna będzie sama zadawała sobie to pytanie i wiele innych jeszcze, kiedy wybrano ją do roli, nie mającej nic wspólnego z jej marzeniami?
Powrót do przeszłości jest dla niej odskocznią od teraźniejszości, która nie ma nic wspólnego z rozmowami w greckim słońcu, gdzie wydawało się, że znalazła szczęście, ani z pierwszym okresem w Polsce, kiedy wszystko przyjmowała bez podejrzliwości, a niepokój był zagłuszany romantycznymi wizjami. Nawet dosłownych ostrzeżeń nie brała na poważnie, jednak dlaczego by i miała zastanawiać nad słowami chorej kobiety, jeżeli wszytko wydawało się jej w porządku?
Bajka wydaje się dopełniać, umiera żona Edwarda, Dymitra na czas żałoby pojedzie do Grecji, a za miesiąc ukochany mężczyzna poprosi jej ojca o zgodę na ślub. Wszystko zdaje się zmierzać ku Happy End`owi z napisem "żyli długo i szczęśliwie". Jednak tak naprawdę historia dziewczyny zaczyna się dopiero - wypadek przed wylotem, rany, które spowodowały konieczność operacji plastycznej i ... z lusterka na Dymitrę patrzy duch. Ona nie istnieje, za to żyje ta, która umarła. W Grecji nie miała przyszłości, za to w roli, jaką jej przeznaczono, czeka ją bogata przyszłość. Opór na nic się nie zda, więc może podstęp, przecież ucieczka jest realna, dziewczyna poznała dobrze okolice - horror się skończy a może zacznie się jego nowy rozdział? Tym razem zamiast pałacu z wieżami ciemna piwnica, ból, strach i monstrum zamiast księcia
Jest jeszcze jedna osoba w tej historii - ogrodnik, człowiek swym zewnętrznym wyglądem powodującym litość lub odrazę, jednak to co widzą oczy nie jest najgorszą prawdą o nim. Wnętrze ukrywa prawdziwego potwora, człowieka bez skrupułów, psychopatę i aktywnego uczestnika w dramacie Ewy i Dymitry, wspólnika Edwarda i jego matki. Chociaż nawet oni nie znają całej jego roli, za to on doskonale zna ich cele.
Poszukiwania zaginionej nie dają efektu, pamiętający ją ludzie niewiele wnoszą do sprawy, zbuntowana nastolatka znikła z oczu gdzieś w drodze do Grecji, sprawa jedna z wielu, które mogą pozostać nierozwiązane. Czy kot, szukający jedzenia może pomóc uwięzionej dziewczynie? Zwrot w jej losie przychodzi z nieoczekiwanej strony, wybawca pozostaje w cieniu, liczy się tylko odzyskana wolność, chociaż okupiona koszmarnymi wspomnieniami i odebraną twarzą.
"Wieża sokoła" nie zaczyna się od zbrodni, ona już została dokonana, początek historii to właściwie jej środek, najgorsze momenty, od których odskocznią są retrospekcje do przeszłości bohaterki. To dzięki nim czytelnik poznaje Dymitrę, grecką nastolatkę, jedną z wielu, którą romantyczne marzenia sprowadziły do Polski, kraju obcego, ale znajome otoczenie nie dawało jej to czego pragnęła. Rzeczywistość okazała się całkiem inna, chociaż nic tego nie zapowiadało. Mogłoby się wydawać, że taki temat był nieraz brany na warsztat, jednak autorka poprowadziła wątek sensacyjny inną drogą niż to jest zazwyczaj. Od początku dane jest czytelnikowi nabrać podejrzeń co do tego co czeka bohaterkę, jednak rozwinięcie akcji zaskakuje, nic nie jest oczywiste. Pytania zadawane przez Dymitrę są skierowane nie tylko do niej samej, ale i do czytelników. Pomimo, że w pierwszym momencie odpowiedzi na nie wydają się proste, to po chwili zastanowienia nie są już takie. Winna była ofiara czy zbrodniarz? Czy chęć spełnienia to powód by kogoś skrzywdzić? Silne więzy rodzinne mogą pomóc gdy dziecko staje na rozdrożu? Jak przygotować młodego człowieka by nie wpadł w pułapkę zastawioną przez innych ludzi? Zaufanie nie powinno równać się zaślepieniu, jednak tych, którzy rozumieją tę różnicę i znają prawidłowe odpowiedzi na powyższe kwestie rzadko słuchają potencjalni pokrzywdzeni.
