wtorek, 31 maja 2011

"The CZART show"

Dantejskie piekło to przeżytek, podobnie jak gotująca się smoła i w ogóle widok jak z martenowskiego pieca. W dobie pop-kultury i świata korporacji czas na nowe spojrzenia w diabelską czeluść. Nie różni ona się zbytnio od nieba, oba miejsca konkurują ze sobą o klientów, chociaż proponowane rozrywki są zgoła różne to klienci już są podobni.

Jednak by nie było zbyt nowocześnie czart pozostał takim jak w ludowych wyobrażeniach - różki, ogonek, kopytka, o uroku osobistym nie można zapomnieć oczywiście. Co więcej piekło funkcjonuje na giełdzie, ale to już Lucyferowi trochę nie na rękę, bo nie może wyrzucić swojego zastępcę Belzebuba - zarząd uwielbia go. Jakby tego było mało szanowany prezes obchodzi okrągłe urodziny - cztery miliardy lat, a kochani pracownicy nie zapominają o tym fakcie. Nawet sesje terapeutyczne u pewnego mieszkańca piekielnego zakątku nie dają ulgi, władca piekieł przechodzi kryzys. A konkurencja, nie tylko ta z siódmego nieba, nie śpi. W ramach prezentu urodzinowego v-ce prezes daje swemu zwierzchnikowi komputer z dostępem bezprzewodowym do internetu, po prostu żyć i nie umierać - chociaż śmierć jest pojęciem abstrakcyjnym dla króla piekieł i znanym tylko z opowieści. Jednak wracając do sieci - w zalewie informacji Lucyfer wychwytuje tę o konkurencji - ich strona wprost poraża ofertą: sauna, jacuzzi, kółka zainteresowania, możliwość skontaktowania się z Bogiem mailowo i coś jeszcze - basen. Tego już za dużo dla solenizanta, pod kocykiem, w bezpiecznym łóżeczku, spokojnie odreagowuje posunięcia niebiańskiego klubu pogrążając się w rozpaczy. A Piekiełko tylko czeka by zasypać swego zwierzchnika nowymi rewelacjami, gdzieś tam czai się Dante ze swoim wynalazkiem, Belzebub kopie dołki pod prezesem, a pewien łakomczuch zjadł tort urodzinowy i o zgrozo, nawet szczęśliwa wisienka się nie ostała.

Na poprawę humoru Belzebub proponuje Lucyferowi przyśpieszony kurs uwodzenia, lekcji ma udzielić jeden z nowych mieszkańców. Czas więc wskoczyć w garniturek, trochę przystrzyc fryzurę i można zacząć uczyć się jak omotać płeć piękną, a w szczególności jedną z jej przedstawicielek. Angela Miła, bo tak nazywa się obiekt uczuć prezesa, nawet nie wie czyje serce poruszyła i co ten wielbiciel jest w stanie dla niej zrobić - na przykład nauczyć się tańczyć. Jest tylko taki tyci, tyci problem z tą powabną panną, woli swoją płeć ... No, ale piekło ma przepastne szafy, nie wypełnione maszynami do torturowania, ale sukienkami, kosmetykami, więc łatwo będzie odpowiednio ucharakteryzować diabła na diablicę.

Bajki, jakie by nie byłyby realne, mają to do siebie, że nagłe zwroty akcji są częste - i tak samo jest w przypadku Piekiełka, podczas gdy Lucyfer przygotowuje się do wielkiego podrywu, a czarty bawią się na jego urodzinach, ktoś przygotowuje zamach stanu - a raczej wrogie przejęcie stanowiska prezesa. Dywersantem okazał się ... Dante, tak ten od "Boskiej komedii", twórca potężnej machiny burząco -taranującej. Jednego tylko nie wziął pod uwagę Przeznaczenia, które lubi wtrącać się we wszystko, co owocuje nieprzyjemnymi skutkami, przykładowo zesłaniem do Średniowiecza wprost pod widły polujących na czarownice. Niestety rewolta w piekle staje się faktem, tak samo jak ucieczka części diabelskiej społeczności do siódmego nieba. Tylko w jaki sposób archanioł Gabriel - obecnie w funkcji boskiego asystenta wylądował na Ziemi? Nawet sam zainteresowany nie umie dać odpowiedzi na to pytanie zadane przez policję. Jedno jest pewne - Armagedon jest blisko, a zapobiec może temu jeden anioł, dwóch diabłów i Lucyfer - zaginiony gdzieś na powierzchni. Wydaje się, że Belzebub przeprowadzi swój niecny plan, który obejmuje też Siódme Niebo Resort, ale chyba nie zna przysłowia - "jak trwoga to do boga", a zdetronizowany prezes czuje wielką obawą ... Gdzie diabeł podobno nie może pośle przedstawicielkę płci pięknej, a jakiego wysłannika ma Bóg w sytuacjach kryzysowych? Judasza, któżby podejrzewał tego osobnika, o grę na dwa fronty? Nikt, a na pewno nie Belzebub. Małe wtrącenie się losu i wszystko zaczyna wracać do odwiecznego porządku, czyli Piekiełko odzyskuje swego władcę i buduje basen, a Siódme Niebo pozbywa się czartów.

"The CZART show" czyta się szybko i z ciągłym uśmiechem, bo łatwo sobie wyobrazić sobie piekielno-niebiańskie perypetie bohaterów. Autor zawarł w swej historii maksymalnie dużo ironii, jednak tej o pozytywnym wydźwięku, nie oszczędził ani tego co pod nami, ani tego co nad nami. Piekło i niebo na równi są komiczne i kabaretowe, a to czym najczęściej się straszy lub co wychwala pokazane jest w krzywym zwierciadle. Humorystyczna wizja dwóch klubów, a gdzieś pomiędzy nimi ludzie, potencjalni klienci aniołów lub czartów, kuszeni na wszystkie możliwe sposoby ...


