czwartek, 25 czerwca 2020

Upiorna skuteczność

„Upiór w ruderze”
Andrzej Pilipiuk

Nie wszystko złoto co się świeci albo parafrazując nie każdy spadek po przodkach warty skorzystania z niego. Czasem naprawdę trzeba uważać na to, co w komorach, spichrzach tudzież szopach schowano, bo wystarczy moment i życie doczesne zmieni się w pozagrobowe. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale w praktyce to ciut inaczej wygląda, wiadomo, że grzechy trzeba odpokutować, lecz kotły, widły i czeluści pełne smoły nie dla wszystkich są przewidziane. W pewnych przypadkach odpokutowanie za figle popełnione może przybrać postać upiora, w końcu co to za szlachecka siedziba bez własnego ducha, a lepiej trzech?

Czego potrzeba by stać się upiorem? Przepis jest banalnie prosty: dwie osoby towarzyszące, ryzykowna idea, jakiś magazynek, pełny dziedzictwa po wcześniejszych generacjach, no i najważniejsze armata z szwedzkiego potopu. Potem to już z górki, zwłaszcza kiedy znajomość broni kalibru ciężkiego jest znikoma, natomaist anioł stróż z gotowym przydziałem na podorędziu oświeci co do nowej egzystencji, wcale nie niebiańskiej. Panna Lukrecja i Kornelia, obie z rodu Liszkowskich oraz Marcelina w ten oto sposób pożegnały się z tym, co doczesne i weszły na nową drogę życiową, prowadzącą z powrotem w domowe pielesze. Jednak nie dla nich już zwykła codzienność, teraz ich obowiązkiem jest pokutowanie czyli tu postraszenie jakiegoś nieszczęśnika, tam przejście przez ścianę bez użycia drzwi. Naturalnie nie wszystkich ten nieco dyskusyjny zaszczyt spotyka, mogą go doświadczyć jedynie ci, którzy odpowiednio zasłużyli się dla dworu w Liszkach, a więc są wrogiem polskiego narodu, zagrażają dworskiemu obejściu lub mają jakieś dziwne pomysły co do zagospodarowania resztek ostałych po dziejowej zawierusze . Ten, kto nie docenia upiornych panienek przekona się, że to, co za ich ziemskiej egzystencji dopiero co kiełkowało przez wieki dojrzało, że o nabraniu doświadczenia w fachu pokutno-demonicznym nie wspomnę.

Historie z duchami są zawsze dobrą lekturą, niezależnie od pory roku kiedy po nie sięgamy, jeśli do tego odznaczają się upiornie dobrym poczuciem humoru i nieobcy jest im talent do straszenia, natomiast w ramach entourage`u jest polski dworek to wiadomo, iż będzie się działo. Już sam tytuł „Upiór w ruderze” wskazuje, że lepiej od razu przygotować się na opowieść w jakiej gęsia skórka będzie rywalizowała z wybuchami śmiechu. Oczywiście Andrzej Pilipiuk na tym nie poprzestał, to jedynie wprowadzenie do opowieści w jakiej nie brak klimatu spod znaku strasznego dworu, patriotycznej nuty oraz dziejowych przełomów, no i tytułowej postaci w liczbie mnogiej, objawiających się w osobach, jakżeby inaczej, upiornych dusz pokutujących panienek. Jednak ten kto spodziewa się płochości w zachowaniu i delikatnych dzwonień łańcuszków takoż lekkiego, potrójnego, zawodzenia i pastelowych cieni niech przygotuje się na pełne werwy bohaterki, nie stosujące półśrodków w swych działaniach. W końcu pokuta to pokuta, nie jakieś snucie się i omdlewanie, tu trzeba wykazać się charakterem i pomysłowością, zwłaszcza gdy wróg bramy przekroczył. Podczas czytania dobry humor gwarantowany, na dreszczyk emocji, zapewniam, iż niejeden, również można liczyć. Groza i fantastyka wraz z satyryczną tonacją doskonale uzupełniają się gwarantując brak nudy oraz niezapomniane czytelnicze wrażenia. Na duchy lub jak kto woli upiory liczyć zawsze można, a te spod pióra Andrzeja Pilipiuka nie zawodzą, bo mają inne sposoby by czytelnik był w pełni usatysfakcjonowany z lektury.


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Fabryka  Słów
oraz portalowi
Czytajmy Polskich Autorów