środa, 15 czerwca 2011
Fałszywa prawda
Transformacja zaczyna jednak niepokoić jego żonę, niewtajemniczoną w nowe życie Sergiusza. Niepokoją ją nieznajomi odwiedzający go w domu i duże sumy pieniędzy, pomimo, że rzucił pracę. Oskar wnika w umysł Grosa dzięki pamiętnikowi, który dostarcza mu jego żona. To co udaje mu się odczytać charakteryzuje się dużą erudycją, lecz rownież wyobcowaniem i pesymizmem. Kolejne kartki przynoszą informacje o ludziach, odwiedzających Sergiusza w mieszkaniu, każdego z nich wyłowił z tłumu bo byli "gotowi", na co?Tego właśnie chce się dowiedzieć Sawicki, zazdrosny o takie zainteresowanie, sam uważa się za równie godnego zauważenia przez Grosa. Przecież ma, swoim zdaniem, wszystkie niezbędne cechy by stać się jednym z tych wybranych, nawet przeczytał wszystkie książki, będące lekturą guru, jednak nadal nie umie pojąć istoty dzieła. W końcu zostaje zaproszony na spotkanie z podziwianym autorem dzieła, początkowy zachwyt zmienia się w strach, przed oczyma Oskara pojawia się zdjęcie zmarłej kobiety sprzed miesięcy. Kolejny zbieg okoliczności czy znowu zadziałała intuicja? Po tym doświadczeniu zaczyna prowadzić prywatne dochodzenie, chce pomóc Sergiuszowi nim ten stoczy się. Zaczyna łączyć wzrastającą ilość drobnych kradzieży z osobami "gotowymi", podobne przestępstwa ma na koncie autor Dzieła, o czym dowiaduje się od jego żony. Kolejnych informacji dostarcza mu dziennikarz, którego Oskar poznaje podczas śledzenia Sergiusza. Jemu wyznaczył mistrz rolę kronikarza, wzajemna wymiana informacji przybliża amatorskiego śledczego do sedna tego, czego jeszcze nie tak dawno pragnął poznać. Obraz natchnionego człowieka zaczyna ukazywać prawdziwą osobę - przywódcę sekty, człowieka nie wahającego się skłamać, zranić bliskich by osiągnąć swój cel. To co miało pokazać prawdę o Sergiuszu Grosie obraca się przeciwko Oskarowi Sawickiemu. Cel, który sobie postawił rujnuje jego życie, a może to tylko jego subiektywne odczucia, nie mające odbicia w rzeczywistości?
"Światło" to relacja głównego bohatera z niedawnej przeszłości, która doprowadziła go do teraźniejszego punktu. Specyficzny raport przeplata się z zapiskami osoby, mającej kluczową rolę w życiu Oskara Sawickiego, chociaż tak naprawdę bezpośrednio nie bierze on w nim udziału. Gdy słyszymy o sektach wydaje się, ze dobrze znamy mechanizm jej działania, kulisy odsłaniane w książce pokazują jej rujnującą siłę oddziaływania. Czasem wystarczy kilka wyrazów by wpaść w sieć uzależnienia. Książka przedstawia coś jeszcze - przemianę zwykłego człowieka w przywódcę, pytanie czy to on siebie wyniósł na tę funkcję czy może ludzie, którzy chcieli uwierzyć w jego słowa?