Książka przekazana przez portal Sztukateria
i wyd. Verbum Nobile za co Dziękuję

Koniec majówki

Ostatni dzień maja i ostatni stosik majowy :)

J. W. Cortez - "Cel Kajmany", wyd. Novae Res
Katarzyna Rogińska - "Wieża sokoła" , portal Zbrodnia w Bibliotece
Gacek & Szczepańska - "Mag i diabeł", portal Zbrodnia w Bibliotece
Adrienne Barbeau - "Miłość kąsa" , portal
Zbrodnia w Bibliotece

Kobiece pasje i "Natalii 5"



Jakiś czas temu przeczytałam książkę Olg Rudnickiej - "Natalii 5" i oczywiście coś o niej "skrobnęłam". To co wyszło spod pióra, a raczej za pomocą klawiatury, ukazało się na stronie kobiecepasje.pl.
Szczegóły tutaj :)

Prawdziwy anioł

"Okaleczony anioł"

Anioł kojarzy się z istotą doskonałą, bez skaz i wad, piękną wewnętrznie i zewnętrznie, jego atrybutem są skrzydła. Jednocześnie wydaje się odległy od codzienności, a jego idealność niedościgniona. Okaleczony anioł, na pierwszy rzut oka, to oksymoron, coś niemożliwe do zaistnienia, co nie ma prawa wydarzyć się. A jednak, gdyby przyjrzeć się bliżej ludziom ze swego otoczenia lub mijanych codziennie, wielu moglibyśmy określić właśnie mianem takich istot. Czasem rany są widoczne, czasem ukryte przed wzrokiem ludzkim, a czasem blizny, które dostrzegamy, są nieporównywalnie mniejsze z tymi schowanymi w sercu - to one są najboleśniejsze, od nich nie ma
ucieczki.
Czy główna bohaterka jest takim aniołem? Z okaleczonym ciałem i duszą, zamknęła się nie tylko w czterech ścianach domu, lecz także przed bliskimi. Odrzuca pomoc, nie wierzy w nic i nikogo, w siebie również. Słowo "cud" jest dla niej pustym wyrazem, który tylko przypomina jej niepełnosprawność. Opłakiwanie tego co utraciła jest ważniejsze niż przyjaźń, miłość i wszytko to co czym kiedyś żyła. Jednak czy można dziwić się takiej postawie? Odpycha od  siebie najbliższych nie chcąc ich obciążać sobą, chce by żyli tak jak ona kiedyś. Nawet gdy wydaje jej się, że świadomie rani innych nie robi tego na zimno, bez emocji, docenia uczucia innych i pomimo, że mogłaby pogrążyć ich umie się powstrzymać. Jednocześnie chce być sama i by ktoś powiedział, że cokolwiek jeszcze by się wydarzyło, będzie przy niej.

Łatwo wchodzi się w "skórę" innego człowieka mówiąc mu - weź się w garść, powinieneś lub musisz, i dziwimy się gdy ten ktoś odrzuca nasze słowa albo nie chce zastosować się do udzielanych wskazówek. Często powtarza się, że czas leczy rany i czasem to się sprawdza. Marta także z upływem miesięcy otwiera się na innych, ale trudno odzwyczaić się od okazywania swojego gniewu, frustracji niespełnionych marzeń. Raniące słowa są buntem przeciwko kalectwu i niesprawiedliwości losu, nie uderzają tylko w ich adresatów, lecz również w autora, który jednocześnie boi się odrzucenia, ale i litości. Tego obawia się Marta, jak również reakcji na jej osobę, gdyby znów chciała być taką jak przed wypadkiem. Jednak jak wrócić do tamtych chwil gdy jest się
przekonanym, że one przeminęły bezpowrotnie? Jak nie żałować tego co wcześniej było codziennością, a teraz dopiero, patrząc za siebie widzimy widzimy ich wartość? Marta tracąc władzę w nogach uważa, iż odebrała sobie to co było podziwiane w niej najlepsze, nie możliwość ruchu, ale bycie wesołą i towarzyską osobą. Teraz gdy porusza się na wózku inwalidzkim uważa, że nie ma nic do zaoferowania innym, boi się uwierzyć, że jest inaczej. Przecież nawet gdy była sprawna przeżyła rozczarowanie bliskimi, więc czy teraz, gdy nie jest sobą - według własnej subiektywnej oceny, nie będzie tak samo? Jest jeszcze pewna tajemnica skrywana i opłakiwana tak samo, a może nawet bardziej niż paraliż. To właśnie rana ukryta w sercu, sekret, który miał być dopełnieniem szczęścia, a został utracony bezpowrotnie obciąża najbardziej. Podzielenie się tym co skrycie opłakujemy przynosi ulgę, nawet gdy tego nie oczekujemy, nie od razu, ale już się nie jest się samemu w żałobie. Czasem trzeba sięgnąć piekła by zobaczyć niebo. Nie to idealnie błękitnie, gdzie wszystko jest możliwe, lecz to zwyczajne, codzienne, które doceniamy gdy zasłonią go chmury tragedii. W nim
właśnie mieszkają okaleczone anioły, wiedzące co to ból, ale też znające wartość miłości, nieidealne, lecz umiejące dać innym i sobie cud - cud wybaczenia ...