Agnieszka Lingas-Łoniewska i Kobiece Pasje
Kobiece pasje to wywiady, ciekawe informacje, recenzje i wiele innych ciekawostek.
Właśnie ukazała się rozmowa z pisarką Agnieszka Lingas-Łoniewską: http://www.kobiecepasje.pl/?page_id=1326&preview=true
Zapraszam do przeczytania :)
Konkurs literacki
Konkurs Cztery Wymiary, szczegóły na blogu - http://przedsmiertnyneuroleptyk.blogspot.com/
wtorek, 14 czerwca 2011
Inność jest zaletą
Ludzie różnią się od siebie wzrostem, kolorem włosów, skóry, jedni mają piegi inni zielone oczy, ale to tylko zewnętrzne cechy, ważniejsze różnice kryją się głębiej. Czasem są mało zauważalne, umykają pośród wyćwiczonych i powtarzalnych odruchowo zachowań. Jesteśmy do siebie podobni, widzimy swoje odbicie w innych ludziach i wszystko jest mniej lub bardziej przewidywalne, wiemy jak zareagować na gniew, radość i obojętność ze strony otoczenia. Jak się jednak zachować gdy spotykamy kogoś kto odróżnia się od tego wszystkiego co uznajemy za normę? Kto jest dla siebie mikro i makro światem, a nas nie zauważa? A może wszystko co widzimy to tylko nasze odczucia, nie mające z rzeczywistością nic wspólnego, bo stosujemy porównania, które nie oddają nawet w części tego kim człowiek jest?
Isabelle po śmierci siostry dziedziczy rodzinną firmę, w domu zastaje dziecko - dziewczynkę, uważaną za znajdę, którą zaopiekowała się zmarła. Służba traktuje ją z lekceważeniem bo dziecko nie komunikuje się ze światem, przez wszystkich uważana jest za upośledzoną, zamiast imienia określa się ją jako "stworzenie". Wcześniejsza "opieka", chociaż to słowo nie adekwatne lepsze byłoby chów, polegała na podrzucaniu jedzenia i biciu - widać to po bliznach na ciele dziecka. Od momentu pierwszego spotkana zmienia się los dziewczynki, nowo przybyła uważa ją za siostrzenicę i daje jej to czego wcześniej nie znała - dom, ma też swój cel - uczłowieczyć ją. Tak to wyglądało z punktu widzenia Karen, jednak nim zaczęła o sobie myśleć w kategoriach imienia musiała pokonać trudną drogę. Rzadko zastanawiamy się ile uczymy się podczas swego życia, naśladujemy innych, eksperymentujemy, mniej lub bardziej świadomie od pierwszych chwil życia przyswajamy wiedzę dzięki, której funkcjonujemy w otoczeniu. Nauka ta odbywa się pod okiem rodziców, opiekunów, zdobywamy ją od rówieśników i obcych ludzi. Jednak w przypadku Karen sytuacja wygląda całkowicie inaczej, ona zaczyna uczyć się tego co dla innych jest oczywistością później, gdy już sama stworzyła sobie własny świat, gdzie to co my uważamy za niezbędne jest niepotrzebne. Jej inne postrzeganie otoczenia jest uznane za opóźnienie, tylko ciotka widzi w niej to czego nie dostrzega reszta i pozwala być sobą, chociaż nie zaprzestaje pomagać zdobywać dziewczynie wiedzę. Karen uczy się życia na kutrach rybackich w rodzinnej firmie i od rybaków, może to mało konwencjonalna metoda, ale sprawdza się doskonale w jej przypadku