"Okaleczony anioł" to studium życia młodej kobiety okaleczonej po wypadku oraz jej bólu po stracie marzeń. To także historia walki ze wspomnieniami, samym ze sobą i najbliższymi. Próba zrozumienia siebie i innych w obliczu wydarzenia, które nieodwracalnie zmieniło przyszłość. Bohaterka przechodzi od euforii do załamania, nie raz i nie dwa, odrzuca pomoc najbliższych nie chcąc widzieć litości w ich oczach. Jednocześnie potrzebuje pocieszenia i odrzuca je. Nie chce współczucia i sama czuje je wobec siebie. Nielogiczna gmatwanina? Nie, to człowiek, który stracił coś więcej niż zdrowie - także część ukochanej osoby i pozostał z tym sam. To co jeszcze uderza czytelnika to nadzieja, nie wyrażona wprost, ale schowana pod łzami, poczuciem winy i beznadziejności, kryje się ciąg dalszy życia - inny niż był wymarzony, ale też nie gorszy ...


Za możliwość przeczytania książki "Okaleczony anioł" dziękuję autorce  - Beacie Szymurze oraz wydaje.pl

niedziela, 29 maja 2011

Kosmiczna niespodzianka

"Konfrontacja"
Spokojny wieczór, nagle na niebie pojawia się jasny punkt, w ciągu paru sekund staje się oślepiający. Obserwująca to zjawisko przez teleskop Abbey jest przekonana, że to meteoryt i to  na tyle  duży, iż warty jest odnalezienia, szczególnie gdy dowiaduje się jaką wartość może osiągnąć na aukcji internetowej. Tylko dlaczego "gość z kosmosu" nie spowodował żadnej fali czy też pożaru w chwili zetknięcia z ziemią? Kto mógł zabić szanowanego profesora, w jego własnym domu, nie oszczędzając nawet małego psiaka? Rabunek, zemsta, a może przyczyna leży w pracy naukowca? Przed śmiercią wykradł z instytutu badawczego dysk i przesłał go pocztą do swojego dawnego studenta i współpracownika. Przesyłka dociera do adresata już po śmierci nadawcy, może odkrycie nietypowego promieniowania w kosmosie, które zawiera było przyczyną morderstwa. "Miodowniki" jako kamienie jubilerskie mogłyby zrobić "karierę" na rynku biżuterii, gdyby nie to, że zawierają radioaktywny pierwiastek, a od tego już krok do możliwości zbudowania bomby. Ich źródłem pochodzenia wydaje się być Kambodża, jednak stosunki dyplomatyczne nie pozwalają USA na bezpośrednie działanie. W takim momencie na scenę wkracza, a raczej do Białego Domu zostaje wezwany Wyman Ford, były agent CIA. Jako osoba prywatna może na miejscu przyjrzeć się skąd tak naprawdę pochodzą minerały i jednocześnie w razie wpadki nie rzuci cienia na Stany Zjednoczone. Układ idealny, no prawie - bo Ford może liczyć na pomoc tylko gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem, jednak gdyby powinęła mu się noga ... no w takiej sytuacji będzie musiał liczyć na swoją pomysłowość. Trzy niełączące się wątki, ale jedno jest pewne sprawy łączą się, a powiązania pomiędzy nimi odkryje specjalny wysłannik rządu amerykańskiego. Na razie jednak jego zadanie to "miodowniki".
Początek mocny i podobny do innych książek autora, które czytałam, więc można się spodziewać, że akcja będzie miała szybkie tempo i nader zaskakujące wątki - co w sumie już można poczuć na pierwszych stronach "Konfrontacji". Gra się rozpoczęła, bohaterzy zajęli już swoje miejsca na szachownicy, każdy z nich zrobił swój pierwszy ruch. Jak na razie działają oddzielnie, zajmując się sprawami, które mają im przynieść zyski czy to w postaci pieniędzy czy sławy naukowej lub bezpieczeństwa narodowego.
Przesłany dysk zawiera bardzo interesujące informacje o promieniowaniu, które może mieć wpływ także na życie na Ziemi. Mark Corso widzi w obserwacjach swego nieżyjącego mentora oraz swoich ciekawą anomalię, jaką powinno zająć się w trybie priorytetowym, więc dlaczego jego nowy szef jest niezainteresowany tym tematem? Wręcz zirytowany, że młody naukowiec zajmuje się nim, tak jakby zależało mu na tym by zapomniał o tym co zaobserwował.
Tymczasem Ford zagłębia się w kambodżańską dżunglę by dotrzeć do kopalni gdzie wydobywa się promieniotwórcze minerały.Jej odnalezienie nie jest trudne, chociaż dziwnym wydaje się, że w dobie satelitów szpiegowskich CIA nie namierzyło położenia samodzielnie. Przypadek czy ktoś toczy rozgrywkę, w której były agent jest tylko zasłoną dymną? Jednak Forda nie obowiązują zasady Agencji, a sumienie też mu nie pozwala na pozostawienie okolicznych mieszkańców na pastwę Czerwonych Khmerów, czas więc trochę "wstrząsnąć" miejscem wydobycia.
Mark Corso przedstawia zgromadzone dane na szerszym forum, jednak nikt nie jest nimi zainteresowany, co gorsza wmawia mu się, iż dostrzega to co sam chce zobaczyć. Ważniejsze dla słuchaczy są rutynowe dane, które nic nie wnoszą w badania. Czy można uznać to za przypadek, ignorancję czy może za coś co ma drugie dno, czasem o zabójczym kontekście.
Meteoryt też zostaje odnaleziony, a przynajmniej tak zdaje się Abbey gdy odnajduje krater. Problemem jest tylko to, że to co miała odnaleźć brakuje. Do tego łódź ojca, którą dziewczyna pożyczyła tonie, no i jeszcze trup dawnego kolegi, którego raniła śmiertelnie w obronie własnej.
Trójka bohaterów i trzy wątki, z których tylko jeden wydaje się zakończony się sukcesem. Ale czy na pewno? Coś nie daje spokoju Fordowi, nawet wyjaśnienia jego mocodawców nie zawierają całej prawdy. Jednak wątek meteoru zauważonego przez Abbey i kopalnia minerałów łączą się ze sobą - to co uderzyło w ziemię na obszarze USA odnalazło się w Kambodży. Jak to możliwe? Przebiło Ziemię na wylot ...
Wydaje się, że historia ma swój koniec, ale żyłka detektywistyczna prowadzi Wymana Forda do miasteczka gdzie mieszka Abbey. W ramach odpoczynku chce sprawdzić informacje o pirackim skarbie, którego dziewczyna podobno szukała. Zbyt wiele nieścisłości jest w jej opowieści, a to co zaakceptowała Policja jest zbyt naciąganą teorią według niego. Dwa wątki już się połączyły, ale to dopiero początek. Pozostaje jeszcze Mark Corso wyrzucony z pracy, lecz mający w posiadaniu dysk z odkryciem swego mentora. Nim jednak do niego dotrze Ford zostaje on zamordowany, ale informacje trafia w jego ręce. Od tego momentu akcja przyśpiesza jeszcze bardziej, bo Ci, którym zależy na odzyskaniu dysku traktują zabójstwo jako najszybszy środek dotarcia do celu. Komu zależy na danych zgromadzonych na tym urządzeniu, że nie tylko eliminuje wszystkich, wiedzących o odkryciu, ale także ma wpływ na pracę rządowego instytutu?
Akcja zaczyna wykraczać nie tylko poza USA, ale i samą Ziemię, tajemniczy meteoryt ma związek z Marsem, a dokładniej z jego satelitą. To na nim jest urządzenie, które może być początkiem Armageddonu dla naszej planety. Nadal pozostaje pytanie kto stoi za zabójstwami i zatajaniem prawdy. Nie zawsze gdy nie wiadomo o co chodzi to powodem są pieniądze, czasami są to czyjejś ambicje, a gdy do nich doda się jeszcze chęć udowodnienia wyższości jednej religii nad drugą to przyczyna jest idealna.
"Konfrontacja" to książka z pogranicza literatury fantastyczno-naukowej, sensacyjnej i przygodowej. Z jednej strony meteoryty, Mars i kosmiczna broń, a z drugiej strony samotny bohater, który zawsze jest po właściwej strony barykady , no i nie można zapomnieć o suspensie, który zaczyna się na pierwszych stronach książki i jest obecny do ostatniej strony. Tak jak w innych tytułach autora i przy tym nie można się nudzić, ciągle jest się zaskakiwanym rozwinięciem wątków i tym, kto jest człowiekiem "cienia".

Spoglądając w niebo rzadko się zastanawiamy nad tym co może przynieść nam kosmiczna otchłań, może warto poobserwować ten krajobraz częściej, bo niesie ze sobą wspomnienia milionów lat.


Książka przekazana przez portal Sztukateria 
i wyd. G+J za co Dziękuję

Niezbędnik Twardzielek



W ramach akcji "Włóczykijki" dotarła do mnie książka Marioli Zaczynskiej "Jak to robią twardzielki" wraz z niezbędnikiem Twardzielek pomysłu Sylwii









Kamuflaż doskonały

"Kamuflaż"

Spokojne miasteczko gdzieś na prowincji Stanów Zjednoczonych, gdzie większość mieszkańców zna się od dziecka, a sensacja jest tak rzadka jak przysłowiowy "śnieg w maju", oczywiście są plotki, ale też nie nazbyt złośliwe. Prawdziwie sielska kraina, oaza szczęścia, gdzie urodziła się v-ce miss stanu i do której wróciła wraz z mężem. Jej życie może i budziło trochę zazdrości w znajomych, ale życzliwość była o wiele większa. Wszystko układało się jak w bajce, udane życie rodzinne, zadowolenie z siebie i nagle rajska bańka pęka, z przydomowej piaskownicy znika kilkuletnie dziecko. Jak to możliwe? Przecież prawie cały czas ojciec miał syna na oku. To co wydawało się niemożliwe do wydarzenia w tym miejscu właśnie dokonało się. Ktoś porwał chłopca prawie z domu rodzinnego. Rodzice nie mogą uwierzyć w to, że ich syn może być ofiarą takiego przestępstwa. Może gdyby mężczyzna nie wszedł na chwilę do domu albo nie czytał gazety lub ... w tym momencie matka wpada w histerię, zaczyna obwiniać swego męża. Kto i dlaczego dopuścił się tego czynu? Na razie wiadomo jedno, sprawca dokładnie znał plan dnia rodziny i prędzej czy później i tak porwałby chłopca. I coś jeszcze - pozostawione ślady wskazują, że porywacz jest mieszkańcem miasteczka ... Spokojnego, sielskiego i mającego swe mroczniejsze alter ego, gdzie nie wszyscy są tacy życzliwi jakby się mogło wydawać na początku. Pierwsze złudzenia co do rajskiego zakątka opadają gdyby się bliżej przyjrzeć najbliższym sąsiadom zrozpaczonej rodziny, równie zamożnym i szczęśliwym, jednak mającym rysę na swoim rodzinnym portrecie w osobie syna, który już niejedno nosi na sumieniu.