Autyzm - słowo to pada po kilkunastu stronach książki, jednak książka pisana jest z punktu widzenia bohaterki, więc to jak postrzega świat wydaje się jak najbardziej na miejscu. Karen nie potrafi kłamać, nazywa rzeczy takimi jakimi są, po chwili zastanowienia przyznaje jej się rację, sami często mówimy półprawdy lub najzwyczajniej w świecie oszukujemy otoczenie w imię dobrego wychowania albo gdyż tak jest wygodniej. Bohaterka bierze wszystko dosłownie, nie jest naiwna ona traktuje innych tak samo jak odbiera samą siebie. Nie zawsze jest niezrozumiała dla świata, w czasie gdy studiuje jej wypowiedzi są nawet nagradzane tylko indywidualizm prezentowany przez nią jest nie do przyjęcia, szczególnie gdy ośmiela się mieć inne zdanie niż uznane autorytety. Ile razy siedząc na wykładach studenci mają swoją opinię lub teorię jednak w imię zasady "niewychylania się" lub groźby ośmieszenia głośno nie mówią tego co naprawdę uważają? Karen nie boi się powiedzieć dokładnie tego co uważa za słuszne albo jak zrozumiała przekazywaną jej wiedzę, lecz to rzadko spotyka się z aprobatą wykładowców. Jej tok myślenia punktuje każdy zauważony fałsz, nie zawsze ma rację, ale rzadko kto zastanawia się nad odpowiedziami dziewczyny - są niestandardowe, ale czy dlatego gorsze? Czy zamiast wyśmiewać to co niezrozumiałe nie powinno się poznać istoty tezy ucznia? Na tym polu Karen także nie uzyskuje pomocy od ludzi, szczególnie od tych, którzy powinni być jej przewodnikami czyli nauczycieli. Jedno zdanie utkwiło szczególnie w mojej pamięci - "Gdy napotkacie ptaszka ze złamanym skrzydełkiem złamcie mu drugie", te słowa wypowiada wykładowca, mający być mentorem dla swoich uczniów, jednak dzięki nim poznajemy prawdziwy obraz wielu ludzi - zamiast spróbować to co inne od nas odrzucamy to jako gorsze. Niestety dotyczy to nie tylko zdarzeń, ale także ludzi.
Większość otoczenia zauważało w Karen tylko to co jest poniżej normy, jednak jej ciotka zawsze skupiała się na tym co było w niej powyżej przyjętej średniej. Wierzyła w nią od pierwszego momentu gdy ją zobaczyła i z biegiem lat nie zeszła z tej drogi, ale dawała nie tylko wsparcie, ona także pozwalała jej rozwijać się i cały czas dawała bodźce do poszerzenia perspektyw. Dzięki właśnie takiemu podejściu dziewczyna może urzeczywistniać swoje pomysły, może nie zawsze udane, ale czy każdy osiąga tylko sukcesy, a porażki zarezerwowane są tylko dla mniej zdolnych? Z każdego błędu można wyciągnąć wnioski, najważniejsze by nie rezygnować z tego co uważa się za słuszne - dzięki takiemu myśleniu Karen odnosi sukces i to na międzynarodową skalę. Pozostaje jednak sobą, dokładnie taką jaką była w momencie spotkania z Isabelle tylko z wiedzą nabytą dzięki jej uporowi i swojej ciekawości świata.
W opisie książki, na jej okładce, przeczytałam takie słowa - "Sabina Berman stworzyła kobiecą wersję Forresta Gumpa, lekką i zabawną opowieść, równie zaskakującą jak "pudełko czekoladek", nie zgadzam się z nim. Dlaczego? Bo moim zdaniem to nie komedia, ukazująca w żartobliwy sposób życiowy wątek, chociaż na pewno można autyzm i w ten sposób pokazać. Pisarka przedstawiła motyw autyzmu na przykładzie swojej bohaterki - Karen, osadziła jej życie w konkretnych realiach, może i podobnych do tych z filmu, jednak dla mnie całkowicie innych. Takie porównanie powoduje, że można wejść schemat, iż to taka sama opowieść tylko z kobietą w roli głównej. Dla mnie to dwa odrębne historie, mające jeden punkt wspólny - główne postacie są postrzegane przez większość jako ludzie gorsi, bo według przyjętych norm nie spełniają ich.