Sprawa wydaje się łatwa do rozwiązania, kilka dni i wszystko zakończy się happy endem, jak może być inaczej skoro przejęła ją policja stanowa? Porwanie dla okupu czy w innym celu? Jeżeli dla pieniędzy to dlaczego nikt jeszcze nie zgłosił się z żądaniem? A gdyby powodem był inny cel to jaki? Zemsta? Może w tym przypadku intuicja małomiasteczkowego szeryfa jest lepsza niż specjalistów ze zwierzchniej jednostki. Coś rzuciło mu się w oczy prawie od razu, ale chyba nie będzie miało to wpływu na przebieg śledztwa. W końcu szczęśliwy ojciec i mąż może nie być na żadnym zdjęciu swojej rodziny, prawda ... ? Odpowiedź na to pytanie może padnie później, teraz nadchodzi czas na rekonstrukcję samego porwania, a ta przedstawia się dosyć niepokojąco, sprawa nie wydaje się już taka oczywista, chociaż trop o miejscowym sprawcy zaczyna być nad wyraz prawdopodobny. Dni mijają, a dochodzenie nie posuwa się do przodu, jakby tego było mało, sprawca porwania podrzuca do piaskownicy gdzie bawiło się porwane dziecko, manekina z ludzkim skalpem. Po tym zdarzeniu matka, która już i tak zamknęła się w swoim  świecie, w ogóle traci kontakt z rzeczywistością. Jedno staje się pewne - porywacz zna się na kryminalistyce i nieobcy mu skalpel. Znaleziono także kartkę z jednym słowem "WSZYSCY", kogo dotyczy? Dla szeryfa każdy jest podejrzany, w każdej twarzy szuka najmniejszego śladu, który mógłby zdradzić zbrodniarza, jego kolega z policji stanowej też nie zamierza się poddać. Czas by bliżej przyjrzeć się zrozpaczonej rodzinie, bo i jej idealny obraz zaczyna pękać. A może był całkowicie inny niż było to przedstawiane otoczeniu?  A wszelkie wątpliwości były chowane z życzliwości dla sąsiadów bądź znajomych. Podobnie jak starano się zachować w tajemnicy nękanie młodej dziewczyny przez syna szanowanych obywateli miasta. I znów śledczy wracają do osoby z początku listy, ale i ten trop gmatwa się. Podejrzany staje się także ofiarą, a intryga zaczyna przypominać pajęczynę tkaną od wielu lat, do której ktoś wciąga coraz to nowe osoby, wszystkie one mają jak na razie tylko jeden wspólny punkt - matkę porwanego chłopca, która była nękana przez lata.
Sześcioletni syn pastora zostaje porwany z własnego pokoju, niedługo potem w miejscowym markecie zostaje znalezione jego serce. Wsparciem dla miotających się w wielu wątkach policjantach okazuje się pani psycholog, doświadczona w tego rodzaju sprawach i nie mająca złudzeń, ze to jeszcze nie koniec bestialskich zbrodni.
Ofiary z teraźniejszości są tylko pokłosem wydarzeń sprzed lat, kiedy zbrodniarz zaczynał swoją działalność. Jako szanowany obywatel wiedział, że opinię publiczną ma za sobą, iż to jemu będą wierzyć mieszkańcy miasteczka, no i liczył na strach skrzywdzonych. Przez lata był bezkarny, ale gdy poczuł zagrożenie zaczął eliminować świadków. Wreszcie gdy do głosu dochodzą ci, którzy doświadczyli z jego strony bólu szeryf nie może uwierzyć w to co słyszy, prawda wreszcie wychodzi na światło dzienne. Miasteczko, które było dla niego przedłużeniem domu rodzinnego nagle staje się wrogie i obce. Jednak chce sam wymierzyć sprawiedliwość, nie włączając w to przyjezdnych. Czy postępuje słusznie? Może chce oszczędzić bólu ludziom, których zna i których miał ochraniać. Jednak tam gdzie wchodzą osobiste emocje łatwo można stracić z oczu prawdę i ulec swoim wyobrażeniom, a działanie na własną rękę tylko jeszcze bardziej gmatwa śledztwo. Sprawca nadal wyprzedza policję, a miarą jego jego pozostawania na przodzie wyścigu jest  liczba ofiar. Porwanie chłopca było katalizatorem dla nowych zbrodni i odsłoniło te z przeszłości. Jedna za drugą następują kolejne i tak samo są odkrywane stare. Spirala gwałtów i morderstw ciągle powiększa się, a jej końca nie widać. Policja sama stała się zakładnikiem tego kogo tak intensywnie poszukuje. Tak jak wcześniej trzymał w potrzasku swoje ofiary, tak samo postępuje ze ścigającymi go. Wykorzystuje ich obawy, strach i ambicję, jak na razie to on nadal prowadzi w grze, gdzie ceną są kolejne ludzkie życia. I wreszcie moment kulminacyjny - złapanie zwyrodnialca, a raczej jego żeńskiego odpowiednika. Na karę jeszcze nadejdzie czas, na razie zaczyna płonąć święte oburzenie z rodzaju tych, które są powodem linczu - "jak mogło dojść do czegoś takiego w naszym mieście?". Pozostaje tylko pytanie dlaczego nikt wcześniej nie miał odwagi by przerwać ten łańcuch zła? Nic nie można było zauważyć i czy sprawcy byli aż tak przebiegli, że udało im się oszukać całe siedlisko? A może wiara, że to co dzieje się gdzie indziej nie ma prawa przydarzyć się w naszym bezpiecznym otoczeniu. Jest ona tak wielka, iż sprawia, że jesteśmy ślepi na znaki ostrzegawcze? Gdy już dochodzi do nieszczęścia trudno uwierzyć, że odpowiedzialnym jest ktoś kogo się dobrze zna, kto wyznaje takie same zasady jak my.