Może po przeczytaniu tej książki częściej zastanowimy się nad wydaniem krzywdzącej opinii na podstawie tylko urywków z czyjegoś życia albo tego co widzimy. W końcu to jak postrzegamy innych nie oznacza, że widzimy wszystko i z właściwej perspektywy.
Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak
Jaka jestem . . .
- Czytam bo jestem, jestem bo czytam - to skrót z mojego ...letniego życia, zaczęłam w wieku 4 lat od przeczytania, że po dzienniku telewizyjnym będzie serial "Kojak" no i tak się zaczęła najdłuższa przygoda mojego życia.
- Książki są zawsze bardzo blisko mnie, szczerze powiem - zajmują regał, meblościankę i kanapy. Nie liczę ich, często są pożyczane przyjaciołom i rodzinie, ale zawsze wracają na swoje miejsce. Cieszę się z każdej książki, czasem próbuję zapanować nad nimi, lecz one i tak zwyciężają.
- Jestem w miarę opanowanym człowiekiem i raptusem - takie 2 w 1, jednak gdy zaczynam mówić powoli ludzie z mojego otoczenia zaczynają uciekać, bo wiadomo dopóki potok słów to tylko zdenerwowanie, ale spokój uznawany jest za ostrzeżenie przed burzą czyli mną wkurzoną maksymalnie.
- Uwielbiam i nie lubię wielu rzeczy, kwestia mojego gustu, uporu przekonania, że wiem co dla mnie najlepsze. Lista długa i powiększająca się, jednak skupiam się na pozytywach, a w razie czego mam grono przyjaciół, które pomaga mi wychodzić z większych i mniejszych dołków.
- Ulubione książki - "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren i tej samej autorki "Bracia Lwie serce", "Łuk triumfalny" Ericha M. Remarque`a, "Śmierć nad Nilem" Agathy Christie, "Carrie" i "Christine" Stephena Kinga, "Szósty" Agnieszki Lingas- Łoniewskiej oraz wiele innych już przeczytanych i tych, które są przede mną.
- Marzeń było i jest wiele w moim życiu, niektóre straciły termin przydatności, inne czekają na urzeczywistnienie, a następne dopiero są w fazie nabierania kształtów.
- Telewizja i radio - naprzemienne towarzyszą mi od zawsze. Tak jestem telemaniakiem, przyznaję się do tego świadoma niepopularności takiego uzależnienia. Dzięki niej mogę oglądać programy typu Discovery i moje ukochane seriale sensacyjne, historyczne - nie tylko te najnowsze, ale i te z lat 60, 70, 80 rodzimej jak i zagranicznej produkcji.
- Czytam wiele, ale czy to "wiele" oznacza dużo czy mało to już zależy do czego porównamy. Przeważnie jest to jedna książka dziennie, czasem więcej, a czasem mniej.
- Ulubiony temat książek - trudno powiedzieć, w jednym dniu sensacja, w drugim wątek szpiegowski, w kolejnym tzw. literatura kobieca, a zaraz potem coś spod znaku zombie.
- Wolny czas spędzam na czytaniu książek, szeroko pojętym ruchu, spotkaniach z przyjaciółmi i niekończących dyskusjach z najbliższymi.
- Mój blog Taki jest Świat to miejsce gdzie dzielę się spostrzeżeniami na temat przeczytanych książek, są to moje czysto subiektywne opinie i raczej nie nazywam ich recenzjami. Piszę najczęściej w trakcie czytania, ale na pierwszym miejscu są słowa stworzone przez autorów, moje to tylko lokalny folklor.