"Kamuflaż" zaczyna się się sielsko i szczęśliwie, nic nie zapowiada tego co czeka czytelnika po kilku stronach. Piękny krajobraz zaczyna ujawniać coraz więcej ciemnych zaułków, niebezpiecznych zakrętów, przepaści. Nikt nie jest bez winy, niczego nie można rozważać w kategoriach czerni i bieli. Wydaje się, że zło nie ma końca, to co wydawało się najwyższym punktem jest tylko przystankiem w drodze na szczyt okrucieństwa i zwyrodnienia. Tytuł świetnie oddaje wszystkie wątki opowiadanej historii i każdą z przedstawionych postaci, bo jest on wszechobecny. Dotyczy ludzi, zachowań, krajobrazu, wszystko to mniej lub bardziej służyło ukryciu zbrodni popełnianych  w jasny dzień. Nikt nie dostrzegł zła czającego się w uśmiechach, miłych pozdrowieniach i przyjacielskiej pomocy.
Książka Ewy Ostrowskiej to coś więcej niż sensacja, to szczegółowy portret społeczności, która uwierzyła, że stoi ponad złem, które dotyka innych.

 Książka przekazana  przez
Wydawnictwo Oficynka, za co dziękuję 

sobota, 28 maja 2011

Poczta działa sprawnie ;)

Poczta działa, listonosz na zastępstwie rzuca trochę mordercze spojrzenie, bo słowo pisane ma swoją wagę ;)

Marek Krajewski - "Erynie", wyd. Znak
Jakub Góralczyk - "The  CZART show", sztukater.pl
Marek Krajewski - "Liczby Charona", wyd. Znak
John Marsden - "Jutro", wyd. Znak
 Maggie Stiefvater - "Lament", sztukater.pl
Douglas Preston - "Konfrontacja", wyd. Znak

Za możliwość przeczytania tych książek dziekuję


Prawda zwyciężonych

 "Brygantka"

Włochy, kraj kojarzony przez pryzmat historii, od  starożytności po dzień dzisiejszy na językach całego świata. Rzym, Wenecja, Mediolan, Florencja i wiele jeszcze innych miejsc, które same w sobie są symbolami. Wydaje się, że wszystko wiemy o tym rejonie, bo jakże by inaczej, jednak czy na pewno? Może i bez trudu wyrecytujemy bogów rzymskich, niektórzy wspomną epokę renesansu czy bogatego baroku, jednak wieki późniejsze giną pośród innych wydarzeń, dopiero wiek XX znowu pozwala pochwalić się wiadomościami o tym państwie. A co z XIX stuleciem? Na całym świecie zachodziły w tym czasie gwałtowne zmiany, nie ominęły też one Włoch. O tamtych wydarzeniach brak wiedzy w szerszym gronie, chociaż to co się wtedy miało miejsce miały wpływ na późniejsze lata.
Historia to podobna wersja wydarzeń napisana przez zwycięzców, bo zwyciężeni już nie są dopuszczani do głosu. "Brygantka" dotyczy tej drugiej grupy, poza granicami Włoch wiedza o powstaniu z lat 60-tych XIX w. jest mało znana, dlatego warto poznać ten skrawek dziejów półwyspu Apenińskiego. Wbrew potocznemu znaczeniu słowa "brygantyzm", nie oznacza tylko rozbójnictwa i grabieży, czy to kojarzonym z włoskim odpowiednikiem drużyny Robin Hooda czy bardziej brutalnym - bandą złodziei. Bryganci to uczestnicy zrywu chłopskiego z roku 1861, oczywiście, jak to bywa przy tego typu wydarzeniach, grabieże też miały miejsce, jednak nie powinny być one tylko jedynym zapamiętanym fragmentem. Także romantyczno-legendarne ujęcie nie ukazuje tego co faktycznie zaszło w tym czasie. Gdzieś pomiędzy prawdą zwycięzców i przekazem zwyciężonych jest prawdziwa historia powstania i powstańców - obojga płci.

"Brygantka" przedstawia zryw przez przyzmat kobiety biorącej w nim udział i to z bronią w ręku. Autorka książki we wstępie nakreśla tło społeczno-obyczajowe tamtych lat by przybliżyć czytelnikowi atmosferę, która miała wpływ na wybory głównej bohaterki. Fabularyzowana powieść napisana w formie wspomnień uczestniczki powstania, która po ponad dwudziestu latach spędzonych w więzieniu zaczyna wspominać nie tylko sam zryw, ale i źródła podjęcia decyzji o przystąpieniu do niego. Jako kobieta pochodząca z zamożnego domu była osobą wykształconą, jednak nie była to formalna edukacja. Kształcenie kobiet uznawano w jej kręgach za kaprys, umiejętność pisania była podejrzeniem o zdradę - w końcu można było pisać listy do innego mężczyzny niż mąż, a jedyną książkę odpowiednią do czytania dla kobiet uznawano brewiarz. Jednak bohaterka nie od  razu buntuje się przeciwko takim poglądom, pomimo swego wykształcenia godzi się na życie zgodnie ze schematami zachowania uważanymi za słuszne przez jej ojca, a później męża. Gdzieś w niej tli się zalążek buntu, jednak nikt nie spodziewał się, że przyjmie postać zbrodni, od tego momentu pozostawia za sobą cała dotychczasową egzystencję. Czy zabicie męża można uznać za symbol zerwania z tym co ograniczało bohaterkę? Czyn ten spowodował wyjście ze świata, który niewolił, ale był znany w życie całkowicie samodzielne i odmienne od tego z dziecięcych marzeń. Takie odczucia bohaterka dzieli z bratem i dziesiątkami innych ludzi, którzy przyłączają się do ugrupowań brygantów w nadziei, że będzie im dane walczyć o ideały bądź też nie mają już nic więcej do stracenia, a życie dla nich jest pasmem walki o chleb. Brak przyszłości popychał ich do przystawania do licznych zgromadzeń powstańców, chociaż miały one o wiele mniej patriotyczny czy też romantyczny charakter niż to się mogło wydawać. Ostateczna przemiana dochodzi w bohaterce w momencie gdy porzuca kobiecy strój na rzecz męskiego, to co współcześnie może wydawać się zbyt mocno podkreślone w ówczesnych okolicznościach było przełamaniem nie tylko tradycji, ale i pokonaniem własnych granic. Czym innym jest czytanie o wielkich czynach i marzenia o uczestniczeniu w nich, a co innego bycie ich nie tylko obserwatorem, ale i aktywną stroną. Pierwsze zachwyty nad wolnością powoli ustępują miejsca prawdziwemu obrazowi świata - nędzy, głodowi, chciwości.
Autorka "Brygantki" we wspomnieniach swej bohaterki ukazuje nie tylko dopiero co odkrytą przez nią wolność, lecz także ukazuje zmiany zachodzące w ludziach, których znała całkiem w innych rolach. Jest uważnym obserwatorem życia swoich towarzyszy, z którymi zetknął ją los. Opinie przez nią wyrażane są subiektywne, jednak cała opowieść ma na celu przybliżenie historii poprzez konkretnego bohatera. Rzeczywiste wydarzenia są przedstawiane nie bezosobowo, jako zbiór dat, ale jako osobiste przeżycia konkretnego człowieka. W ten sposób opowieść zwyciężonych zyskuje siłę dla  swego przekazu.
"Brygantka" to zbiorowy portret kobiet-powstańców przedstawiony w osobie jednej z uczestniczek. Kanwą są prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce we Włoszech w 1861 r., jednak takie ujęcie tej książki to tylko mały wycinek jej zawartości. Historia jednej kobiety, za którą stoją setki innych, mnie lub bardziej jej podobnych. Łączy je jedno były powstańcami, na równi z mężczyznami brały udział w walce, a po klęsce zostały nie tylko osądzone za swoje czyny, lecz także za to, iż miały odwagę przeciwstawić się drodze wytyczonej dla nich przez innych. Nie oszczędzono im niczego, sądzono je surowiej, a w końcu zapomniano o nich. Powieść nie jest eposem bohaterskim, nie ma na celu gloryfikowanie kobiet powstańców, ona tylko pokazuje zapomniany kawałek dziejów.


Książka przekazana przez portal Sztukateria 
i wyd.  Dodo Editor za co Dziękuję

piątek, 27 maja 2011

Agnieszka Podolecka


Agnieszka Podolecka autorka "Za głosem Sangomy sangomy" i "Żaru Sahelu", miłośniczka Afryki, zafascynowana kulturą tego kontynentu. W jej książkach czytelnik odnajduje czar odległego lądu, ale ma też okazje poznać nieznane religie i ludzi, żyjących według jakże odmiennych zwyczajów od europejskich.

Urodzona 8 grudnia 1970 w Sri Lance, wychowana w Gdyni, absolwentka orientalistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, Agnieszka Podolecka od dzieciństwa fascynowała się innymi religiami i kulturami. Dorastała otoczona magią egzotyki i zawsze poszukiwała głębi w innych tradycjach. Gdy los rzucił ją na kilka lat do Republiki Południowej Afryki, wykorzystała ten czas na poznawanie jej mieszkańców, mówiących licznymi językami, wierzących w różnych bogów, mających obyczaje zupełnie odmienne od europejskich. Medytowała pod opieką szamana, rozmawiała z ludowymi uzdrowicielami. Na bazie swych przeżyć napisała „Za głosem sangomy”, powieść, która tchnie miłością do Afryki, ale zachowuje zdrowy dystans do nieakceptowanych przez nas obyczajów. Akcja jej drugiej książki, „Żar Sahelu”, zabiera nas w podróż po Afryce Zachodniej, gdzie bohaterowie muszą się zmierzyć z dziką przyrodą, własnymi problemami i… zaskakującą ich nagle miłością. A wszystko pod czujnym okiem szamanów, Dogonów i Tuaregów. Obecnie Autorka mieszka na wsi pod Warszawą. Pisze doktorat na temat szamanizmu południowoafrykańskiego.

Wywiad:

- Jak rodzą się pomysły na książki? Skąd czerpie Pani inspiracje?

- „Za głosem sangomy” narodziło się ze snów o Afryce, jaką poznałam mieszkając w RPA. Choć te sny zaprowadziły mnie również do kilku innych krajów. To uwolniło moją wyobraźnię i spowodowało cały taniec myśli. W efekcie akcję „Żaru Sahelu” już świadomie umieściłam w Afryce. Tylko tam mogły się zdarzyć przygody, które stały się udziałem polskiej rodziny i ich przyjaciół. Chciałam pokazać piękny i niezwykły kawałek świata i pomyślałam, że polscy czytelnicy będą chcieli nie tylko przeżyć przygodę ale i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Stąd pomysł na Afrykę właśnie.