Do zabawy zapraszam Izę i MO
Jedno z marzeń w dwóch wersjach ;)
poniedziałek, 13 czerwca 2011
Tajemnica słów
Kim jest Mikołaj Kopernik każdy wie, wielki astronom, twórca teorii heliocentrycznej i autor dzieła "O obrotach sfer niebieskich", oczywiście nie można zapomnieć także o Toruniu i mniej znanych Fromborku oraz Olsztynie, miejscach gdzie obserwował i tworzył swoje tezy. Te informacje są podstawą każdej notki o naukowcu, ale poza tym był jeszcze duchownym no i miał swoje życie prywatne, chociaż takie wiadomości traktowane są trochę w sensacyjnym tonie. Ostatnio głośno było o Annie Schilling i bardziej lub mniej prawdopodobnym związku tych dwojga. "Zdrada Kopernika" jest książką, w której te postacie odgrywają ważną rolę, historia przeplata się z teraźniejszością, a to co znane z przypuszczeniami i założeniami, ale najlepiej jest zacząć od początku czyli nie od sławnego astronoma a od późnonocnego telefonu do pewnego wydawcy w sprawie Kopernika i, jak można przypuszczać, związanego ze sprawą denata, który został użyty jako tarcza strzelnicza. Takie rozpoczęcie daje duże polu do popisu z rozwinięciem, a czytelnik od pierwszych stron ma pobudzoną ciekawość co do dalszych wydarzeń.
Kto ma być kolejnym celem "Oka", byłego legionisty i zawodowego mordercy? Tego nie wie nawet sam wykonawca, może kobieta, którą ma obserwować, a może ten z kim się spotkała? Jedna osoba łączy telefon do Polski, spotkanie w Budapeszcie i zleceniodawcę zabójstwa, o której wiadomo początkowo tylko to, że lubi kolor fioletowy i chce uzyskać wiadomości związane z pewnym dziełem, gdzie napisano, że Kopernik odwołał swoją teorię. Cztery osoby i wolumin, w którym ma być zawarte zaprzeczenie przez Kopernika jego tezy, tylko dlaczego słowa sprzed kilku stuleci mają być przyczyną morderczych instynktów? Podobno prawda wyzwala i to ona powoduje, iż wydawca oraz jego przyjaciel - autor dostają zlecenie - napisanie książki, która ukaże światu w nowym świetle wielkiego astronoma i zaprzeczy jego niezłomności co do tezy, z której jest znany. Niepodporządkowania się "uprzejmej prośbie" grozi kontaktem z bronią i to roli w ofiary, o czym przekonał się już szanowany profesor, ekspert księgarski i to ze śmiertelnym skutkiem. Nim jednak powstanie książka odkrywająca "fałsz" astronoma, obie strony muszą odrobić pracę domową - czyli jedni zdobyć dzieło z uwagą Kopernika, a drudzy sprawdzić czy to co umieścili w swojej książce wykracza poza mit. Czasem kilka słów ma dużą siłę rażenia i przynosi nieoczekiwane skutki w postaci sojuszu autorów z właścicielką dzieła. Swoje tajemnice miała Anna Schilling i ma je też jej odległa prawnuczka.
"Zdrada Kopernika" nie jest typową historią opartą o bardziej lub mniej historyczną tajemnicę, chociaż początkowo może się tak wydawać. W końcu podstawą intrygi są postacie jak najbardziej realne i powszechnie znane no i z pewnym sekretem lub przynajmniej jego domniemaniem. Autor zbudował wątek sensacyjny o autentyczne dzieło Joachima Retyka "Narratio Primo" oraz jego współpracę z Mikołajem Kopernikiem, nie zapomniał też o motywie sekretnego uczucia wielkiego astronoma i jego gospodyni. Jednak historyczni aktorzy tworzą tylko drugi plan dla osób współczesnych i ich perypetii, w których pojawia się czarnych charakter - w tym wypadku raczej w fioletowym odcieniu a jego przeciwnikiem jest właściciel wydawnictwa i pasjonat kickboxingu w jednym i tajemnicza spadkobierczyni, pomiędzy nimi kluczy morderca na zlecenie "Oko".
Może wydawać się, że jako czytelnicy wiemy więcej niż bohaterowie i rozwój akcji będzie przewidywalny, jednak zaskoczenie przychodzi szybko, bo co wydawało się prawdą nie jest nią, a kłamstwo ma dużo z prawdopodobieństwa.