- Którą pozycję ze swojego dorobku literackiego najchętniej widziałaby
Pani na dużym ekranie? Dlaczego właśnie tę?

- Myślę, że „Za głosem sangomy” jest bardziej filmową opowieścią. Niektórzy twierdzą, że to gotowy scenariusz! Ale gdyby Annę z „Żaru Sahelu” zagrała Meryl Streep… To by była idealna rola i dzięki niej mógłby powstać idealny film. Jeśli coś takiego istnieje;-)

- Ma Pani ulubionego bohatera swoich książek?

- William z „Żaru Sahelu”, mam do niego największy sentyment! Chyba dlatego, że musiał przejść największą przemianę ze wszystkich postaci, jakie stworzyłam a jednocześnie jest bardzo młody, ma małe życiowe doświadczenie. W końcu ma raptem 18 lat i z nieodpowiedzialnego, sfrustrowanego nastolatka ma się zamienić w mężczyznę odpowiedzialnego za życie Belli. Tak naprawdę jednak mam sentyment wszystkich moich bohaterów.

- Proszę podać 3 tytuły ulubionych książek. Odegrały w Pani życiu
ważną rolę? Darzy je Pani sentymentem? Proszę zdradzić szczegóły.

- Zdecydowanie „Niebiańska przepowiednia” Redfielda. Znakomity pomysł na połączenie powieści przygodowej z mądrą, filozoficzną opowieścią. Wierzę, że świadome używanie swojej energii, dzielenie się nią z innymi, przekazywanie sobie dobra i pozytywnych myśli, może pomóc w nawiązywaniu i podtrzymywaniu relacji międzyludzkich. Ta książka idealnie oddaje moje podejście do życia i, gdy jest mi źle, sięgam po nią, by nabrać dystansu do otoczenia i po prostu poczuć się lepiej. Bardzo również lubię „Ósemkę” Katherine Neville i książki Marioli Zaczyńskiej. Działają na mnie jak prozac;-)

- Którego z pisarzy (polskich i zagranicznych) darzy Pani największym autorytetem?

- Nie lubię mieć autorytetów. Kojarzą mi się z kimś odległym, niedostępnym, niedoścignionym. A ja uważam, że jak człowiek się bardzo stara, to w końcu osiąga cel. Szczerze mówiąc, jedynym żyjącym autorytetem może być dla mnie Dalajlama, a jego książki tchną spokojem, miłością, mądrością i ogromną tolerancją, której w Polsce dramatycznie brakuje.

- Gdyby nie był Pani pisarką to... No właśnie, kim chciała Pani zostać?

- Archeologiem. To byłby świetny zawód, choć niemożliwy do wykonania, gdy się ma małe dzieci. Dla żadnego zawodu bym ich nie zostawiła, a przecież archeolog realizuje się w pracy na wykopaliskach. Mogłabym być też nauczycielem akademickim. Lubię pracować z ludźmi, studenci mogą dać mnóstwo satysfakcji.

- Jaki jest Pani ulubiony film? Dlaczego właśnie ten?

- „Obsesja” na podstawie książki A. Byatt. Mądra i wzruszająca historia o dwójce naukowców, którzy odkrywają listy wiktoriańskiego poety i poetki i łączące ich uczucie. Zarówno film jak książka pokazują, że pewne wartości w życiu człowieka są niezmienne bez względu na czasy w jakich żyjemy. A jednocześnie film ma niepowtarzalny klimat i można go oglądać wiele razy.

- A seriale? Lubi je Pani oglądać? Jeśli tak, to jaki jest Pani zdaniem najlepszy oraz który z emitowanych obecnie zasługuje na uwagę.

- Nie oglądam seriali, mam za mało czasu. Wolne chwile wolę spędzać aktywnie, pływać, jeździć na rowerze podziwiając las, pracować w ogrodzie. Albo obejrzeć film, który naprawdę lubię.

- Jaki gatunek muzyki jest Pani najbliższy? Proszę podzielić się z nami swoimi ulubionymi wykonawcami.

- Lubię muzykę spokojną – smooth jazz, ballady, muzykę klasyczną. Nie mam ulubionych wykonawców, ale chętnie słuchać Katie Melua i Nory Jones. Co jeszcze? Pink Floyd, Camel, Eric Clapton i muzykę taneczną lat ’70 i ’80 bez względu na to jak jest kiczowata;-)

- Domyślamy się, że największą pasję stanowi pisanie. A poza nim? Ma Pani inne hobby?

- Odkryłam niedawno pasję ogrodnictwa, naprawdę lubię grzebać w ziemi! Kocham moich przyjaciół i spędzanie z nimi czasu uważam za wspaniałą rozrywkę. I oczywiście uwielbiam czytać;-)

- Największe marzenie? Już zrealizowane? Czy może jeszcze przed Panią?

- Proste – żeby moi bliscy byli zdrowi. Zawodowo? To na razie tajemnica;-)

- Pani motto życiowe?

- Zacytuję Dalajlamę: człowiek rodzi się po to, by być szczęśliwy. I mój własny cytat, słowa William z „Żaru Sahelu”: być szczęśliwym według własnej definicji szczęścia. To wymaga odwagi, ale wszystko jest możliwe;-)

Dziękuję za udzielenie wywiadu p. Agnieszce Podoleckiej

Wydane książki:






Linki:

www.podolecka.com